3 listopada 2015 roku w ramach trasy koncertowej „War of Kings World Tour” szwedzka formacja Europe odwiedziła stołeczny klub Progresja. Zapraszamy do obejrzenia galerii zdjęć z wydarzenia.
Zanim Szwedzi pojawili się na scenie, najpierw zaprezentowała się rodzima formacja Coria, a zaraz po niej islandzkie trio The Vintage Caravan. Cóż, polski band zagrał solidnie i widać progres w muzycznej działalności tego zespołu, jednak osobiście taka muzyka jakoś mało mnie zachwyca i raczej nie przekonuje, co nie znaczy, że występ Corii się nie podobał publiczności. Szybko zapomniałam o krótkiej rozgrzewce polskiego zespołu, a to za sprawą drugiego tego wieczoru supportu, a mianowicie wspomnianej już formacji The Vintage Caravan. Nie ukrywam, czekałam na ten występ i moje oczekiwania zostały spełnione, ba! rzec mogę śmiało, że nawet dostałam więcej, niż oczekiwałam. Świetny występ, pełen młodzieńczej szalonej werwy, sceniczny spontan i wielka szczera radość z grania, bycia na scenie i bycia z publicznością. TVC zaprezentował utwory między innymi ze swojego ostatniego tegorocznego wydawnictwa pt. „ Arrival” i muszę przyznać, że zabrzmiały one niezwykle dynamicznie i porwały zgromadzoną publiczność. Proste granie, proste utwory, dobrze wykonane, chwytliwa linia melodyczna utworów i absolutna szczerość płynąca ze sceny to przepis na niewątpliwy sukces tego zespołu. Świetnie sprawdził się jako support, rozgrzał zgromadzonych fanów rocka dość porządnie i wiadomo było, że danie główne po takim wstępie będzie smakować jeszcze bardziej.
Jak i The Vintage Caravan, tak i Europe to zespoły, które mam zaszczyt obserwować od samego początku ich muzycznej kariery. No może w przypadku Europe rok 1979 był raczej poza moim zasięgiem, ale już lata 1984 – 1986 pamiętam doskonale. Różnica oczywiście jest znacząca w tej obserwacji, bo 30 lat kariery, a 9 lat to sporo. Czy gdyby na przykład w taki The Vintage Caravan ktoś wpakował takie pieniądze, jak w połowie lat 80-tych zrobiono to w przypadku Europe, ciekawe, czy odnieśli by chociaż częściowo taki sukces, jak gwiazda tego wieczoru. Bo niewątpliwie Europe to zespół, który zapracował sobie na swoją pozycję na rynku, nie tylko jednym przebojem, ale całą swoją twórczością. Udowodnił to podczas swojego warszawskiego występu i pokazał, że ciężką pracą i konsekwencją w działaniu można osiągnąć naprawdę wiele.
Gdy w 1985 roku, jako dzieciak przyklejałam na klapie deski klozetowej w swojej rodzinnej toalecie naklejkę zespołu Europe, do głowy mi nie przyszło, że mogę po 30-tu latach od tego pamiętnego w mym domu wydarzenia jechać przez pół Polski, by zobaczyć właśnie ten zespół. Mało tego, pomyślenie, że mogę się Europe zachwycić to już w ogóle jakaś czysta wtedy byłaby abstrakcja. A właśnie tak wczoraj było. To mój pierwszy koncert Europe i jestem absolutnie zachwycona wszystkim, co zobaczyłam i usłyszałam. Ostatnia płyta „War of Kings” wydana w marcu tego roku to jedna z najlepszych tegorocznych płyt. Właśnie z tej płyty Europe zagrał kilka utworów. Dla mnie osobiście mogli zagrać dużo więcej z tej płyty, no ale wydając w karierze 10 albumów trzeba znaleźć miejsce w setliście także dla innych kawałków. Nie zabrakło chóralnie odśpiewanego numeru „Carrie”, który zawsze uważałam za szczyt obciachu, a wczoraj mi przeszło i zdarłam gardełko, między innymi na tym utworze. Zagrano także „Rock The Night”. To jeden z tych nielicznych kawałków, który przykuwał uwagę co po niektórych zatwardziałych fanów heavy metalu, do czego oczywiście żaden się nie przyznawał ;) 18 utworów z różnych płyt wydanych przez Europe wykonano po mistrzowsku. Mocno, ciężko, melodyjnie. Zespół jest w doskonałej formie i widać, że granie sprawia im wielką przyjemność. Pełna sala fanów, świetna zabawa, doskonały kontakt z publicznością. Czego chcieć więcej! Dość ciężko było się kiedyś przyznać fanom ciężkiego grania do tego, że się słucha Europe. Dziś, moim skromnym zdaniem każdy fan rocka powinien zakosztować chociażby jednego takiego występu bandu, który absolutnie sobie na takie przyjęcie zasłużył.