Dla The Kills będzie to pierwszy koncert w Polsce! M83 wracają na Open’era po świetnie wspominanym występie w 2009 roku. Major Lazer dołączają do składu World Stage a Dry the River przywiozą polskiej publiczności swoją świetną debiutancką płytę „Shallow Bed”.
Trudno uwierzyć, że The Kills jeszcze nigdy nie zagrali w Polsce. Są jednym z filarów wytwórni Domino, dla której nagrywa inna z tegorocznych gwiazd Open’era – Franz Ferdinand. Amerykanka Alison Mosshart i Brytyjczyk Jamie Hince przybrali dość absurdalne pseudonimy, odpowiednio VV i Hotel, i zadebiutowali w 2003 roku, z miejsca spotykając się z porównaniami do The White Stripes. Damsko-męski duet, instrumentarium, które można zmieścić w bagażniku większego samochodu, aura tajemniczości otaczająca muzyków i ich relację. Nie zgadzały się tylko role. W The Kills śpiewa kobieta, a odstępstwa od normy są wyjątkiem, zupełnie ja u The White Stripes. Surowa „Keep On Your Mean Side” ukazała się na dodatek dokładnie tego samego dnia co opus magnum The White Stripes – „Elephant”. Ba, obie płyty były nagrywane nawet w tym samym studiu. Za kilka lat drogi tych dwóch zespołów znowu miały się przeciąć, ale na razie The Kills, swoją drugą płytą „No Wow” postanowili uciec z biało-czerwonej szuflady małżeństwa White. Nagrana w zaledwie dwa tygodnie była mniej garażowa, a bardziej motoryczna, trochę w stylu punkowych zespołów Nowej Fali, co było także zasługą produkcji, pozbawionej zupełnie znanego z debiutu charakteru lo-fi.
Rok 2008 to dla The Kills nowe otwarcie. Ukazuje się trzecia płyta studyjna zatytułowana „The Midnight Boom”, przy której po raz pierwszy zespół zatrudnia producenta i jest to wybór niespodziewany. Za konsoletą siada XXXchange, dj i producent muzyki elektronicznej. Jego pomysły zupełnie zmieniają muzykę duetu - staje się na tyle przystępna, że można nawet mówić o pierwszych przebojach – „Cheap & Cheerful” i „Sour Cherry”. Utwory są chętnie wykorzystywane przez producentów seriali, co zawsze jest dodatkową, choć niekiedy kontrowersyjną drogą do promocji swojej muzyki. W tym samym roku The Kills ruszyli w trasę u boku The Raconteurs, pobocznego projektu Jacka White’a, którego podczas jednego z koncertów Alison zastąpiła wokalnie. Tak wyglądał początek kolejnego zespołu – The Dead Weather, z White’em na perkusji i Mosshart na wokalu. Dwa lata temu grupa wystąpiła w roli headlinera na Open’erze. W końcu rok 2008 to rozwój uczuciowej relacji między Jamiem Hince’em a supermodelką Kate Moss. Codzienna obecność zakochanej pary na łamach brukowców również miała swój wpływ na zainteresowanie zespołem.
Ostatnią produkcją zespołu jest wydana równo rok temu czwarta płyta „Blood Pressures”, która była powrotem do brzmienia znanego z „No Wow”, choć wszystkie doświadczenie muzyczne ostatnich miesięcy musiały także mieć wpływ na charakter tego albumu, co słychać w znakomitym „The Last Goodbye”.
The Kills to zespół, który nie koncertuje zbyt często, dlatego ich pierwszy koncert w Polsce będzie wydarzeniem nie tylko dla naszej publiczności.
Anthony Gonzalez stojący za projektem M83 lubi podkreślać w wywiadach z polskimi dziennikarzami, że koncert na Open’erze był wyjątkowy, przede wszystkim z powodu przyjęcia przez publiczność, jakiego nie spodziewali się w naszym kraju. Po trzech latach wracają do Gdyni, i chyba nikt nie ma wątpliwości, że będziemy świadkami wyjątkowego koncertu.
Od kilku miesięcy M83 jest na fali wznoszącej. Zaczęło się od „Midnight City”, singlowej zapowiedzi nowego albumu „Hurry Up, We’re Dreaming”. Dęciaki, zapadający w pamięć refren i wręcz funkowy klimat dały efekt w postaci pierwszego dużego przeboju M83. Wydany w październiku album okazał się dwupłytową produkcją z potężnym brzmieniem odwołującym się do klasyków lat 80-tych, czyli młodości Anthony’ego. Jeśli słyszycie tam Briana Eno, Simple Minds czy Davida Bowie, to znaczy, że prawidłowo odczytaliście zamiary Gonzaleza. Z kolei delikatność tła i produkcji, a także zamiłowanie do analogowych instrumentów niczym u Air, przypomina nam o narodowości Goznaleza i kulturze muzycznej, w jakiej się wychowywał. Na „Hurry Up, We’re Dreaming” nie ma już tego rozmarzonego brzmienia, znanego z tak przez nas lubianego „Saturdays=Youth”. Są epickie, klarowne kompozycje idealne do sal koncertowych. Wymarzone festiwalowe hymny! Wymarzone były także recenzje. Szósty studyjny album M83 znalazł się na 3 miejscu podsumowania albumowego portalu Pitchfork i to na obu listach - tej przygotowywanej przez autorów portalu, jak i jego czytelników. Wspomniany wcześniej singiel „Midnight City” okazał się najlepszą piosenką ubiegłego roku i z pewnością będzie najjaśniejszym momentem występu M83 na Heineken Open’er Festival 2012!
Długo czekaliśmy na wizytę duetu Major Lazer na festiwalu Open’er. Ci kochający dancehall, wszelkie odmiany reggae i mocno imprezową elektronikę producenci nigdy na naszym festiwalu nie zagrali, choć artyści zawdzięczający im międzynarodową karierę – owszem. Teraz nadrabiamy zaległości i to chyba w najlepszym momencie, czyli przy okazji premiery drugiego albumu zapowiadanego już od kliku miesięcy. Na płycie pojawić się mają podobno muzycy No Doubt, Vampire Weekend, Dirty Projectors oraz Vybz Kartel, z którym Major Lazer stworzyli swój najbardziej rozpoznawalny utwór – „Pon De Floor”, w ubiegłym roku wykorzystany przez Beyoncé w przeboju „Run The World (Girls)”.
Diplo i Switch poznali się na początku ubiegłej dekady podczas tworzenia znakomitego debiutu M.I.A. „Arular”. To oni stworzyli takie utwory jak „Pull Up The People” i „Bucky Done Gun” i czuwali nad całością brzmienia. Obaj w tym czasie byli już wziętymi DJ’ami i producentami, choć to właśnie współpraca z M.I.A. przyniosła im pierwszy duży sukces. Kolejna płyta – „Kala” z „Paper Planes” na czele była tylko przypieczętowaniem tej udanej muzycznej drogi całej trójki. Switch i Diplo ponownie spotkali się w studiu ale już z inną piosenkarką – Santigold. I to właśnie przy okazji prac nad tymi dwoma albumami pojawił się pomysł wspólnego projektu wynikającego z fascynacji reggae i dancehall’em. Duet mógł pozwolić sobie na rozmach, dlatego płyta Major Lazer powstawała na Jamajce w legendarnym Tuff Gong Studio, założonym przez Boba Marleya. Na albumie „Guns Don’t Kill People… Lazers Do” pojawili się czołowi jamajscy nawijacze oraz znani współpracownicy duetu, m.in. Santigold. Na potrzeby promocji płyty został stworzony jamajski superbohater czyli właśnie Major Lazer. Pojawił się na okładce płyty oraz koncertach, które szybko nabrały kultowego statusu. Od momentu wydania debiutu Major Lazer atakował jeszcze trzy razy: EP’ką „Lazers Never Die” (z remixem Thoma Yorke’a z Radiohead), mixtape’em „Lazerproof” (wspólnie z La Roux) oraz ubiegłorocznym singlem „Original Don”. Ten ostatni jest, jak na razie, najnowszą pozycją w dyskografii ale wierzymy, że do czasu Open’era ta sytuacja ulegnie zmianie.
Znudziliście się syntezatorami w muzyce rockowej? Ten zespół jest dla Was. I dla tysięcy innych, którzy kochają krystaliczne piosenki o folkowym rodowodzie. Dry the River od dawna należą do najczęściej komentowanych młodych zespołów z Wielkiej Brytanii. O walce pomiędzy wytwórniami, które chciały podpisać z nimi kontrakt krążą już legendy. Udało się RCA, która dwa dni temu wydała ich debiutancki album „Shallow Bad”. NME w swojej recenzji przypuszcza, że płyta doczeka się nominacji do Mercury Music Prize, z kolei dziennikarz portalu Drowned In Sound szuka w ich dźwiękach nieco mniej romantycznego i nostalgicznego brzmienia z „Neon Bible” Arcade Fire. Wszyscy razem - i od tego nie uda się Dry the River uciec – słyszą jednak wyraźnie Fleet Foxes i Mumford & Sons. Ciężko nie mieć takich skojarzeń, kiedy w słuchawkach gra singlowe „No Rest” czy otwierające płytę „Animal Skins”. Takie porównanie to jednak nie zarzut, zwłaszcza dla zespołu, któremu wróży się wielką karierę.
Bat For Lashes
Björk
Bloc Party
Bon Iver
Dry the River
Franz Ferdinand
Friendly Fires
Gogol Bordello
Janelle Monáe
Julia Marcell
Justice
Major Lazer
M83
Nosowska
Public Enemy
SBTRKT Live
The Kills
The xx
Wiz Khalifa