Ten koncert został wyprzedany na długo przed terminem. Kolejny dowód na niesłabnącą popularność czeskiego barda w naszym kraju. Parę razy miałem okazję być na jego występach, ale ten różnił się nieco od pozostałych.
Pierwsze zaskoczenie? Obecność sporego zestawu perkusyjnego na scenie. Nohavica grał niegdyś z pełnym zespołem, ale zwykle daje w Polsce kameralne koncerty. Tym razem oprócz akordeonisty i pianisty Roberta Kuśmierskiego, artystę wspomógł jeszcze rodak z Pilzna – Pavel Planka. Zresztą nie tylko fachowiec od gry na swoim instrumencie, ale także niezły showman, o czym publiczność mogła przekonać się podczas utworu „Ostravo”.
Dodatkowy muzyk to nie tylko bogatsze brzmienie, ale również niespodzianki w repertuarze. Nohavica sięgnął po kilka długo niewykonywanych kompozycji, jak „Margita” na przykład, który nie gościł w set liście od dwóch dekad. „Sem lepsi” zaskakiwał z kolei jazzowym feelingiem. No i Mistrz Jaromir grający na elektrycznej basówce to rzadkość…
Przeboje? Oczywiście były, zwłaszcza w drugiej połowie koncertu. „Minulost”, „Tesinska”, „Dokoud se zpiva”… I „Kiedy kitę odwalę” na trzeci bis. – To najbardziej optymistyczna pieśń jaką napisałem – żartował w swoim stylu Nohavica. Bo koncerty barda z Ostrawy to nie tylko muzyka, ale również barwne, pełne czeskiego humoru zapowiedzi i anegdoty.
Paru „żelaznych” wydawałoby się klasyków z repertuaru barda tym razem zabrakło, ale… warto było wybrać się tamtego piątkowego wieczoru do Zabrza.
Zobaczcie galerę zdjęć z koncertu w Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu (6.11.2015)