Swój pierwszy koncert Luxtorpedy widziałam w 2012 roku. Występowali wtedy z krótkim setem na dużym, warszawskim festiwalu, przed Metallicą. Wydanym rok wcześniej utworem „Autystyczny” otworzyli sobie drogę na rockowe salony i nie poprzestali na laurach - od tamtego czasu wykonali kawał ciężkiej pracy.
Obecnie, po kilku latach panowie dorobili się własnego festiwalu w swym rodzinnym Poznaniu, a już niedługo ma ukazać się ich czwarty studyjny album. Zespół zyskał sobie tak wielką popularność, że jasne było, iż na jego kolejny koncert w Warszawie przybędą tłumy fanów.
Koncert, który w ostatni listopadowy piątek odbył się w stołecznym klubie Stodoła otwierał zespół Fuzz - znany niektórym właśnie z występu na poznańskim LuxFeście. Mocne, rockowe brzmienie było zaiste muzycznym kopniakiem w miejsce, gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę - jeśli ktoś przyszedł na koncert zmęczony i przytłoczony wydarzeniami całego tygodnia pracy, to z całą pewnością Fuzz zaserwował mu niezłą pobudkę. Ze sceny bił bunt - to co właśnie ceni się w młodych, rockowych zespołach. Wróżę więc zespołowi Fuzz świetlaną przyszłość - po latach słuchania plastikowych kapel, w dzisiejszych czasach coraz częściej ludzie naprawdę cenią szczerość przekazu w połączeniu z porządnym brzmieniem.
Kolejnym punktem programu była premiera klipu do utworu „Nieobecny Nieznajomy”, zrealizowanego podczas prac nad filmem „Fathero” w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym w Trzebieży. Publiczność stała jak zahipnotyzowana - cóż się dziwić - trudny temat, wzruszający teledysk - to musiało mocno wpłynąć na widzów. Może również dlatego, że spora część osób upatruje w „Nieobecnym Nieznajomym” swoją własną historię…
Po premierze klipu swoje kawałki zaprezentowała grupa ArtCrew - podopieczni MOW w Trzebieży, współtwórcy filmu „Fathero”. To nie był tylko pokaz umiejętności muzycznych - to był przekaz. Szczery przekaz młodych chłopaków. Bije od nich szczerość - zwłaszcza, kiedy stoją na scenie i rzucają w tłum „Chciałbym po prostu żyć normalnie!”. A występy przed Luxtorpedą to ich mały - wielki (nie tylko artystyczny!) sukces.
Kiedy po sali rozległ się głos Elvisa Presleya wszyscy wiedzieli, że to już czas na Luxtorpedę. Poza tym wstępem, oni sami zaczęli koncert od utworu „Intro” i reszty utworów z pierwszej płyty zatytułowanej po prostu „Luxtorpeda”. Razem z publiką manifestowali: „Wiara, siła, męstwo - to nasze zwycięstwo” śpiewając „Hymn”. Nie zabrakło też utworów z najnowszej EPki: „44 dni”, „Pod sufitem” i kontrowersyjnego numeru „Shoah”. Ale Luxtorpeda nie boi się kontrowersji, nie boi się trudnych tematów, co więcej - nie narzuca nikomu swojego zdania, po prostu porusza problem i zostawia go pod rozwagę odbiorcy. Bo poznańska ekipa chce robić coś więcej, niż tylko tworzyć popularną muzykę - chce docierać swoimi tekstami do ludzi, zmieniać ich kąt widzenia i chce, żeby ludzie wychodząc z ich koncertów, wyszli z niego bogatsi o własne przemyślenia.
Reszta koncertu zawierała utwory z całej dyskografii grupy - od „Luxtorpedy”, przez „Robaki” na „Burakach” kończąc. Nie mogło zabraknąć bardzo cenionych przez fanów utworów z ostatniej płyty - „Pusta studnia” czy „Samotna” - jak również kawałka „Gdzie Ty jesteś?”, stanowiącego wspólny dorobek Luxów i 52 Dębiec. Wielkim zaskoczeniem wieczoru były publiczne zaręczyny na scenie przyjaciela zespołu, dzięki czemu cała publiczność razem z zespołem przeżywała radosny moment z przyszłymi małżonkami. Bo Luxtorpeda jest właśnie jak jedna wielka rodzina. To nie tylko zespół - to przyjaciele, fani, młodzi artyści z supportów, cała ekipa techniczna... Chłopakom sława nie uderzyła do głowy - oni przenieśli muzykę na wyższy poziom, zrobili z niej narzędzie dobrej propagandy, bo wiedzieli, że przez muzykę najłatwiej trafić do ludzi. A nam pozostaje jedynie czekać na nowy album Luxtorpedy, którego niecierpliwie wyczekują wciąż rosnące rzesze fanów.