Letters From Silence w warszawskiej Hydrozagadce - nasza relacja

Letters From Silence w warszawskiej Hydrozagadce - nasza relacja

Zimne, styczniowe wieczory w środku tygodnia nie sprzyjają zwykle eskapadom na koncerty. Ponura aura sprawia, że wielu ludzi, miast zabawy pod sceną w cokolwiek chłodnym klubie, woli wybrać wieczór w domu z ciepłą herbatą, kocem i gigiem puszczonym z DVD. Są jednak takie koncerty, które – na przekór pogodzie – potrafią wyciągnąć z domów całkiem sporo ludzi. Nie inaczej było w ostatni czwartek, gdy na scenie warszawskiej Hydrozagadki pojawił się powracający po długiej przerwie zespół Letters From Silence.

Zespół, którego założycielami i do niedawna jedynymi członkami są Wawrzyniec Dąbrowski i Maciej Bąk, po dość długim milczeniu – spowodowanym udzielaniem się obu artystów w innych projektach – wznowił działalność, zapowiadając rychłe wydanie swego drugiego longplaya. Stęsknieni za muzyką Lettersów fani przybyli jednak do Hydrozagadki nie tylko z nadzieją usłyszenia nowych utworów, ale także ciekawi, jak zmieni się brzmienie zespołu po dokooptowaniu sekcji rytmicznej składającej się z Filipa Jurczyszyna (bas) i Kamila Falkora (perkusja, elektronika).

Jeszcze przed występem Lettersów na scenie pojawił się duet BVRS (czyli Beavers, czyli po naszemu… Bobry). Projekt dwóch muzyków, ukrywających się pod pseudonimami John Beaver i Holden Beaver, wykazuje dużo podobieństw do tego, czym byli Lettersi przed poszerzeniem składu: akustycznym duetem bazującym na gitarowym zgraniu i ciepłym, hipnotyzującym wokalu. BVRS sami określają swą twórczość jako „coś pomiędzy amerykańskim folkiem a akustycznym indie rockiem”. Wśród zagranych w czwartek utworów szczególnie zapadają w pamięć „Dakota” i „Lost in You” – wydaje się jednak, że mają potencjał, by stworzyć wiele naprawdę interesujących piosenek.

Wreszcie, po długim oczekiwaniu, na scenie pojawili się Lettersi. Dość długi set, który przygotowali, z całą pewnością trafił w gusta zgromadzonych w Hydrozagadce fanów. Nowe aranżacje starych kawałków grupy, na czele z „Longest Journey Back Home”, „One More Day” czy „Car Is Coming” naprawdę mogą się podobać – wzbogacone o linię basu i perkusji utwory nabrały niesamowitej głębi. Także nowe kawałki, na czele z cokolwiek mrocznym „Suitcase Home”, które stylowo odróżnia się od reszty utworów grupy (przypomina mi coś pomiędzy twórczością Joe Bonamassy i Black Keys), mogły się podobać. Chłopaki wciąż pracują nad nowym materiałem i zapowiadają jeszcze większą, niż dotychczas różnorodność. Jak wielką – przekonamy się, jak sami twierdzą, jeszcze w tym roku. Po tym, co można było usłyszeć w ostatni czwartek, wyrokowałbym jednak, że zapowiada się bardzo interesująco…

Mateusz M. Godoń

Zdjęcia: Magda Gac // MG Live Art

Komentarze: