Luca Turilli’s Rhapsody -  Proxima, Warszawa

Luca Turilli’s Rhapsody - Proxima, Warszawa

Gdyby przeprowadzić ankietę, w której padłoby pytanie, z jakim krajem kojarzy się dany gatunek muzyki, zapewne większość odpowiedzi przy punkcie „metal” stanowiłyby Szwecja, Norwegia czy Niemcy. Niewielu ankietowanych wskazałoby zapewne Włochy – słoneczna Italia kojarzy się przecież raczej z wieloma odmianami radosnego popu i artystami takimi, jak Al Bano & Romina Power czy Eros Ramazotti, bądź ze słynnymi tenorami – na czele z Andreą Bocellim czy Luciano Pavarottim. Tymczasem to właśnie z Półwyspu Apenińskiego wywodzi się jedna z największych ikon symfonicznej odmiany power metalu, czyli zespół Rhapsody, który w ostatni weekend dał dwa występy w naszym kraju.

Gwoli prawdy, należy podkreślić, że we Wrocławiu i Warszawie oglądać mogliśmy jeden z dwóch obecnie istniejących zespołów, wywodzących się z dawnego Rhapsody. W roku 2011, grupa występująca wtedy pod nazwą Rhapsody of Fire ogłosiła swój rozpad na dwie kapele rozwijające tradycję dawnego Rhapsody: podczas gdy klawiszowiec Alex Staropoli i wokalista Fabio Lione zdecydowali się kontynuować działalność jako Rhapsody of Fire, gitarzysta Luca Turilli – jeden z dwóch pozostałych dotąd w składzie, obok Staropoliego, założycieli grupy, wraz z basistą Patrice’m Guersem i kolejnym gitarzystą Dominique’m Leurquinem, rozpoczęli nowy rozdział jako Luca Turilli's Rhapsody. Panowie rozstali się w przyjaznych relacjach i od tamtej pory obie grupy poszły do przodu ze swoją działalnością. Grupa występująca jako Luca Turilli’s Rhapsody (co często jest wszakże skracane po prostu do Rhapsody), w skład której wchodzą, obok wymienionej wyżej trójki, także wokalista Alessandro Conti i perkusista Alex Landenburg, nagrała już dwa albumy i właśnie w celu promocji ostatniego z nich – wydanego w zeszłym roku „Prometheus, Symphonia Ignis Divinus” pojawiła się w ostatnich dniach w Polsce.

Jak to zwykle bywa przy podobnych okazjach, także na „Prometheus Cinemathic Tour 2016” nie mogło zabraknąć zespołów supportujących, których zadaniem było rozgrzanie publiczności przed wejściem największej gwiazdy wieczoru. Zarówno belgijski Iron Mask, jak i pochodzący z Francji zrobiły to, co do nich należało – dały ognia! Epickie kawałki obu grup świetnie nastroiły wrocławską i warszawską publiczność, dzięki czemu gdy na scenie pojawili się Luca Turilli i jego Rhapsody nie trzeba było nikogo zachęcać do wspólnej zabawy.

Wywodzący się z Triestu zespół w trakcie aktualnej trasy daje z siebie absolutnie wszystko: grupa występuje niemal dosłownie dzień po dniu, a jednak za każdym razem raczy swych fanów dwugodzinnymi występami i próżno doszukać się, by którykolwiek z muzyków w ich trakcie się oszczędzał. Nie inaczej było we Wrocławiu i w Warszawie, gdzie Luca Turilli i jego koledzy zrobili wiele, by fani zapamiętali te koncerty jak najlepiej. Wśród dwudziestu zagranych utworów pojawiły się zarówno piosenki z dorobku dawnego Rhapsody/Rhapsody of Fire, jak i te pochodzące z dwóch albumów wydanych już po rozpadzie. Nie mogło więc zabraknąć klasyków takich jak „Knightrider of Doom”, „Dawn of Victory” czy „Emerald Sword”, ale i równie świetnych, nowych dzieł Luki Turilliego, jak „Rosenkreuz”, „Dark Fate of Atlantis” czy „Ascending to Infinity”. Podziw wzbudzały nie tylko wirtuozerskie umiejętności gitarowe Luki, ale i skala głosu Alessandro Contiego, który potrafił momentami wyciągnąć niewiarygodne wręcz dźwięki – szczególnie zachwycające były partie śpiewane przez niego w duecie z towarzyszącą zespołowi sopranistką Emilie Ragni. Duże brawa zbierał także Alex Landenburg, gdy w trakcie swej solówki zagrał perkusyjną wersję motywu przewodniego z „Gry o Tron”. Warto nadmienić, że wszystkie te popisy były wyjątkowo dobrze słyszalne dzięki doskonałej pracy dźwiękowców – jak rzadko kiedy, wokale nie zostały zagłuszone przez sekcję instrumentalną. W ogólnym rozrachunku: było po prostu epicko! Nie pozostaje nam zatem nic innego, jak tylko czekać na kolejne występy Luki i jego grupy w Polsce. Może tym razem zahaczą o jeszcze więcej miast?

Komentarze: