Duet Skye & Ross, stanowiący 2/3 słynnego zespołu Morcheeba, w trakcie zakończonej niedawno trasy po Europie dał aż cztery występy w naszym kraju. Przy tej okazji udało nam się porozmawiać przez chwilę z męską częścią tego niesamowitego duetu, czyli Rossem Godfreyem. Wywiad specjalnie dla portalu wyspa.fm przeprowadził Mateusz M. Godoń.
MATEUSZ: Dlaczego występujecie obecnie jako Skye & Ross, a nie jako Morcheeba?
ROSS: Relacje między nami a moim bratem Paulem, z którym współtworzyliśmy Morcheebę przez wiele lat, stały się na tyle trudne, że nie byliśmy już w stanie być razem w zespole. Z moim bratem trudno było się porozumieć w jakiejkolwiek kwestii dotyczącej Morcheeby. Mimo to, nie chcieliśmy ze Skye przestać występować. Paul nie zgodził się jednak, byśmy we dwójkę, bez jego udziału, kontynuowali działalność jako Morcheeba - chyba że zapłacilibyśmy mu za to spore pieniądze, ale żądał o wiele za dużo, niż to było warte. W tej sytuacji postanowiliśmy kontynuować działalność pod innym szyldem i prosta nazwa, jaką jest Skye & Ross, wydała nam się najwłaściwsza.
M: A jakie to uczucie tworzyć muzykę bez Twojego brata? W końcu nagrywaliście razem przez 20 lat...
R: Komponowanie nowych piosenek ze Skye wyglądało zupełnie inaczej, niż z Paulem. Korzystaliśmy z większej liczby żywych instrumentów, na czele z gitarami. No i było dużo więcej luzu i zabawy, niż wcześniej - między mną i Paulem było od dłuższego czasu sporo napięć, muzycznie też szliśmy w zupełnie innych kierunkach, więc tworzenie ostatniego albumu Morcheeby, "High Up High" było dość ciężkim doświadczeniem. Nagrywanie nowej płyty ze Skye było zatem naprawdę przyjemną odmianą. Skye i ja naprawdę świetnie się przy tym bawiliśmy!
M: A co jest najlepszego w tworzeniu muzyki w duecie ze Skye?
R: Przede wszystkim to, że tworzenie idzie nam razem bardzo łatwo! Raczej zgadzamy się w ocenach nowego materiału - nie kłócimy się nad tym, czy coś brzmi dobrze, czy nie. Jeśli coś nam się nie podoba, to po prostu to odrzucamy, a nie próbujemy na siłę tego ulepszać. I nie potrzebujemy dziesiątek powtórek przy nagrywaniu każdej piosenki - nagrywamy coś raz czy dwa i lecimy dalej. Może to dlatego, że we wspólną pracę wkładamy mnóstwo emocji - ten album nagrywaliśmy po prostu z ogromnym entuzjazmem.
M: Jakie są główne różnice między Waszym nowym albumem a dorobkiem Morcheeby?
R: Przez ostatnie kilkanaście lat ja i Skye byliśmy tak naprawdę koncertowym składem Morcheeby, bo Paul nie występował z nami na koncertach od dłuższego czasu. Chcieliśmy przenieść trochę tej energii, którą dzieliliśmy ze Skye na scenie, do studia. Zależało nam, by ta płyta była mniej elektroniczna i zaprogramowana, niż ostatnie albumy Morcheeby. Dążyliśmy do tego, by nasze brzmienie było bardziej naturalne, wręcz organiczne - i myślę, że to się nam udało. Mamy prawdziwą perkusję, basy, gitary - i nagrywaliśmy to od razu z wszystkimi muzykami, a nie na zasadzie nakładania na siebie poszczególnych ścieżek w studiu.
M: Odsłuchując materiał z tego albumu, odniosłem wrażenie, że jest on momentami bardzo intymny.
R: Masz rację! Dla nas obojga to bardzo osobisty materiał. Skye urodziła córeczkę, kiedy tworzyliśmy ten album, i poświęciła jej część tekstów. Mi też urodziło się dziecko - co miało ogromny wpływ na mój nastrój w trakcie tworzenia nowej muzyki. W ogóle tworzymy bardzo rodzinny zespół - w trasie występują z nami syn i mąż Skye oraz moja żona.
M: A jest na tej płycie jakaś piosenka, która ma dla Ciebie specjalne znaczenie?
R: Bardzo lubię kawałek "Feet First", który poświęciliśmy Jimiemu Hendrixowi. Jakiś czas temu czytałem jego wspomnienia, w których opowiadał między innymi o swojej służbie w oddziale spadochroniarzy. Był bardzo wystraszony za każdym razem, kiedy miał skakać z samolotu - trzeba pamiętać, że on się do wojska nie zgłosił, tylko trafił tam pod przymusem. A swoją drogą, zabawne, bo to chyba jedyna piosenka w historii, która nawiązuje do innych motywów z biografii Jimiego, niż te związane z muzyką.
M: A jak wasi długoletni fani zareagowali na koniec Morcheeby i nowy szyld, pod którym występujecie teraz ze Skye?
R: Na pewno niektórzy z nich byli początkowo pełni obaw, ale odkąd album pojawił się w sprzedaży, słyszeliśmy już tylko słowa otuchy i same pozytywne reakcje. A ponieważ setlisty naszych koncertów składają się wciąż w dużej mierze z piosenek Morcheeby, nasi fani z równie wielkim entuzjazmem, jak wcześniej, przychodzą zobaczyć nas na żywo.
M: Wiele razy już wcześniej występowaliście w Polsce, a teraz przyjechaliście aż na 4 koncerty! Co podoba się wam najbardziej w naszym kraju?
R: Przede wszystkim, ludzie są tu bardzo mili - zawsze witają nas bardzo gorąco! Poza tym, Polska to bardzo piękny kraj. Uwielbiam zwiedzać wasze miasta. Kiedy byliśmy w Krakowie, wybrałem się na spacer po tym przepięknym średniowiecznym rynku. Szkoda tylko, że bardzo padało, ale i tak udało mi się zobaczyć kilka wspaniałych zabytków.
M: Jakie są Wasze plany na przyszłość po zakończeniu aktualnej trasy po Europie?
R: Na początek - chwila odpoczynku! Potem, w lutym, ruszamy do Australii i Nowej Zelandii. Kiedy wrócimy, zabieramy się za pracę nad nowym materiałem. Mamy nadzieję, że uda nam się wydać w przyszłym roku kolejną płytę. I zapewne w lecie wystąpimy na kilkunastu festiwalach - być może uda nam się przy tej okazji ponownie zajrzeć też do Polski?
M: A jest coś, co chciałbyś przy tej okazji przekazać swym polskim fanom?
R: Przede wszystkim, chciałbym w imieniu własnym i Skye podziękować za zaangażowanie i obecność na naszych ostatnich koncertach! Mamy nadzieję, że się wszystkim podobało i spotkamy się ponownie już wkrótce!