Herman Li (DragonForce): "Muzyka jest sposobem, by chociaż na moment uciec od otaczającego nas szalonego świata"

Herman Li (DragonForce): "Muzyka jest sposobem, by chociaż na moment uciec od otaczającego nas szalonego świata"

Zespół DragonForce wydał właśnie swój siódmy album, zatytułowany „Reaching Into Infinity”. Na kilkanaście dni przed premierą płyty udało nam się porozmawiać z jednym z założycieli grupy, gitarzystą Hermanem Li. Zapraszamy do lektury wywiadu!

Rozmowę przeprowadził Mateusz M. Godoń.

MATEUSZ: Właśnie wydaliście swój siódmy album, „Reaching Into Infinity”. Czy ten tytuł stanowi z Waszej strony swego rodzaju zapowiedź, że wraz ze swą muzyką chcecie sięgnąć ku wieczności – a może raczej odnosi się do czegoś zupełnie innego?

HERMAN: Powiedziałbym, że tytuł płyty raczej odnosi się do muzyki jako jednego z najważniejszych elementów ludzkiego życia. Niewątpliwie, muzyka jest wyjątkowym, ponadczasowym zjawiskiem, które może łączyć ludzi wychowanych w odmiennych kulturach, żyjących w różnych krańcach świata i na przestrzeni wielu dziesięcioleci. Poza tym, muzyka to jedyny w swoim rodzaju nośnik emocji, zarówno u jej twórcy, jak i u słuchacza. Muzyka jest sposobem, by chociaż na moment uciec od otaczającego nas szalonego świata – można po prostu założyć słuchawki i znaleźć się w zupełnie innej rzeczywistości. Po części właśnie do tego aspektu tytułu albumu nawiązuje ilustracja na okładce, na której widzimy smoka przedzierającego się przez magiczny portal do zupełnie innego świata – zupełnie, jak my uciekający z szarej rzeczywistości do świata muzyki.

MATEUSZ: Fani musieli być bardzo zaskoczeni, słuchając pierwszego singla z tej płyty, czyli utworu „Judgement Day”. Skąd pomysł na takie użycie syntezatorów na wstępie utworu – i to już w pierwszym singlu?

HERMAN: Lubimy zaskakiwać swoich fanów! (śmiech). A na płycie podobnych niespodzianek jest więcej i mam nadzieję, że jeśli fani będą zaskoczeni, to w pozytywny sposób.

MATEUSZ: Masz jakąś ulubioną piosenkę na tym albumie – taką, z której jesteś najbardziej dumny? Ja po paru odsłuchaniach całości jestem pod ogromnym wrażeniem kawałka „The Edge Of The World”!

HERMAN: Cieszę się, że Ci się spodobał! Chociaż jest to najdłuższy utwór w naszym dorobku, mimo wszystko nie myślę o nim w ten sposób. Tempo tej 11-minutowej muzycznej opowieści nieustannie się zmienia, więc słuchacz ma wrażenie, jakby to było kilka mniejszych utworów złożonych w jeden. Natomiast nie nazwałbym go swoim ulubionym, bo szczerze mówiąc, nie mam takowego! Każdy z utworów umieszczonych na „Reaching Into Infinity” ma dla mnie duże znaczenie, każdy z nich odbieram inaczej. W sumie, nigdy nie miałem ulubionych piosenek z któregokolwiek z naszych albumów – zawsze patrzę na album jako na całość. Mam przez to zawsze problemy z wyborem setlisty na koncert (śmiech).

MATEUSZ: Cofnijmy się trochę w czasie. Czy mógłbyś opowiedzieć co nieco naszym czytelnikom o początkach DragonForce? Jak to się w ogóle stało, że z Samem postanowiliście założyć zespół?

HERMAN: Oj, to było tak bardzo dawno temu! (śmiech). Na początku, gdy założyliśmy DragonForce, żaden z nas nie zakładał z góry, że musimy zrobić karierę. Zależało nam wtedy głównie na tym, by mieć trochę zabawy, i móc wypróbować swoje twórcze zdolności pisząc taką muzykę, jaką obaj lubiliśmy. Potem przyszły pierwsze koncerty, które graliśmy w jakichś małych klubach, ale wciąż nie myśleliśmy o sobie jako o profesjonalistach. Nadal po prostu bawiliśmy się muzyką – do czasu, gdy wkrótce po nagraniu naszych pierwszych dem dostaliśmy ofertę nagrania debiutanckiego albumu. I tak to jakoś leci od tamtego czasu… (śmiech). Oczywiście, cały czas idziemy do przodu i ewoluujemy – i zapewne tak to nadal będzie wyglądać w przyszłości.

MATEUSZ: A czy był taki moment, w którym zaczęliście uświadamiać sobie, że naprawdę macie szansę na osiągnięcie sukcesu?

HERMAN: Wiesz, chyba nie! Przynajmniej ja sobie takiego momentu nie przypominam. To po prostu przyszło stopniowo – staraliśmy się zawsze dawać z siebie jak najwięcej, na przykład robiąc wszystko, by nasze koncerty były jak najlepiej zapamiętane przez fanów. Niektórzy artyści z góry chcą swoją muzyką zmienić świat, ale chyba nie tędy droga – nigdy nie patrzyliśmy na siebie jako na muzycznych misjonarzy. Chcieliśmy po prostu grać najbardziej ekscytujące i przynoszące frajdę koncerty, jakie tylko się da – i chyba to się nam udaje.

MATEUSZ: Jak dogadujecie się z Samem w zakresie podziału obowiązków? Obaj jesteście świetnymi gitarzystami, więc pewnie czasem się spieracie o to, który z Was ma zagrać solówkę w danej piosence?

HERMAN: Myślę, że jednym z powodów, dzięki którym udaje nam się tyle lat razem grać, jest właśnie to, że prawie wcale się nie kłócimy. To dlatego, że mamy zupełnie inne charaktery – jesteśmy tak różni, jak tylko się da, jak woda i ogień! Robimy te same rzeczy w zupełnie odmienny sposób i wygląda na to, że właśnie dzięki temu stanowimy świetny duet, bo się po prostu uzupełniamy.

MATEUSZ: Przez te niemal dwie dekady istnienia DragonForce, w składzie zespołu nastąpiło sporo zmian. Bodaj najważniejszą z nich była zmiana za mikrofonem, która nastąpiła na przełomie 2010 i 2011 roku. Jaka jest najważniejsza różnica między Waszym obecnym wokalistą, Markiem Hudsonem, a poprzednim, którym był ZP Theart?

HERMAN: Powiedziałbym, że to są zupełnie inni wokaliści – obaj mają swój unikatowy styl śpiewania. Sam nie jestem wokalistą, więc nie wskażę Ci detali, jakimi się różnią – ale najprościej rzecz ujmując można to przedstawić w ten sposób, że podczas gdy ZP jest raczej hardrockowym wokalistą, to Marc dysponuje głosem o barwie bardziej pasującej do metalowych utworów. Jednak, oczywiście, obaj posiadają świetne umiejętności.

MATEUSZ: Jesteś znany jako jeden z tych gitarzystów, którzy bardzo dbają o dobór odpowiedniego sprzętu. Dlaczego tak polubiłeś gitary Ibaneza, że stałeś się nawet jedną z twarzy tej marki?

HERMAN: Prawda jest taka, że gram na gitarach od Ibaneza już od bardzo dawna – mniej więcej rok po tym, kiedy w ogóle zacząłem grać na gitarze, kupiłem mojego pierwszego Ibaneza i tak to już zostało (śmiech). Łatwo się na nich gra, podoba mi się ich kształt i wygląd – a przede wszystkim, lubię ich brzmienie. Jak mówiłem, gram na Ibanezach już wiele lat, a to dlatego, że chyba najlepiej pasują do mojego stylu gry. Poza tym, ciągle się rozwijają i chyba najłatwiej się na nich gra.

MATEUSZ: A czy ta słynna, 7-strunowa gitara, którą masz w kolekcji, jest Twoją ulubioną?

HERMAN: Mam ich nawet więcej, niż tylko jedną! Ale nie – mimo wszystko, moje ulubione gitary są klasycznymi 6-strunowcami. „Siódemki” są tylko na specjalne okazje!

MATEUSZ: Kilka miesięcy temu czytałem, że straciłeś w podróży swoje gitary i to musiało być dla Ciebie straszne przeżycie. Jak ta sprawa się skończyła? Udało Ci się odnaleźć zgubę?

HERMAN: Tak, choć zabrało to mnóstwo czasu! To było tak, że wracaliśmy z koncertu w Niemczech do Anglii i kazano mi oddać gitary przy bramkach. Po wylądowaniu już ich nie dostałem z powrotem – okazało się po wielu dniach i długich poszukiwaniach, że jakimś cudem trafiły do Chicago! Mnóstwo ludzi było zaangażowanych w to, żeby je znaleźć – czasem słyszy się o tym, że w takich przypadkach linie lotnicze nie robią nic, żeby pomóc, ale tym razem czuli się odpowiedzialni za tę całą sytuację i zrobili wszystko, co się dało, by gitary do mnie wróciły. To były linie British Airways i bardzo im dziękuję, bo stanęli na wysokości zadania! Ale nie zawsze jest tak dobrze – kiedyś lecieliśmy liniami Eurowings i też nasze walizki się zgubiły, a oni potem nawet nie odpowiadali na nasze maile i bagaży nigdy nie udało się odzyskać! Mam nadzieję, że od tamtej pory ktoś tam poszedł po rozum do głowy i są już lepiej zorganizowani.

MATEUSZ: W kwietniu, kilka tygodni przed premierą albumu, postanowiliście rozpocząć jego promocję od koncertu w maleńkim klubie w Londynie. Skąd pomysł, by uczcić premierę płyty właśnie w ten sposób, zamiast od razu zacząć od występów w większej hali?

HERMAN: Chodziło o to, by dać naszym najwierniejszym fanom szansę przeżycia czegoś naprawdę wyjątkowego. Kiedy wypuściliśmy bilety do sprzedaży, to wszystkie zostały wyprzedane po jakichś 20 minutach. Zaprezentowaliśmy nowe utwory po raz pierwszy na żywo, chociaż wydawać by się mogło, że nie da się tam zagrać koncertu – tak mało było miejsca! Fani dosłownie stali tuż obok nas, kiedy graliśmy! Było duszno, było gorąco, ale przede wszystkim, było fantastycznie!

MATEUSZ: Tuż przed tym koncertem, na początku kwietnia, pojawiłeś się także w Niemczech na 2 solowych występach. Mógłbyś opowiedzieć co nieco o tych koncertach?

HERMAN: W zasadzie, to nie były koncerty, tylko coś w rodzaju warsztatów gitarowych. To była impreza o nazwie Musikmesse, która odbywa się co roku we Frankfurcie. Oprócz mnie, pojawili się tam w tym roku również m.in. Jen Majura z Evanescence i Steve Stevens. Graliśmy po 20 minut na takich małych scenach i prezentowaliśmy różne techniki gry, a potem fani mogli nam zadawać pytania – i przy okazji, sami się czegoś nauczyć o grze na gitarze.

MATEUSZ: Widziałem, że ogłosiliście już trasę na ten rok. Do końca września macie w planach koncerty z dala od Europy – na nią przyjdzie czas dopiero jesienią. Ale nie mogę w tym miejscu nie spytać, czemu na liście nie ma póki co koncertu w Polsce?

HERMAN: Cóż, pracujemy nad tym! Jak nie uda się w tym roku, to wrócimy do Polski zapewne w przyszłym. Na nowym albumie, w materiałach dodatkowych, znalazł się koncert, który graliśmy właśnie w Polsce – na festiwalu Woodstock – więc nie mamy wątpliwości, że musimy do Was wrócić! Polscy fani są naprawdę szaleni (co widać na tym DVD – filmowaliśmy jednocześnie z czterech kamer!) i chcielibyśmy jeszcze nie raz przeżyć to, co nas spotkało na Woodstocku!

MATEUSZ: Mam nadzieję, że uda się już wkrótce! Dzięki za rozmowę i do zobaczenia!

HERMAN: Dziękuję! Postaramy się przyjechać jak najszybciej!



Komentarze: