Już w ten weekend w Polsce prawdziwe święto dla fanów black metalu: na dwa koncerty do naszego kraju przyjeżdża legendarny Satyricon! Przed koncertami, które odbędą się w Krakowie (sobota, 14.10, Klub Kwadrat) i Warszawie (niedziela, 15.10, Progresja) polecamy lekturę naszego wywiadu z perkusistą zespołu, Kjetilem-Vidarem Haraldstadem, czyli po prostu Frostem.
Rozmowę w imieniu wyspa.fm przeprowadził Mateusz M. Godoń.
MATEUSZ: Rozmawiamy w czasie, gdy przeprowadzacie intensywne próby przed nadchodzącą trasą. Jak idą przygotowania do koncertów?
FROST: Mogę powiedzieć, że bardzo dobrze! Pracujemy głównie nad materiałem z naszej nowej płyty i muszę przyznać, że te próby pokazują, iż są to naprawdę dobre, ciekawe utwory, wymagające od nas muzyków pełnego zaangażowania w grę. Staramy się, by ten materiał naprawdę dobrze brzmiał na żywo, więc wkładamy w te próby mnóstwo serca.
M: Premiera płyty, o której wspominasz – czyli „Deep Calleth Upon Deep” miała miejsce ledwie kilka dni temu. Rzuciła mi się w oczy wypowiedź Satyra, który stwierdził, że jest to płyta kompletnie inna od wszystkich, które dotąd wydaliście. A jak Ty to widzisz? Co, według Ciebie, czyni ten album odmiennym od poprzednich?
F: Myślę, że każdy nasz fan, zapoznając się z tym materiałem, sam zauważy, że jest on zupełnie inny od naszych wcześniejszych dzieł. Myślę, że ma to wiele wspólnego z energią, jaką włożyliśmy w jego stworzenie – mam wrażenie, że w brzmieniu tego materiału znajdziemy więcej życia, niż na jakimkolwiek wcześniejszym albumie Satyriconu. Oczywiście, znajduje się tutaj również wiele elementów, z którymi Satyricon był kojarzony od zawsze. Jednak tym razem potraktowaliśmy to jedynie jako punkt wyjścia do naszych poszukiwań – i to zarówno pod kątem muzycznym, jak i duchowym. Można rzec, że nasza ewolucja tym razem poszła naprawdę mocno do przodu!
M: Czy jest na tym albumie jest jakiś utwór, który mógłbyś określić swoim ulubionym?
F: Nie, to raczej niemożliwe, by wybrać ten jeden! Tym bardziej, że odczucia co do poszczególnych kawałków stale się zmieniają – inaczej odbierałem je, kiedy je pisaliśmy i następnie nagrywaliśmy, a inaczej teraz, gdy jesteśmy w trakcie prób. Myślę, że to też kwestia tego, w jakim aktualnie nastroju jesteś – w danym momencie jedna piosenka może przemawiać do słuchacza bardziej, niż w innym. Są to zresztą bardzo różnorodne piosenki – więc to trochę tak, jakby wybierać między jabłkiem, pomarańczą czy innym owocem: każdy jest na swój sposób smaczny! Jedne kawałki lubię ze względu na towarzyszącą im atmosferę, inne dlatego, że są bardzo energetyczne, a jeszcze inne , ponieważ są wypełnione niesamowitym, głębokim mrokiem lub po prostu jest w nich coś… dziwnego. Każda z tych piosenek wnosi na płytę coś innego – gdyby którąkolwiek z nich wyjąć z tracklisty, ten album nie byłby tak kompletnym albumem, jakim jest.
M: Od ponad dwudziestu lat Satyricon pozostaje w dwuosobowym składzie – nie licząc muzyków, który towarzyszą Wam na koncertach, w skład zespołu wchodzisz tylko Ty i Satyr. Czy bycie członkiem tak okrojonego zespołu jest trudniejsze od członkostwa w bardziej „klasycznych”, liczniejszych składach?
F: Myślę, że w naszym przypadku to po prostu optymalny układ. W tym momencie Satyr i ja mamy absolutną kontrolę nad tym, w którą stronę zmierza zespół i nie jest nam potrzebne powiększanie zespołu o kolejnych stałych członków – każdy kolejny muzyk chciałby dorzucić coś od siebie i niekoniecznie musiałoby to nam wyjść na dobre. Myślę, że przez lata z Satyrem wykształciliśmy tak dobry model naszej współpracy, że nie ma sensu tego zmieniać – tym bardziej, że także nasz skład koncertowy się nie zmienia od kilku dobrych lat, bo wszyscy współpracujący z nami muzycy doskonale czują i rozumieją, czym jest Satyricon. Ten model współpracy jest po prostu jedynym, jaki mógłby się obecnie sprawdzić w Satyriconie.
M: Skoro Ty i Satyr jesteście razem w tym zespole od tylu lat, na pewno wykształciła się między Wami silna więź. Ale czy traktujecie waszą relację tylko jako współpracę biznesową, czy też jesteście prawdziwymi przyjaciółmi?
F: Z pewnością jesteśmy bardzo dobrymi kolegami. Dzielimy ze sobą ten najważniejszy projekt życia, więc bardzo szanujemy się nawzajem. Myślę, że śmiało można powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi, chociaż niekoniecznie nazwałbym to relacją dwóch najlepszych kumpli. Biorąc pod uwagę naturę Satyriconu, byłoby to wręcz dziwne, gdybyśmy tworzyli duet takich dwóch kumpli, którzy wszystko robią razem. Jesteśmy zresztą dość różni od siebie, w związku z czym w wielu kwestiach trzymamy się od siebie trochę na dystans – wydaje mi się, że bez tego Satyricon nie mógłby być traktowany serio jako projekt muzyczny w takim kształcie, jaki ma obecnie. Obawiam się, że to by po prostu zredukowało Satyricon do poziomu jednego z wielu zespołów metalowych – a tego nie chcemy!
M: W przeszłości byłeś zaangażowany w wiele innych projektów muzycznych obok Satyriconu. Który z nich uważasz za najważniejszy?
F: Szczerze mówiąc, w tej chwili najważniejsze dla mnie jest to, czym zajmuję się teraz, więc nie wyróżniam szczególnie żadnego z tamtych projektów. Pozostaję członkiem dwóch zespołów (drugim jest 1349) i jestem im w tej chwili całkowicie oddany. W sumie, to mogę powiedzieć, że w chwili obecnej to Satyricon jest moim całym wszechświatem i nas nim się koncentruję. To, co robiłem w przeszłości, po prostu nie ma żadnego przełożenia na obecną sytuację.
M: A co stanowi dla Ciebie motywację do tego, by po tylu latach w świecie muzyki nadal tworzyć i wychodzić na scenę?
F: Pasja do muzyki była we mnie zawsze żywa – nadal jest i mam nadzieję, że tak już pozostanie! Mam nawet wrażenie, że teraz jest wręcz silniejsza, niż kilka dekad temu. Wciąż widzę potencjał, byśmy z Satyrem się rozwijali i stawali się coraz lepsi w tym, co robimy. Chciałbym, byśmy w przyszłości mieli odwagę robić takie rzeczy, jakich jeszcze nie zrobiliśmy. Tak długo, jak czuję, że jeszcze mam coś nowego do odkrycia, a następnie zaoferowania światu muzyki – będzie we mnie motywacja, by grać dalej!
M: W zeszłym roku wydaliście reedycję Waszego bodaj najbardziej popularnego albumu, „Nemesis Divina”. Skoro, jak sam mówisz, nie lubisz zagłębiać się w przeszłość, to skąd wziął się pomysł na to, by wydać ten album ponownie?
F: Dwudziesta rocznica premiery albumu jest zawsze czymś specjalnym, a „Nemesis Divina” zajmuje bardzo ważne miejsce w naszych sercach. Chcieliśmy w ten sposób podkreślić, jak ważny był ten album w historii Satyriconu – tak naprawdę, to właśnie dzięki temu krążkowi o Satyriconie usłyszał cały świat. To właśnie z nim po raz pierwszy ruszyliśmy trasę, i to on obudził w nas tę ambicję, która do dziś charakteryzuje nasze podejście do tworzenia muzyki. Chociaż rzeczywiście nie lubimy spoglądać wstecz, uznaliśmy, że ten jeden raz warto zachować się trochę inaczej i oddać temu albumowi taką cześć, na jaką zasługuje. Nie tylko więc wydaliśmy reedycję tego albumu, ale również ruszyliśmy w specjalną trasę koncertową, w trakcie której wykonywaliśmy go w całości. To było dla nas naprawdę fascynujące przeżycie, by cofnąć się trochę w czasie i poczuć, czym Satyricon był 20 lat temu – a przyznam szczerze, że trochę z tamtych czasów zdążyliśmy już zapomnieć!
M: Można powiedzieć, że dwadzieścia lat temu ten album pokazał, że black metal może być również sztuką – co wcześniej nie dla wszystkich było takie oczywiste. Jak, według Ciebie, od tamtego czasu zmieniła się metalowa scena?
F: Przyznam szczerze, że nie widzę wielkich zmian – oczywiście, jak wszystko, co żyje, także i świat muzyki znajduje się w stanie ciągłej ewolucji. Z mojego punktu widzenia bardziej pożądana byłaby prawdziwa rewolucja, tak, żeby naprawdę często pojawiały się ciekawe, nowatorskie projekty. Jednak nie zamierzam tu narzekać na stan rzeczy – po prostu wraz z Satyrem pozwalamy naszej muzyce mówić samej za siebie. Nasz najnowszy album pokazuje, w którą stronę zmierzamy – i dokąd chcemy, by Satyricon ewoluował. Rozwój jest konieczny, bo w momencie, gdy następuje stagnacja, pojawia się pytanie: po co to w ogóle dalej robić? Jeśli chcemy wciąż zaliczać się do grona najlepszych – musimy iść do przodu. A black metal, wbrew pozorom, stanowi potężne pole do popisywania się swoją kreatywnością – i nie wolno o tym nigdy zapominać, jeśli chce się stworzyć coś naprawdę ciekawego!
M: Już wkrótce, w trakcie zbliżającej się trasy promującej album „Deep Calleth Upon Deep”, zagracie ponownie w Polsce – i to od razu dwukrotnie! Czy masz jakieś wspomnienia z Waszych poprzednich wizyt tutaj?
F: Pewnie! To byłoby wręcz niemożliwe, by nie przywieźć z Polski żadnych miłych wspomnień, bo zawsze mamy tutaj fantastyczną publikę! Powiedziałbym nawet, że polska publiczność jest jedną z najlepszych na świecie – za każdym razem spotykamy się tu z wielkim szacunkiem, za który jesteśmy bardzo wdzięczni naszym fanom. Mam zresztą wrażenie, że za każdym razem rozumiemy się z naszymi fanami z Polski coraz lepiej. Na koncerty w Polsce naprawdę czekamy zawsze z wielką niecierpliwością, bo wiemy, że jak nigdzie indziej, będą one przepełnione prawdziwą magią i energią!
M: Ostatnia kwestia: jest coś, co chciałbyś powiedzieć polskim fanom od siebie przed koncertami w Krakowie i Warszawie?
F: Mam nadzieję, że nasi fani stawią się tam tłumnie i razem przeżyjemy dwa naprawdę magiczne wieczory! Obiecuję, że postaramy się, by te koncerty wypadły jak najlepiej i by wszyscy wyszli z nich z poczuciem, że przeżyli właśnie coś naprawdę specjalnego! Do zobaczenia!
M: Do zobaczenia!