Zapraszamy do lektury naszego wywiadu z Krzysztofem Wałeckim, muzykiem Oddziału Zamkniętego i V2.
Rozmowę przeprowadził Sebastian Griszek.
SEBASTIAN: Zaczynając naszą rozmowę, chciałbym zapytać jak wygląda obecna sytuacja w Oddziale Zamkniętym - biorąc pod uwagę, że stworzyłeś niedawno kolejny projekt, czyli zespół V2?
KRZYSZTOF: Faktycznie, stworzyłem swój nowy zespół V2, jednak cały czas jestem w Oddziale. Gramy trochę koncertów. Mamy też nagrane nowe piosenki, które nigdzie się nie pojawiły. Sytuacja jest taka, a nie inna. Nie chcę się źle wypowiadać, żeby to nie zabrzmiało jak jakaś pretensja, ale nie mam wpływu na decyzje innych ludzi. Skład zespołu mamy teraz zajebisty, bardzo mocny i niezawodny w sensie koncertowym, natomiast inne rzeczy zawodzą. Oddział Zamknięty to jest wielka nazwa i nie rozumiem, dlaczego teraz miałaby funkcjonować w podziemiu. Mam wrażenie, że ten potencjał jest marnowany.
Jak to się stało, że zostałeś wokalistą Oddziału Zamkniętego?
Z Wojtkiem Pogorzelskim znaliśmy się jeszcze zanim powstał Oddział. Mieliśmy próby w tej samej sali. Wtedy, gdy powstawał Oddział, ja zostałem wcielony do służby wojskowej. Do zespołu trafiłem w 1995 roku, tydzień potem jak odszedł Jarek Wajk. Pamiętam, że przyszedł do mnie Wojtek ze świeżo nagraną płytą „Bezsenność” i powiedział, że szuka wokalisty. Zaczęliśmy nagrywać „Parszywą 13”. Pogorzelski namówił mnie, żebym napisał teksty na płytę, za co jestem mu bardzo wdzięczny, ponieważ wcześniej nigdy tego nie robiłem a od tego czasu napisałem już mnóstwo tekstów nie tylko do swoich utworów.
To ja jeszcze chciałbym pociągnąć temat Oddziału Zamkniętego. Dlaczego w roku 2000 odszedłeś z zespołu? To była Twoja decyzja?
Oczywiście, to była tylko i wyłącznie moja decyzja. Nie bez powodu odszedłem z Oddziału. Przez sześć lat nagraliśmy tylko jedną płytę a mogliśmy nagrać trzy. Z wyjątkiem przypadkowych koncertów nic się nie działo. Nad płytą, mówimy oczywiście o "Parszywej 13" bardzo ciężko pracowaliśmy. To jest płyta okupiona nadgodzinami w studio. Realizator dźwięku, Jacek Gawłowski, który w tej chwili robi najlepsze masteringi w Polsce posiwiał przy tej płycie. Tam było kilkaset godzin w studio. Poza tą płytą nic się nie wydarzyło. Ta sytuacja była dla mnie uciążliwa. Zrobiliśmy też 20-lecie Oddziału w Operze Leśnej w Sopocie w 1999 roku. Wielki, długi koncert, który co prawda był rejestrowany, ale nigdzie się nie ukazał, co było błędem.
Tak jak wcześniej wspomniałeś, odszedłeś z Oddziału w 2000 roku z uwagi na to, że poza jedną płytą, czyli "Parszywą 13", Oddział nic nie nagrywał. Czy jak wracałeś do Oddziału w 2016 roku miałeś nadzieję, że coś się zmieni w tej kwestii?
Miałem obiecane dwie rzeczy. Po pierwsze, że Wojtek nie będzie pił i rzeczywiście próbował nie pić przez pewien okres. Po drugie, że od razu robimy nagrania. Mamy teraz rok 2018 i niestety ani jedno ani drugie nie zostało zrealizowane.
Wróćmy może do historii, do Twoich początków z muzyką. Podczas służby wojskowej występowałeś w zespole Rogatywka. Możesz coś więcej o tym opowiedzieć?
Po ośmiu miesiącach bojówki w Sandomierzu trafiłem do Orkiestry Reprezentacyjnej Wojska Polskiego. W tym samym czasie do wojska również wcielono cały zespół Histeryk Filip, który wcześniej grał na przykład w Jarocinie i tak powstała grupa Rogatywka.
Skąd nazwa Rogatywka?
Byliśmy w Orkiestrze Reprezentacyjnej Wojska Polskiego i akurat wtedy zamiast okrągłych czapek wprowadzili rogatywki. Stąd się wzięła nazwa naszego zespołu, polecona nam oczywiście odgórnie.
Jakie były Twoje dalsze losy muzyczne?
Po wojsku pracowałem w Warszawskim Ośrodku Kultury jako instruktor muzyczny i wtedy stworzyłem zespół rock&rollowy „Sapo”. W 1993 r. zdecydowałem, że nie będę robił nic innego tylko grał. Choćbym miał głodować. Miałem wtedy kumpla, który grał na ulicach, jeździł za granice i miał zespół Country Road. Mówię o Krzyśku Wrońskim pseudonim Żaba. Stworzyliśmy duet grający akustycznie. Wtedy powstawał warszawski rynek pubowy z muzyką na żywo. Okazało się, że to co robimy szybko zaczęło się podobać ludziom, do tego stopnia, że przez dwa lata graliśmy koncerty codziennie. Zaczęliśmy od grania na starówce w Warszawie i zbieraliśmy pieniądze do futerału, graliśmy tam trzy kolejne dni. Taką furorę zrobiliśmy wśród ludzi, że kontakty jakie wtedy nawiązaliśmy dawały nam pracę i możliwość zarobkowania na następnych kilka lat. Występowaliśmy codziennie, zapraszano nas na różne eventy, a jak nie było eventów to graliśmy w pubach. Graliśmy rozmaite covery.
Czyli równolegle byłeś w Oddziale Zamkniętym i grałeś z Żabą w pubach?
Tak. Z Oddziałem grałem koncerty w weekendy, a w pozostałe dni graliśmy z Żabą. Ale Oddział był już wtedy priorytetem.
Obecnie z Twojej inicjatywy powstała grupa V2. Możesz coś opowiedzieć o tym projekcie?
Właściwie geneza powstania V2 ma swój początek w latach 2000. Gdy odszedłem z Oddziału Zamkniętego założyłem zespół Vintage. To było rockowe trio. Z Vintage nagrałem trzy płyty. W roku 2016 zakończyliśmy działalność i wróciłem do Oddziału Zamkniętego. Teraz gdy widzę, co się dzieje w OZ, postanowiłem nie czekać, tylko robić nadal swoje piosenki. Nie odchodzę z zespołu ale piszę i komponuję dla V2. Cały czas mam potrzebę pisania nowych piosenek i nowych tekstów. Gdy tego nie robię, mam wrażenie, że umyka mi życie. W związku z tym, że w Oddziale właściwie nic się nie dzieje w tej kwestii, postanowiłem założyć V2. Nagraliśmy EPkę, którą zresztą zmasteringował wspomniany już wcześniej Jacek Gawłowski a wyprodukował Jarosław Kidawa.
Na Waszym profilu Facebookowym określacie się jako zespół popowy. Skąd pomysł na złagodzenie brzmienia?
Musi być jakaś odmiana w życiu. Wcześniej tego nie próbowałem, chociaż kiedyś byłem namawiany na takie właśnie popowe klimaty, nawet jeden kawałek nagrałem, ale jakoś się to rozeszło. Wtedy też nie miałem zespołu, byłem sam, miałem występować pod swoim nazwiskiem. Jakoś mi to nie grało. Teraz mam wspaniały zespół, super muzyków. Robię to ze swoim przyjacielem, który wyprodukował wiele moich teledysków, Arturem Przyszczypkowskim. Postanowiliśmy grać trochę lżej, bardziej radiowo, aby piosenki były puszczane chętnie w rozgłośniach radiowych. Rozmyślnie zrobiliśmy to w brzmieniach radiowych, żadna z tych piosenek nie jest dłuższa niż trzy minuty, natomiast mają taką zaletę, że wszystkie mogą być zagrane na twardo, bardziej gitarowo. W zespole są trzy gitary, to gitarowy zespół. Gdy gramy na koncertach brzmi to dużo mocniej niż na płycie. Generalnie chodzi nam o to, aby poprzez złagodzenie brzmienia przemycić naszą muzykę do każdego człowieka za pośrednictwem radia.
Wydaliście promocyjną epkę z czterema kompozycjami. Na początku maja zagraliście pierwszy koncert. Jakie są Wasze dalsze plany?
Planujemy zrealizować następny teledysk. Teraz jesteśmy też w trakcie pracy nad następną EPką i zobaczymy jaki będzie odzew.
Bardzo dziękuję za rozmowę i z uwagą będę śledził dalsze poczynania grupy V2.
Dzięki.