Wywiad z Adim Nowakiem z okazji premiery płyty „Kosh”.
W częstotliwości wydawania płyt przegoniłeś właśnie Ostrego. Nie możesz wytrzymać dłużej bez nagrania czegoś nowego?
Kocham swoją pracę i to co się wokół niej dzieje. Lubię grać koncerty, a bez nowego krążka nie czułbym się dobrze zapraszając na nie ludzi, którzy mieli okazję widzieć podobne show “ostatnim razem”. A mimo ulepszeń formy samego wykonania, nadal najlepszym sposobem jej urozmaicenia pozostaje granie świeżynek. Wiele rzeczy też się zmienia w szybkim tempie, ja sam codziennie sporządzam notatki i przy sprzyjających okolicznościach siadam do projektowania danego numeru i w konsekwencji płyty. Nie chciałbym przeoczyć jakiegoś ważnego okresu pozwalając sobie na niezasłużone wakacje. Obieram coraz to nowsze, według wielu wysokie cele i zwłaszcza przy mojej ekscentryczności niezbędna jest konsekwencja, której efektem jest między innymi ten album. Już w tej chwili mam na warsztacie sporo nowszego dziwactwa, którym chciałbym się podzielić.
Nie boisz się łatki ekscentryka?
Czasy chyba trochę sprzyjają ekscentryzmowi, zwłaszcza w świecie muzycznym. Czego by mi nie przylepiono, jest to tylko jakaś interpretacja tego co robię. Widzi i słyszy się mnie więcej niż o mnie wie. Pamiętając o tym łatwiej każdemu będzie o zdrową ocenę, na której subiektywność nie będą miały wpływu emocje czy opinie innych. W takiej, powiedzmy sobie, słusznie przylepionej mi łatce “straszne” bywa to, że ciężko przewidzieć reakcje ludzi, co zawsze wiąże się z jakąś odbiegającą od normy ekscytacją i objawia się choćby w przedkoncertowej tremie.
Zacząłeś więcej koncertować. Jak radzisz sobie z tremą?
Z tremą mam coś na kształt obserwowania kogoś, kto regularnie odstawia jakąś manianę, na którą, choć bardzo chcesz, nie masz zbyt dużego wpływu, więc zaczynasz zaprzyjaźniać się z tą bezradnością. Niech to będzie sytuacja taka: z ziomalami tradycyjnie co piątek odpalacie melanż i jest jeden taki Piotrek, który zawsze jak się nachleje, to odpierdala jakąś grandę. I patrzysz znowu na to z resztą, wydawałoby się ciut rozsądniejszych ziomali, i sobie mówicie “ach, ten nasz Piotrek znowu…”. To mam właśnie z tremą. Jesteśmy już po próbie, przychodzi to przed-koncercie, czas na jedzonko, mały odpoczynek w hotelu i już wiem, że zaraz jakieś energetyczne dziwactwo zacznie swoje harce między płucami a jajami. Sram trzy razy, trochę się, sam nie wiem czego, boję, gram pół numeru, dostaję aprobatę publiki i mija. Mówię sobie, że to na bank już ostatni raz, a tu proszę - kolejny koncert, samsara krąży.
Więcej ludzi zaczęło Cię rozpoznawać?
Chyba tak. Ale to dobrzy ludzie. Nie odczuwam natręctwa.
Lubisz to, czy niekoniecznie?
Jest to miłe i widocznie zapisane w pomyśle, który sobie przybrałem dla siebie na ten odcinek istnienia. Głupim byłoby tego nie lubić. Też nie chciałbym sobie odbierać prywatności mówiąc, że bardzo lubię i zapraszam w wolnych chwilach. Gdzieś tam w numerach gloryfikuję pewną normalność w tym całym szaleństwie i fajnie, jeśli ludzie empatycznie kumają, gdzie jest zdrowa granica. Głównie są to super pozytywne mordki. Śmiesznie, gdy rozmowa zaczyna się od “siema Adi, wiem, że nie lubisz fotek, ale…”
Co rozumiesz przez tą “normalność”?
Myślę tu m.in. o studzeniu dziwnych emocji, poprzez świadomość istnienia planowanych kreacji, które wywierają na nas wpływ większy, niż powinny. Odesłałbym do “Cafe Belga” lub samodzielnego myślenia.
Sądząc po Twoich klipach lubisz też często zmieniać image. Które z Twoich wcieleń jest najbliższe oryginałowi?
Byś musiał przedstawić parę tych wcieleń. Sam wiem o jednym, a jeśli istnieje gdzieś potrzeba dzielenia go na różne, nie uważam, by któreś z nich odbiegało od oryginału. Chyba, że pijesz do mojego dostojnego pusiowabiennego mustasza?
Trafiłeś do Asfalt Records jako utalentowany junior, jak minął Ci rapowy okres dojrzewania?
Ciężko, pracowicie i dobrze. Mija, bo jeszcze nie minął. Możliwość poświęcenia się muzyce, pisaniu, pozwoliło mi się uwolnić od wielu prawideł codzienności, które do niedawna kurczowo trzymały mnie przy ziemi. Jednocześnie bardzo uczącym i koniecznym jest konfrontowanie swojego wypracowanego dystansu ze światem, któremu wyraźnie go brakuje.
Jak radzisz sobie z krytyką? Nieźle. Jaki jest Twoim zdaniem przepis na zajebisty kawałek?
Ksero innego zajebistego kawałka. Częsta i, co trochę przykre, skuteczna taktyka (śmiech). Nie wiem czy mam kompetencje, by udzielić dobrej odpowiedzi.
Nawijasz jak “nie-Polak” czyli jak kto? Kosmita uczący się ziemskiego.
Często w kawałkach poruszasz tematykę relacji damsko-męskich. Uważasz, że w obecnych czasach ciężko jest znaleźć drugą połówkę? Uważam, że będzie to ciężkie tak długo, jak długo ludzie będą szukali “drugiej połówki”. Cięższym, lecz emocjonalnie o wiele bardziej opłacalnym jest zrozumienie swojej indywidualnej kompletności i mocy, nie - uzu-, a do-pełnienia swojego życia poprzez przyciąganie do siebie odpowiednich kompletnych osób, czy osoby. Mówiłem o tym w “Kfuc! Kfuc!”. Oczywiście zakrawam tu o łapanie za słówka, ale jak głębiej się nad tym zastanowić, to może pomóc, wiem po sobie.
Stworzyliście z Dziarmą świetny duet w singlu Placebo, jak doszło do tej współpracy?
Z Agatą w ubiegłym roku przetarliśmy się obecnością w Radio Kampus. Pochlebnie mówiła o singlach z Ćvira, które puszczaliśmy wtedy w audycji. Wymieniliśmy się uprzejmościami. Po małym przeinwigilowanku okazało się, że to babka, która umie to i to, więc rozpocząłem proces męczenia o wspólny numer. Zupełnie inaczej mi się piszę dla kogoś, a takie wybryki jak ten nasz, tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że w muzyce nudzić się nie będę, a i że jeśli będę bardzo chciał to i dobry damski rap sobie zrobię, na którego deficyt Polska może narzekać.
Rozmawiał: Wojtek Kukulski, Asfalt Records