Marcin Sitko: "Rysiek nie był tak ciemną postacią, jak go się rysuje"

Marcin Sitko: "Rysiek nie był tak ciemną postacią, jak go się rysuje"

Zapraszamy do lektury naszego wywiadu z autorem najnowszej książki o Ryśku Riedlu, Marcinem Sitko!

Rozmowę przeprowadził Przemek Kokot.

PRZEMEK: Spotykamy się podczas uroczystej premiery książki "Rysiek Riedel we wspomnieniach". Kiedy urodził się w Twojej głowie pomysł napisania wspomnień o Ryśku Riedlu?

MARCIN: Ponad rok temu spotkałem się w Tychach (gdzie obaj mieszkamy) z Sebastianem Riedlem, synem Ryśka. Ja miałem już wtedy kilka książek na swoim koncie, a on jedną – w głowie. Okazało się, że sam myśli o tym, żeby w jakiś sposób wyprostować kilka historii oraz opinii o swoim ojcu. Od słowa do słowa pomyśleliśmy, że możemy to zrobić razem. On – wykorzystując moje predyspozycje, a ja – wykorzystując jego zapał do tego projektu i wiedzę. Tą najistotniejszą – z pierwszej ręki… chwilę po tym prace ruszyły pełną parą. To był niełatwy, ale spoglądając już na okładkę gotowej książki, owocny czas.

Skąd pomysł, żeby właśnie w ten sposób pokazać legendę frontmana grupy Dżem? Nie jako zwykłą biografię tylko wspomnienia bliskich ludzi.

Chcieliśmy opowiedzieć o Ryśku słowami osób, które go najlepiej znały. Z jednej strony było to ryzykowne – nie cenzurując ich, nie wiedzieliśmy tak naprawdę co usłyszymy. Z drugiej strony – tym większa satysfakcja jest teraz, że te historie okazały się tak pozytywne. Mało w nich dramatu, a dużo życia i przestrzeni. To pamiątka dla wspólnie spędzonych lat, kiedy ten „kolorowy ptak” był jeszcze wśród nich. Mówimy o relacjach rodzinnych, przyjacielskich, koleżeńskich. Mało jest w tej książce sceny i muzyki. Dużo codzienności, ciepła i… wzruszeń. Może dodam od razu – dla autora, także!

Jak myślisz kim jest Rysiek dla polskiej muzyki?

Ma status legendy. To na pewno. W pełni zasłużony. Całe to jego szalone życie, niespokojne odejście, dorobek artystyczny – czynią z niego naszego Jima Morrissona. Uważam, że to równe sobie pod względem talentu postacie. Rysiek jest mocno doceniony – powstał o nim film, powstawały książki, spektakl teatralny, w Tychach stoi jego pomnik... tylko trochę prawdy mi w tym brakowało. Prawdy o tym, że potrafił być też normalnym człowiekiem. Ojcem, mężem. Dla biografa, czy reportażysty taki zauważalny deficyt w odbiorze to ważna sprawa. No i skoro jego syn mówi, że było inaczej… nie można było tego tak pozostawić.

Specjalnie celowałeś w rok 2019, aby wspomnienia ukazały się w 25 rocznicę śmierci wokalisty Dżemu i czterdziestolecie działalności zespołu?

Nie. To przypadek. Kiedy pierwszy raz pomyślałem o tym projekcie to nawet nie byłem tego świadomy, nie pomyślałem o tym i nie kalkulowałem w ten sposób. Ale oczywiście takie szczególne daty pomagają, choć nawiązując do poprzedniego pytania to mam wrażenie, że pamięć o Ryśku i tak jest żywa. Nawet bez  okrągłych dat.

Trudno było namówić gości do dzielenia się wspomnieniami?

Każda z tych opowieści ma pod tym względem własną historię… ale najogólniej – często dostawałem sygnały typu: „o Ryśku? I co znów będzie tylko o jednym…”. Kiedy okazywało się, że daję moim rozmówcom wolną rękę w doborze wspomnień okazywało się, że jest to dla nich pole i okazja do buszowania w pamięci. Pojawiały się łzy, śmiechy. Atmosfera się rozluźniała i już wszystko szło, jak trzeba.

Według jakiego klucza dobierałeś zaproszonych gości?

Wspólnie przeżytych chwil. Nie interesowały mnie recenzje płyt, czy koncertów. Życie! Tylko to.

Duży udział w książce miał Sebastian Riedel?

Ogromny. Ale nie tylko on. Ja już na początku powiedziałem sobie, że nie będzie tego projektu bez akceptacji rodziny Ryśka, tej najbliższej. Wielkie ukłony kieruję też w stronę Karoliny Riedel, córki Ryśka. To wspaniała osoba, która doskonale zrozumiała zamysł książki i bardzo pomagała w tworzeniu jej merytorycznej wizji. Dla niej (tak jak dla Sebastiana) „Rysiek” to nie żadna gwiazda polskiego rocka, ale… „Tato”.

Co było najtrudniejsze podczas pisania tych wspomnień?

Właśnie spotkania z rodziną. One nie były trudne w sensie kontaktów i rozmów. Byłem ciepło przyjmowany. Trudność polegała na tym – czy ja aby ich nie zawiodę… zostawiałem jednak te obawy dla siebie i starałem się zrobić wszystko, jak należy. Nie paraliżowało mnie to, bo starałem się być profesjonalny, ale gdzieś tam doskonale rozumiałem ich sferę uczuć, z którą miałem takie wrażenie, że nie zawsze do tej pory się liczono. Ona była dla mnie najważniejsza. Właściwie to nie było ważniejszej rzeczy przy tworzeniu tej szczególnej przecież książki. Cel nie mógł uświęcać środków. Gdybym się na tym złapał – momentalnie porzuciłbym ten projekt.

Z książką ukazały się dwa single z dotąd nieznanymi wersjami piosenek Dżemu! To niesamowity rarytas, jak udało Ci się go odnaleźć?

Trochę takich perełek jeszcze pewnie da się pewnie odszukać. Sebastian zanurkował w archiwa i wyłowił z nich między innymi „Balladę o dziwnym malarzu” z innym jeszcze tekstem, niż ten znany z nagrań. Piękna rzecz! Pamiętam moment, kiedy mi to zaprezentował. Wbiło mnie w fotel. Poczułem coś niezwykłego w tamtym momencie. Kolejny klocek w tej układance nam się wtedy dopasował… projekt nabierał rumieńców.

Czy spodziewałeś się, że książka już przed premierą będzie wzbudzała ciekawość i sensację w sieci?

Nie zastanawiałem się na tym i mam na to świadków (śmiech). Owszem, teraz cieszy mnie powodzenie tej książki – szczególnie pod takim względem, że ludzie zaakceptowali ten sposób narracji. Nie ma dnia, żebym nie dostał prywatnej wiadomości z informacją, że ktoś ją przeczytał, że popłynęła łza, albo ktoś głośno się zaśmiał podczas czytania. Ja nie chciałem wywoływać przerażenia… Nawet jednemu z moich rozmówców przed spotkaniem przyśnił się sam Rysiek, który powiedział – „Opowiedz, że bywało inaczej… wyprostuj wszystkie te głupoty, które na mój temat ludzie mówią”. No i tak przez pięćset stron, z różnymi ludźmi, prostowaliśmy (śmiech).

Fan Dżemu i Ryśka Riedla jest dość wymagającą osobą. Nie obawiałeś się przyjęcia ze strony fanów?

Nie myślałem o tym. Nie pisałem „pod kogoś”. Będę oczywiście bardzo zadowolony jeżeli oni docenią moją pracę i jej efekt, ale ja nie przykładałem miary, nie kalkulowałem… Myślę, że skoro są ciekawi kim był ich idol to zaakceptują tą książkę. To są mądrzy ludzie, osłuchani. Od lat podróżują poprzez życie w towarzystwie Ryśka i myślę, że też już dawno podejrzewali, że ten człowiek nie był tak ciemną postacią, jak go się rysuje. Na mnie ta postać też miała przeogromny wpływ.

Czy masz już w głowie pomysł na następną książkę?

Nie mam. Mam za to dwie w szufladzie. Czekają na swoją kolej, ale czy się doczekają… nie wiem. Póki co cieszę się „Ryśkiem” i nie myślę o niczym innym.


Marcin Sitko jest autorem biografii Bogdana Łyszkiewicza pt. „Wolność Kocham i Rozumiem” oraz książek „The Rolling Stones za Żelazną Kurtyną. Warszawa 1967”, „Woodstock 1969. Najpiękniejszy Weekend XX wieku”, „Marillion. The Iron Curtain”, a także zbioru wspomnień o Mirku Bregule pt. „Hej Panie B”. Publikował w „Dzienniku Zachodnim” oraz Kwartalniku „Twój Blues”. Mieszka w Tychach.

Komentarze: