Kazon (Nocny Kochanek): "Dobrze jest wiedzieć, że ludzie niezmiennie stoją za nami murem"

Kazon (Nocny Kochanek): "Dobrze jest wiedzieć, że ludzie niezmiennie stoją za nami murem"

Nocny Kochanek właśnie zakończył wiosenną trasę klubową, rozpoczynając tradycyjny dla aktualnej pory roku etap występów plenerowych. Tuż przed zakończeniem „Trasy w Ciemność” spotkaliśmy się z gitarzystą Nocnego Kochanka, Robertem "Kazonem" Kazanowskim, który opowiedział nam o procesie powstawania najnowszego krążka Kochanków, zatytułowanego „Randka w Ciemność”, a także zdradził nieco smaczków z życia formacji, która swą szaloną wariacją metalu szturmem podbiła w ostatnich latach polską scenę muzyczną. Zapraszamy do lektury!

Rozmowę w imieniu wyspa.fm przeprowadzili Mateusz M. Godoń i Oliwia Cichocka.

MATEUSZ: Rozmawiamy niedługo po tegorocznej Gali Antyradia, z której – podobnie jak w ubiegłym roku – wróciliście w glorii zwycięzców. Wprawdzie rok temu odebraliście dwa razy więcej statuetek, ale i tak mało który zespół może pochwalić się podobną serią. Jak Wy sami czujecie się z myślą, że znów trzeba szukać miejsca na półkach, by zmieścić na nich nowe nagrody?

KAZON: To bardzo fajne uczucie, bo otrzymaliśmy te nagrody dzięki fanom, którzy w głosowaniu uznali nas za najlepszy zespół, a Krzyśka za najlepszego wokalistę minionego roku. Dobrze jest wiedzieć, że mamy takie wsparcie – że ludzie niezmiennie stoją za nami murem i dzięki nim jesteśmy w stanie wygrywać. Tym bardziej, że otrzymaliśmy statuetkę Zespołu Rocku dwa razy z rzędu, co nikomu dotąd się nie udało, więc jest to naprawdę wyjątkowe wyróżnienie.

OLIWIA: Oprócz dwóch statuetek od Antyradia, podczas gali spotkało Was jeszcze jedno wyróżnienie – odebraliście Platynową Płytę za album „Zdrajcy Metalu”. Spodziewaliście się nagrywając ten krążek, że może rozejść się w aż tak dużych ilościach?

KAZON: Chyba nikt nie sądził, że jakakolwiek hewimetalowa płyta może wyprzedać się w tak dużym nakładzie! Złota Płyta była dla nas wielkim zaskoczeniem – i jednocześnie ogromnym wyróżnieniem – ale na platynę nikt z zespołu specjalnie nie liczył. Czujemy się naprawdę docenieni – tym bardziej, że w świecie hewi metalu podobne rzeczy nie zdarzają się często, szczególnie w naszym kraju!

MATEUSZ: Nie tak dawno odebraliście też Złotą Płytę za Wasz pierwszy album, „Hewi Metal”. Skoro dwa Wasze krążki doczekały się takiego uznania – czy nagrywając trzecią, czyli obecną na rynku od stycznia „Randkę w Ciemność”, nie baliście się, że po dwóch tak świetnych krążkach będzie Wam ciężko po raz kolejny sprostać oczekiwaniom fanów?

KAZON: Przy nagrywaniu każdego krążka mieliśmy obawy, zaczynając od pierwszej płyty nagranej pod szyldem Nocnego Kochanka, która była znaczącym odejściem od koncepcji prezentowanej przez nas jako Night Mistress. Gdy piszemy nowy utwór, nigdy nie mamy pewności jaki będzie odbiór. To, że nam, wewnątrz zespołu, coś się podoba – to jedna sprawa, ale przecież w ostatecznym rozrachunku ważne jest, by podobało się odbiorcom, naszym fanom. Te obawy zawsze towarzyszą procesowi tworzenia i myślę, że przy pisaniu czwartej, piątej czy dziesiątej płyty będzie dokładnie tak samo.

OLIWIA: Skoro już poruszyliśmy temat nowej płyty – to opowiedz nam, jak to się właściwie stało, że sięgnęliście na niej po zupełnie nowe, nieobecne dotąd w Waszej twórczości instrumenty?

KAZON: Pozwala nam na to formuła Nocnego Kochanka – nasza twórczość, to nie jest czysty heavy metal, gdyż inspirujemy się całą masą gatunków muzycznych – powermetal, speedmetal czy nawet blackmetal. Osobiście jestem fanem zespołów Blind Guardian i Rhapsody, które grając powermetalową muzykę używają różnych instrumentów. Stwierdziliśmy więc wspólnie, że dobrym pomysłem będzie podążanie w tym kierunku – aby z jednej strony oddać hołd artystom, których szanujemy i lubimy słuchać, a z drugiej – rozwijać swoje muzyczne horyzonty i poszukiwać nowych rozwiązań. Myślę, że jest to słuszny kierunek, bo czujemy satysfakcję, że udało się nam zaskoczyć naszych fanów choćby „Koniem na Białym Rycerzu” czy „Andrzelą” – takich kawałków chyba nikt się po nas nie spodziewał! Już teraz mam pomysły na kilka ciekawostek na czwartą płytę, najpierw jednak muszę się zaopatrzyć w nowy instrument i nauczyć na nim grać…

MATEUSZ: Od premiery „Randki w Ciemność” minęło już kilka tygodni. Zdążyliście już przyzwyczaić się do nowości w koncertowych setlistach? Który z nowych utworów lubisz grać najbardziej?

KAZON: Z przyzwyczajeniem nie było problemu, bo przed wyruszeniem w trasę intensywnie ćwiczyliśmy nowe kawałki, więc zdążyliśmy się z nimi osłuchać w trakcie prób. Zresztą, jak zapewne zauważyły osoby, które regularnie bywają na naszych koncertach – stworzyliśmy kilka setlist, żeby wyczuć, które utwory będą podobać się bardziej naszej publiczności i które brzmią lepiej, a które mniej. Który z nich gra mi się najlepiej? Trudne pytanie! Bardzo lubię grać „Tirowca”. Ten kawałek jest hołdem dla kolejnego zespołu, który bardzo lubię – warszawskiej formacji Leash Eye. Pojawia się w tym utworze kilka „zapożyczeń” – mam jednak nadzieję, że się nie obrażą (śmiech). W tym numerze pojawiają się też organy Hammonda – wprawdzie są one jedynie tłem, jednak uważny słuchacz wyłapie ten charakterystyczny dla tego instrumentu dźwięk! Dużą przyjemność sprawia mi też granie utworów „Koń na Białym Rycerzu” i „Andrzela” – bo zwyczajnie są inne, używane jest inne instrumentarium. To taka mała odskocznia od naszego mocnego, ciężkiego gitarowego grania.

OLIWIA: Skoro już padło – i to już drugi raz – to imię, to musisz nam zdradzić, skąd właściwie wzięła się postać Andrzeli!

KAZON: Ech… kto Andrzeli nie poznał, niech pierwszy rzuci Amareną (śmiech). Każdy z nas kiedyś poznał taką Andrzelę – nie chcę się tutaj zagłębiać w życie prywatne kolegów z zespołu, ale ta piosenka to opowieść napisana częściowo na faktach, różnych historiach złożonych w całość. Podobnie jak w przypadku innych naszych kawałków – to życie napisało ten tekst. To, o czym opowiada ten utwór, to nie jest fikcja!

MATEUSZ: A muzycznie czymś się inspirowaliście pisząc tę epicką balladę? Ja, szczerze mówiąc, słyszę tu echo twórczości Scorpionsów…

KAZON: Oczywiście, inspiracje latami 80-tymi pojawiły się w tym utworze – choć to nie Scorpionsi byli pierwowzorem. Pierwszy zarys tego utworu napisał Krzysiek na pianinie. Następnie materiał trafił do mnie i zrobiłem aranż. Pierwsza wersja była zresztą nieco bardziej popowa – pojawiała się gitara akustyczna z taką bardzo lekką solóweczką – więc mogę powiedzieć, że tych inspiracji, które się pojawiły po drodze, siłą rzeczy było dużo. Jedną, jaką mogę wskazać z czystym sumieniem, jest kawałek „Dream On” od Aerosmith – jest w „Andrzeli” jedno takie przejście mocno zainspirowane właśnie tym utworem. Jestem wielkim fanem tego zespołu, więc gdy tylko była możliwość wcisnąć coś w ich duchu – to to zrobiłem! Być może Scorpionsi też się tam przewijali – na pewno było wiele komentarzy od naszych fanów, że słychać tu co nieco z Guns N’ Roses, pojawiła się też jedna opinia, że refren „Andrzeli” brzmi jak… z filmu o Bondzie. Może w następnej części panienka Bonda będzie miała właśnie tak na imię…?

OLIWIA: Czy jest szansa, że na następnej płycie dowiemy się, jaka właściwie jest relacja między Andrzelą a Andżejem?

KAZON: Kto wie? Jeszcze tak naprawdę nie poznaliśmy samego Andżeja, więc co dopiero mówić o tym, co jest między nim a Andrzelą? Zapytamy go na pewno przy pierwszej możliwej okazji, zaraz po tym, gdy w końcu zdradzi nam swe imię (śmiech).

MATEUSZ: Zostawmy już Andrzelę w spokoju i wróćmy do „Randki w Ciemność” – bo ta płyta wywołała wśród Waszych fanów niemałe poruszenie, żeby nie powiedzieć, że wręcz oburzenie! Jak ustosunkowałbyś się do przewijających się gdzieniegdzie zarzutów, że teksty takie, jak ten o „rurce w kakale” są jednak, nawet jak na Kochanka, nieco zbyt mocne?

KAZON: Cóż… z tekstami jest podobnie jak z muzyką – najpierw nam się muszą spodobać, więc kiedy stwierdzamy, że to jest „to”, trafiają na płytę. Czy są dosadne? Być może chwilami tak, ale też jest między nimi mnóstwo smaczków poukrywane. Teksty piszą głównie Krzysiek z Arkiem i cały czas się rozwijają jako tekściarze – ze względu na to, że nie mamy do końca sprecyzowane, czym Nocny Kochanek właściwie ma być, staramy się wszyscy ciągle odkrywać nowe rejony. Może właśnie dlatego ta płyta jest mocniejsza – po to, żeby sprawdzić, gdzie jest granica?

MATEUSZ: Tak à propos smaczków, to rzeczywiście jest ich sporo – a już zupełnie rozbroił mnie tekst „ciężki jak bufet u Ewy Sonnet”. Skąd pomysł, by to akurat do tej nieco już zapomnianej postaci nawiązać w piosence?

KAZON: Długo szukaliśmy odpowiedniej osoby, żeby przedstawiciele wszystkich pokoleń zrozumieli to porównanie – stwierdziliśmy jednak, że w tym momencie nie ma takiej postaci, która by była aktualnie na topie i obrazowała to, co chcieliśmy przekazać. Żyjemy jednak w takich czasach, że jak ktoś nie wie, kim jest Ewa Sonnet, to może zawsze spytać wujka Google’a – i już wszystko będzie jasne (śmiech).

OLIWIA: Muszę Cię teraz zapytać o Waszą współpracę z Robertem Adlerem, który narysował wszystkie okładki Waszych wydawnictw. Czy tym samym on się stał już Waszym „nadwornym grafikiem” – niejako „szóstym Kochankiem”?

KAZON: Będąc zupełnie szczerym, ja osobiście Roberta nigdy nie poznałem. Jednak już przy pierwszej okładce, jaką dla nas narysował, poczuliśmy, że właśnie tego szukaliśmy – i tak długo, jak on będzie chciał z nami współpracować, my na pewno z tej współpracy nie zrezygnujemy. Każda okładka, którą dla nas zrobił – czy to do albumów, czy do DVD, czy do singla na Record Store Day – rzeczywiście wyszła spod jego ręki i tym samym jego kreska stała się już nieodłączną częścią naszych wydawnictw. Na ten moment nie jestem w stanie wyobrazić sobie okładki, która byłaby zrobiona przez kogoś innego, w innym stylu.

MATEUSZ: Promująca Wasz najnowszy krążek Trasa w Ciemność wystartowała w końcówce stycznia, zarówno dla Was, jak i dla Waszych fanów z pewnością będzie niezapomniana. Jednym z najbardziej pamiętnych momentów na tej trasie był koncert w Łodzi, podczas którego wystąpił z Wami ojciec Żurka – Bodzis. Czy możesz opowiedzieć nam co nieco o historii tej niecodziennej współpracy?

KAZON: O tym, że Bodzis pisze własną muzykę, wiedzieliśmy od dość dawna. Jakiś czas temu Żurek puścił nam wersję demo kawałka „Bryzol” i stwierdziliśmy, że to naprawdę świetny numer. Wspólnie zdecydowaliśmy, że skoro już gramy w Łodzi, to fajnie byłoby zrobić niespodziankę Bodzisowi i zaprosić go do wspólnego występu. Żurek przygotował dla ojca kupon na zagranie „Bryzola” z Nocnym Kochankiem i wręczył mu pod choinkę. Szybko nauczyliśmy się tego utworu i, jak sami widzieliście, zagraliśmy go z Bodzisem. Widać było, że się bardzo wzruszył – dziękował nam jeszcze przez kolejne 2 tygodnie (śmiech). Namawiamy go teraz, by w przyszłym roku wystąpił na Zacieraliach, gdyż z taką kulinarną tematyką znakomicie by się tam odnalazł.

OLIWIA: A planujecie jakoś pociągnąć tę współpracę – na przykład nagrywając swoją wersję „Bryzola” z jego udziałem?

KAZON: Nie, „Bryzol” to kawałek Bodzisa i on już sam się nim odpowiednio zajmie (śmiech).

OLIWIA: Oprócz Bodzisa nie tak dawno na jednym z Waszych koncertów gościli także muzycy Big Cyca. Planujecie podobne niespodzianki w najbliższym czasie?

KAZON: Jeśli będą jakieś niespodzianki – to dla nas też będą one niespodziewane! Jeśli chodzi o Big Cyca, to wynikło to stąd, że graliśmy akurat w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie mieszkają Dżej Dżej i Piękny Roman. Zadzwoniliśmy do nich i zaprosiliśmy na nasz koncert – na zasadzie, żeby wpadli, to sobie siądziemy po występie i powspominamy „stare, dobre czasy”. Oczywiście, chcieliśmy zagrać z chłopakami „Babcię klozetową” – przećwiczyliśmy ją więc na próbie, stwierdziliśmy że pamiętamy ten utwór bardzo dobrze, więc zagramy. Z niespodzianki jednak nic nie wyszło, bo ktoś się wygadał, więc oni wiedzieli, że mają z nami wystąpić – ale i tak cała akcja była dużo bardziej spontaniczna od tej z „Bryzolem”. Na razie nic podobnego nie chodzi nam po głowie, ale czasem podobny pomysł pojawia się dosłownie z dnia na dzień – jeśli nie chcecie takich niespodzianek przegapić, to trzeba po prostu bywać jak najczęściej na naszych koncertach!

MATEUSZ: Skoro już wspomniałeś o „Babci klozetowej” – to może mógłbyś opowiedzieć, jak w ogóle doszło do tego, że nagraliście ten cover?

KAZON: Ładnych parę lat temu dowiedzieliśmy się przypadkiem, że Skiba nas lubi – ktoś podesłał nam link do programu telewizyjnego, w którym pojawił się w koszulce z napisem „Hewi Metal Pany”. Później, kiedy Big Cyc nagrywał swoją jubileuszową płytę „30 lat z wariatami”, na której miały znaleźć się też covery ich piosenek w wykonaniu zaprzyjaźnionych artystów, zostaliśmy przez chłopaków poproszeni o nagranie numeru na ten krążek. Stwierdziliśmy, że to bardzo fajny pomysł – zresztą takich propozycji się nie odrzuca, bo znalezienie się na takiej płycie to ogromne wyróżnienie! Uzgodniliśmy wspólnie, że nagramy „Babcię klozetową” i dość szybko udało nam się stworzyć własną aranżację tego kawałka. Poszło nam łatwo, bo chyba każdy z nas uważa się za fana Big Cyca i po prostu czuje klimat. Zresztą Dżej Dżej żartuje zawsze, że jesteśmy o 25 lat młodszą wersją ich samych – i chyba coś w tym jest (śmiech).

MATEUSZ: A skąd pomysł, byście wzięli udział w tegorocznym Record Store Day wydając na tę okazję specjalny singiel?

KAZON: Pomysł wyszedł on naszego managera, Marcina, który jest takim „vintage’owym hipsterem” mającym w swej kolekcji grubo ponad 600 winyli. Któregoś dnia przyszedł do nas z informacją, że jest taka akcja i fajnie byłoby w niej uczestniczyć. Zgodziliśmy się i wymyśliliśmy, że wydamy właśnie taki singiel zawierający dwa utwory – „Tribjut” i „Andrzelę” w wersji akustycznej. „Tribjut” nie był wcześniej na żadnym nośniku fizycznym, więc był dość oczywistym wyborem. Z kolei w przypadku „Andrzeli” mieliśmy z Krzyśkiem już wcześniej taki pomysł, by nagrać nieco lżejszą, czysto balladową wersję z dogranymi smyczkami, którą będzie można ewentualnie puścić w radiu. Stwierdziliśmy, że te dwa numery to dobry zestaw na taką okazję – i mamy nadzieję, że nasi fani będą z niego zadowoleni!

OLIWIA: Wracając jeszcze do wątku kończącej się powoli trasy – jak czujecie się z myślą, że praktycznie cała, wyłączając bodaj jeden koncert, mogła zostać opatrzona pieczątką WYPRZEDANE? Spodziewaliście się aż takiego odzewu ze strony fanów?

KAZON: Rzeczywiście, jeden tylko Radom jest rodzynkiem na tej liście – wszystkie pozostałe się wyprzedały! To naprawdę przyjemna myśl, jednak muszę przyznać, że nie było to dla nas jakąś ogromną niespodzianką, biorąc pod uwagę, że od jakichś 2 lat z trasy na trasę tych sold outów było coraz więcej. Im dalej w las, tym zdziwienie w tej kwestii jest coraz mniejsze – ale niezmiennie bardzo się cieszymy z tego, że jeszcze nie zmęczyliśmy ludzi naszą twórczością i swoimi osobami, i że nadal chcą nas słuchać i oglądać na żywo. Jak widać ta płyta, choć ma tyle „okropnych” momentów, też ich do nas nie zniechęciła – i mamy nadzieję, że tak już pozostanie!

MATEUSZ: Nie wiem, czy pamiętasz, ale nasz pierwszy wywiad przeprowadzaliśmy tuż po premierze „Hewi Metalu” przed koncertem w Proximie w grudniu 2015 roku, na którym pojawiło się może ze 150 osób. Jak, z dzisiejszej perspektywy, patrzysz na przeskok, jakiego dokonaliście tak naprawdę w niewiele ponad 3 lata – od małych i niekoniecznie zapełnionych klubów do wyprzedanych tras i występach na festiwalach, na które specjalnie dla Was przychodzą setki tysięcy ludzi? Czy to, ile Wam się udało osiągnąć w tak krótkim czasie, robi na Tobie wrażenie?

KAZON: Prawdę mówiąc, to cały czas do mnie nie dociera! To było – i wciąż zresztą jest – ogromne zaskoczenie dla nas wszystkich. Jak sam powiedziałeś, to był nagły, ogromny przeskok – po wydaniu „Zdrajców Metalu” niespodziewanie zapanował szał na naszym punkcie i sami nie do końca wiemy jak to się stało i właściwie dlaczego. Doskonale zresztą wiecie, że wcześniej próbowaliśmy się przebić jako Night Mistress, grając przecież muzykę w zasadzie niewiele różniącą się od tego, co nagrywamy teraz, i nie było takiego zainteresowania. Kiedy wydaliśmy „Hewi Metal” właściwie nikt nie liczył na to, że będziemy mieć z tego wiele więcej, niż po prostu kolejną przygodę. Tymczasem pewnego dnia okazało się, że wyprzedaliśmy dwa razy całą Progresję – i to był jakiś kosmos, którego kompletnie się nie spodziewaliśmy!

OLIWIA: Prezes Laskowski od czasu tamtych koncertów to chyba ma już przygotowane 5 formularzy adopcyjnych i tylko czeka na odpowiedni moment, by je wyciągnąć…?

KAZON: Ja go mogę zaadoptować, jeśli chce! (śmiech).

MATEUSZ: Pierwsza odsłona Trasy w Ciemność w zasadzie już jest zakończona. Co dalej?

KAZON: Jak co roku, maj i czerwiec to intensywny sezon plenerowy – poza wszelkiej maści imprezami juwenaliowymi będzie nas można zobaczyć także podczas kilku miejskich eventów. Na trasę jesienną planujemy natomiast tym razem wybrać się poza Polskę – na pewno mamy zamiar wybrać się do Anglii, a jak się uda to również do Szkocji i Irlandii. Ponieważ nie będziemy tam lecieć, tylko jechać, to mamy też nadzieję na zagranie w kilku miejscach po drodze – z pewnością nie zapomnimy o naszych fanach w Niemczech i Holandii.

MATEUSZ: To chyba nie będzie Wasz pierwszy zagraniczny wypad?

KAZON: Zgadza się – graliśmy już w Anglii na WOŚP 2 lata temu.

OLIWIA: A planujecie kiedyś wyruszyć w przeciwnym kierunku – do Rosji? Czytałam, że cieszycie się tam niezłą popularnością!

KAZON: Podobno tak – też słyszałem takie pogłoski! Ja się trochę boję tam jechać, bo wątroba już nie tak mocna, jak kiedyś (śmiech). Ale jeśli byłaby możliwość – to czemu byśmy mieli tam nie pojechać? Ja bardzo lubię jeździć w miejsca, w których jeszcze nie byłem, więc jestem bardzo otwarty na pomysł takiej wyprawy!

MATEUSZ: Dopiero co wydaliście swój trzeci krążek – ale chyba nie brakuje fanów, którzy już zadają sobie pytanie, kiedy możemy spodziewać się czwartego?

KAZON: Nie planujemy tego jeszcze tak naprawdę. Na razie jest taka tendencja, że wydajemy nowy album co 2 lata, ale nie nastawiamy się na to, że faktycznie to się uda – jeżeli pojawią się pomysły, to wtedy faktycznie wkroczymy do studia i zaczniemy nad pracę nad kolejnym albumem. Nie chcemy robić niczego na siłę, ani tym bardziej na szybko. To nie jest sztuka sklecić byle co i wydać – zupełnie nie o to nam chodzi. Jakieś pomysły na kolejne kawałki się powoli rodzą, ale myślę, że siądziemy nad nimi dopiero jak nam się znudzą numery z „Randki…” – jak się gra kilkadziesiąt razy w ciągu roku cały czas to samo to pojawia się głód nowości (śmiech).

MATEUSZ: Zaczęliśmy wywiad od nawiązania do Gali Antyradia – i w ten sam sposób go zakończmy. Jedną z nagród podczas tej imprezy wręczał Wam Jurek Owsiak, zapowiadając jednocześnie wydanie kolejnego DVD z Waszego występu na zeszłorocznym Pol’and’Rocku i zapraszając na kolejny. Liczycie na trzeci z rzędu rekord publiczności pod sceną?

KAZON: Mam taką nadzieję, że jeszcze uda się pobić zeszłoroczny wynik – ale to na pewno nie nastąpi w tym roku, bo tym razem nie wystąpimy w Kostrzynie. 3 razy z rzędu na dużej scenie to chyba jeszcze nikt nie zagrał i choć byłoby miło być pierwszym zespołem, który dostąpiłby tego zaszczytu, to jednak raczej to nie nastąpi. Jednak bardzo chętnie wrócimy tam za rok i kto wie – może wtedy się uda? Możliwe za to, że przyjedziemy tam prywatnie – będziemy się tam pewnie gdzieś kręcić, więc będzie można próbować nas łapać, ale nie gwarantuję, w jakiej dyspozycji nas znajdziecie (śmiech).

OLIWIA: Dziękujemy za rozmowę!

Zdjęcia:

studyjne – Wacław Szacyło

live – Mateusz M. Godoń

Komentarze: