Janusz Stefański: „Przyczyniliśmy się do popularności wielu artystów w Polsce”

Janusz Stefański: „Przyczyniliśmy się do popularności wielu artystów w Polsce”

Co sprawia, że początkowo mało znani artyści w Polsce z koncertu na koncert poszerzają grono fanów? Jaka jest przyczyna fenomenu Scorpionsów w naszym kraju i jak przygotowuje się występ amerykańskiej legendy rocka? Na te i inne pytania odpowiada Janusz Stefański, współwłaściciel agencji koncertowej Prestige MJM.

Podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, a tymczasem Prestige MJM ma na swoim koncie już sporo udanych powtórek koncertowych. Począwszy od zespołu Scorpions, który w blisko 11-letniej historii agencji, był najczęściej powracającym gościem. Czym wyjaśnisz ich fenomen tak częstych ich powrotów do Polski? Który z koncertów Scorpions był najbardziej wyjątkowy i dlaczego?

Fenomen zespołu Scorpions to zapewne składowa kilku rzeczy. Przede wszystkim ich popularność wynika z repertuaru, który stworzyli przez lata. Z jednej strony mają w swoimi dorobku hity, które obrosły już legendą, z drugiej cały czas tworzą i wydają nowe nagrania. Druga kwestia to fakt, że swoimi przebojami potrafią zyskać sympatię słuchaczy w bardzo różnych grupach wiekowych. Nie mniej ważnym argumentem jest też zapewne słynny przebój „Wind Of Change”, który towarzyszył przemianom w Europie Środkowo – Wschodniej w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku i tym samym stał się hymnem całego pokolenia.

Spośród koncertów zespołu Scorpions, które zorganizowaliśmy jako Prestige MJM bez wątpienia najbardziej wyjątkowy był występ niemieckiej grupy na stadionie w Tarnowie. Podczas koncertu rozpętała się bowiem wielka ulewa. Pomimo to ponad piętnastotysięczna publiczność bawiła się świetnie, nie zrażając się padającym deszczem. Z kolei członkowie zespołu doceniając zachowanie fanów zamiast chować się pod dachem sceny, wyszli na wybieg i niemal przez cały koncert grali i śpiewali moknąc wraz z publicznością.

Prestige MJM przyczynił się do popularyzacji w Polsce takich zespołów jak Il Divo czy Il Volo. Bilety na ich kolejne koncerty wyprzedają się „jak ciepłe bułeczki”, a obie formacje mają już swoich wiernych fanów w naszym kraju. Od początku wierzyliście, że to może być strzał w dziesiątkę? Ich sukces w Polsce smakuje zatem podwójnie?

Faktycznie w przypadku Il Divo oraz Il Volo możemy przypisać sobie fakt ich popularyzacji w Polsce. W obu przypadkach, gdy zaczynaliśmy promować wspomniane zespoły były one praktycznie nierozpoznawalne w naszym kraju. Bardzo dobrze pamiętam zwłaszcza próby przebicia się na polskim rynku z Il Divo. Pierwszy koncert nie okazał się sukcesem. Sprzedaliśmy zaledwie niecałe 2.000 biletów. Pomimo to „nie złożyliśmy broni”. Wierzyliśmy bowiem, że ten zespół ma potencjał i jeśli tylko uda nam się dotrzeć z odpowiednim komunikatem do grupy zainteresowanych osób to odnotujemy sukces. Sprzedaż drugiego koncertu początkowo także nie układała się po naszej myśli. Ale do czasu… Po wielu staraniach w końcu udało nam się umieścić 30 minut nagranego wcześniej koncertu Il Divo w programie TVP1 w Nowy Rok. I można powiedzieć, że stał się cud. W ciągu zaledwie kilku godzin sprzedaliśmy więcej biletów, aniżeli przez cztery wcześniejsze miesiące. W konsekwencji dalszych działań koncert w hali ERGO ARENA na pograniczu Gdańska i Sopotu obejrzał komplet publiczności! I muszę przyznać, że tego typu sukcesy smakują wyjątkowo. Bo wynikają z naszych starań, z naszego pomysłu na promocję.

Andrea Bocelli to z kolei artysta, który z każdym kolejnym Prestiżowym koncertem trafia na coraz to nowsze przestrzenie do swojego występu. Był gwiazdą The Tall Ship Races 2017 na Wałach Chrobrego w Szczecinie, uświetnił obchody stulecia Uniwersytetu Poznańskiego na stadionie w Poznaniu, a w przyszłym roku zaśpiewa na Stadionie Narodowym. Łatwo go było namówić na te lokalizacje? Czy Andrea sam też przejmuje inicjatywę?

Inicjatywa co do miejsc koncertowych Andrei Bocellego zawsze należała do nas. To my podsuwaliśmy kolejne pomysły. Mam jednak wrażenie, że nietypowe miejsca i znamienite okoliczności to zawsze jest przysłowiowa „woda na młyn” Andrei Bocellego. On dobrze czuje się w takich sytuacjach. Stąd bez kłopotu akceptuje nasze kolejne idee. Zresztą Bocelli na całym świecie uwielbia śpiewać albo w nietypowych miejscach albo z okazji ważnych rocznic, bądź przy okazji spektakularnych wydarzeń. Przykłady można byłoby mnożyć. Andrea Bocelli śpiewał wszak przed finałem Ligi Mistrzów w Mediolanie, przy okazji wręczenia Pokojowej Nagrody Nobla, czy też w czasie inauguracji Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej w 2000 roku w RPA. Ponadto występował zarówno w otoczeniu Piramid Egipskich, w Watykanie, jak i u stóp wieży Eiffel`a. Cieszymy się, że teraz „zapalił się” też do występu na Stadionie Narodowym w Warszawie i już teraz zapraszamy na to wyjątkowe wydarzenia 22 sierpnia 2020 roku.

Rod Stewart, którego Prestige MJM gościł w Toruniu, Rybniku, Łodzi, Krakowie i Gdańsku to wokalista oszałamiający swoją energią sceniczną. Mógłby nią obdzielić całe wojsko i jeszcze coś by zostało. Co oprócz piłek, które w trakcie koncertu wykopywał w stronę publiczności, znalazło się jeszcze na  liście jego życzeń? Co Was zadziwiło?

Zapamiętałem kilka szczegółów. Przede wszystkim fakt, że zawsze lubił, dobre i szybkie samochody. I czasami sprawdzał ich moc. Tak było na przykład w Toruniu, gdy w drodze z lotniska w Bydgoszczy poprosił kierowcę o rozpędzenie limuzyny do prędkości znacznie przekraczającej standardy i w konsekwencji minął rogatki miasta zanim policja zdążyła ustawić się do konwoju artysty. Poza tym Rod Stewart zawsze wykorzystuje podczas koncertu olbrzymią liczbę koszul i ubrań. Jako promotorzy jego koncertów musimy więc zatrudniać dwie osoby do prasowania jego garderoby. No i słynne piłki, które wykopuje ze sceny. To nie mogą być zwykłe futbolówki. Za każdym razem wszystkie 48 piłek musi posiadać homologację FIFA. Przed koncertem certyfikaty osobiście sprawdza szef produkcji koncertu ze strony artysty.

Dave Matthews Band na zaproszenie agencji przyjechał do Polski dwukrotnie. Jak przygotowuje się koncert legendy, która od lat była oczekiwana w naszym kraju?

Przede wszystkim niełatwo jest tego typu legendę zaprosić do Polski. Dave Matthews Band to gigant na amerykańskim rynku muzycznym. Dlatego też ma wypracowane wysokie stawki za koncert. Ciężko było zatem nakłonić management zespołu aby w Polsce zagrali za mniejszą gażę aniżeli w Stanach Zjednoczonych. Nam proces przekonywania zajął ponad trzy lata. Wiem, że wcześniej były podejmowane próby sprowadzenia Dave Matthews Band do Polski przez innych promotorów. Nikt nie wykazał się jednak taką cierpliwością w negocjacjach jak my.

To prawda, że im większa gwiazda, funkcjonująca od wielu lat na scenie, tym mniejsze ma wymagania?

Z tym bywa różnie. Mam bowiem wrażenie, że to nie tyle zależy od gwiazdy co bardziej od managementu, od tego jakie wymagania przed promotorem postawią ludzie z otoczenia artysty. Wielkie, legendarne gwiazdy zazwyczaj są bardzo naturalne w bezpośrednim kontakcie. Dlatego w większości przypadków mamy bardzo dobre wspomnienia ze spotkań z artystami. Przykładowo nigdy nie zapomnimy wspólnych kolacji z grupą Scorpions w wieczory poprzedzające koncerty. Z sentymentem zawsze wspominać będziemy wspólne wyprawy na pierogi z Jaredem Leto i zespołem Thirty Seconds to Mars. Za każdym razem niezwykle sympatyczne były też rozmowy i spotkania z Rodem Stewartem, Eltonem Johnem, Michaelem Buble, Martinem Garrixem, Lionelem Richie, Placido Domingo, czy Jose Carrerasem. Doprawdy ta lista mogłaby być o wiele dłuższa.

Negocjacje są łatwiejsze, gdy rozmawiacie z artystami, których mieliście okazję już gościć?

Bez wątpienia tak. Przede wszystkim wówczas znamy się już z wieloma istotnymi ludźmi osobiście. A jak wiadomo nic tak nie ułatwia rozmów – jak dobre, wypracowane, bezpośrednie relacje. Poza tym znamy rider, wymagania, nawyki, przyzwyczajenia… Łatwiej jest wyjść naprzeciw oczekiwaniom artysty.

Komentarze: