Już w lutym zespół HammerFall powróci do Polski na dwa koncerty w ramach trasy promującej wydaną przed kilkoma dniami płytę „Dominion”. Niedługo przed premierą tego krążka wywiadu udzielił nam Oscar Dronjak – gitarzysta tego znakomitego szwedzkiego zespołu. Zapraszamy do lektury!
Rozmowę w imieniu wyspa.fm przeprowadził Mateusz M. Godoń.
MATEUSZ: Rozmawiamy niedługo przed premierą waszego nowego albumu studyjnego, zatytułowanego „Dominion”. Czujecie już ekscytację towarzyszącą premierze?
OSCAR: Tak, zarówno ja, jak i reszta moich kolegów jesteśmy niesamowicie podekscytowani wszystkim, co wiąże się z tym albumem. Zanim się ukaże, mamy w planach wydać jeszcze 2 single, także sporo będzie się jeszcze działo. Ze względu na to, jak świetnie czuliśmy się w studiu przez ostatni rok podczas prac nad tą płytą i jak bardzo zadowoleni jesteśmy z końcowego rezultatu, nie mogę doczekać się premiery i możliwości zaprezentowania tego materiału na żywo podczas koncertów.
MATEUSZ: Pierwszy singiel z tego krążka, „(We Make) Sweden Rock” został wydany już w maju, wywołując spory entuzjazm wśród waszych fanów. Kto wpadł na pomysł stworzenia takiej piosenki będącej hołdem dla tych wszystkich świetnych zespołów ze Szwecji?
OSCAR: Jak większość świetnych pomysłów na piosenki HammerFall, także i ten wyszedł ze strony Joacima – niemal każda burza mózgów w gronie zespołu kończy się tym, że to on wyskakuje z najlepszą koncepcją! Pamiętam, że gdy wysłał mi wiadomość, w której opisał swoją koncepcję, pracowałem akurat nad inną piosenką i przyznam szczerze, iż trochę się z nią męczyłem – wiesz, jak to jest, kiedy próbujesz coś napisać i totalnie nic nie idzie! Ale kiedy dostałem tego maila od Joacima, inspiracja przyszła sama – od pierwszej chwili miałem poczucie, że to świetny pomysł i jego realizacja będzie bardzo przyjemna. I rzeczywiście, nie minęło wiele czasu, odkąd wszedłem do studia, a utwór już był gotowy. Pisanie o zespołach, które przez lata stanowiły dla nas tak wielką inspirację, okazało się świetną zabawą – podobnie jak stworzenie klipu do tej piosenki, którego najważniejszym, obok nas samych, elementem są przewijające się przez cały czas fotografie bohaterów utworu. Zmieściliśmy ich tam tak wielu, ile tylko się dało – łącznie przynajmniej 50 lub 60 zespołów, więc zrobił się mały tłum (śmiech).
MATEUSZ: Z tego, co słyszałem, nietypowa była także forma premiery tego teledysku – puściliście go przed waszym występem na tegorocznym Sweden Rock Festival.
OSCAR: To prawda! Po raz pierwszy zaprezentowaliśmy klip jako intro do naszego występu na tym festiwalu, a dopiero później ukazał się on w sieci. Nasze show podczas Sweden Rock Festival w ogóle było niezwykłe – podczas bisów zaprosiliśmy na scenę około 40 naszych fanów, by zaśpiewali „(We Make) Sweden Rock” razem z nami. To był naprawdę świetny koncert, który na długo pozostanie w mojej pamięci!
MATEUSZ: Skoro już jesteśmy w temacie piosenki „(We Make) Sweden Rock”, to pozwolę sobie zadać pytanie, które się z nią mocno wiąże: jakim cudem w Szwecji, która nie jest przecież najbardziej zaludnionym krajem świata, rodzi się tylu znakomitych muzyków i powstaje tak wiele świetnych zespołów?
OSCAR: Wiesz, że zastanawiałem się nad tym wielokrotnie w ostatnich miesiącach? Trudno chyba wskazać jeden konkretny powód, z którego to się bierze, ale fakty mówią same za siebie: na współczesnej scenie rockowo-metalowej można wymienić dziesiątki zespołów ze Szwecji, które są naprawdę świetne: In Flames, Hardcore Superstar, Bakyard Babies, Evergrey, Sabaton i całą sztokholmską scenę. A także, oczywiście, HammerFall (śmiech). A zauważ, że wymieniłem tu przecież jedynie relatywnie młode formacje – pominąłem weteranów wywodzących się ze starszych czasów. I wszystkie te zespoły są naprawdę unikatowe i potrafią pokazać coś, czego nie spotkasz u innych – słyszysz jakąś piosenkę i od razu wiesz, że to utwór tej, a nie innej grupy. To właśnie jeden z powodów, dla których szwedzkie zespoły są tak bardzo szanowane na całym świecie – ta potrzeba brzmienia tak, jak nikt inny, która sprawia, że naprawdę każdy z tych zespołów brzmi oryginalnie i unikatowo. Być może właśnie to stoi za sukcesami szwedzkiej sceny muzycznej, choć na pewno składa się na nie jeszcze mnóstwo innych elementów.
MATEUSZ: Wróćmy do tematu waszego nowego krążka. To jedenasty album studyjny w waszej dyskografii, ale dopiero drugi, który wydaliście pod skrzydłami wytwórni Napalm Records. Co właściwie sprawiło, że zdecydowaliście się zmienić wydawcę, opuszczając Nuclear Blast po tylu latach?
OSCAR: Rzeczywiście, byliśmy związani z Nuclear Blast w zasadzie od początku naszej działalności. Znaliśmy się już jak łyse konie i po prostu uznaliśmy, że czas na zmiany. Za każdym razem, kiedy zaczynasz nową relację tego typu, niektóre kwestie po prostu muszą wyglądać inaczej, niż w dotychczasowej konfiguracji – i to jest dobre. Kiedy podpisywaliśmy umowę z Napalm Records, mieliśmy wrażenie, że ludzie w tej wytwórni są podobni do osób z Nuclear Blast z czasów, kiedy… zaczynaliśmy współpracę z Nuclear Blast – czyli, że są bardzo zdolną ekipą, która ma przed sobą piękną, obiecującą przyszłość. Czuliśmy, że to dobry moment na zmianę. Przechodziliśmy do mniejszej wytwórni – bo Nuclear Blast w tym momencie jest już prawdziwym molochem – także po to, by postawić przed sobą nowe wyzwania i wpuścić trochę świeżości na kolejne albumy HammerFall.
MATEUSZ: Jak w kilku słowach opisałbyś „Dominion” fanom, którzy nie mieli jeszcze szansy zapoznać się z tym krążkiem?
OSCAR: Na pewno powiedziałbym, że to bardzo dobrze napisany i bardzo dobrze wyprodukowany album. Włożyliśmy w jego powstanie mnóstwo serca i gdy ktoś posłucha piosenek na nim zawartych, nie będzie w stanie uwierzyć, że zostały one napisane i nagrane przez zespół, który wydał już 11 studyjnych płyt – poziom energii i entuzjazmu, jaki bije z tego materiału, jest tak wysoki, jakbyśmy dopiero co zadebiutowali! Mam wrażenie, że „Dominion” brzmi równie żywiołowo, jak nasz pierwszy krążek „Glory to the Brave” – nie chodzi mi oczywiście o to, że nowe piosenki są podobne do tamtych, tylko o to, jak wielką moc mają w sobie. Być może wynika to z tego, że przez ostatnie kilka lat byliśmy ciągle w trasie – od premiery naszego poprzedniego krążka „Built to Last” zagraliśmy chyba więcej koncertów, niż po wydaniu jakiegokolwiek innego albumu. Nieustanne bycie na scenie naładowało nas taką energią, że przynajmniej część z niej udało nam się przenieść na nowy materiał studyjny – bodaj nigdy wcześniej aż tak dobrze nam się to nie udało!
MATEUSZ: A kiedy właściwie zaczęliście pracę nad płytą „Dominion”?
OSCAR: Przyznam szczerze, że pisanie piosenek na poprzednią płytę „Built to Last” było dla mnie naprawdę stresującym doświadczeniem, bo miałem o wiele mniej czasu na pracę, niż zwykle miewam. Przez ten pośpiech, przez ostatnie kilka miesięcy przed wydaniem tamtej płyty nie potrafiłem cieszyć się tworzeniem nowych utworów. Tym razem bardzo chciałem tego uniknąć, więc zacząłem pisanie nowych piosenek o wiele wcześniej, niż wtedy. Starałem się tworzyć nawet wtedy, gdy byliśmy w trasie – mimo że przez tyle lat mówiłem, że nie potrafię pisać w koncertowych warunkach, uważałem to wręcz za niemożliwe takie tworzenie między jednym a drugim występem. Okazało się jednak, że jest wręcz przeciwnie: bycie na scenie napełniało mnie taką dawką adrenaliny, emocji i inspiracji, iż wielokrotnie zaraz po zejściu do garderoby i krótkim odpoczynku zabierałem się za pisanie. Myślę, że właśnie dzięki temu materiał, który napisałem na „Dominion”, jest jednym z moich najlepszych dzieł od lat. Wyszło na to, że potrafię pisać w dowolnych warunkach – i ta świadomość jest naprawdę świetnym uczuciem! Wystarczy, że mam przy sobie laptopa i gitary, i mogę brać się do roboty. Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek pracowało mi się nad nowym materiałem tak łatwo i przyjemnie, jak w przypadku tej płyty.
MATEUSZ: Czy na potrzeby „Dominion” poszukiwałeś jakichś nowych muzycznych inspiracji?
OSCAR: Niespecjalnie. Jak zwykle, źródłem inspiracji była dla mnie muzyka z lat 70-tych. Nie słucham zbyt wielu młodych artystów, rzadko zdarza mi się więc odkryć coś nowego. Po prostu nie słucham już muzyki w taki sposób, jak robiłem to 20-25 lat temu. Z wiekiem człowiek robi się coraz bardziej wybredny. Oczywiście, pasja wobec moich ulubionych zespołów ani trochę we mnie nie zgasła, jednak od bardzo dawna nie dołączył do tego zespołu nikt nowy. Nie znaczy to, że w ogóle zamykam się na nowe brzmienia. W trakcie trasy odwiedziłem sporo sklepów płytowych, bo jestem kolekcjonerem starych winyli, i udało mi się kupić kilka ciekawych krążków pochodzących z mojej ulubionej ery – w kilku przypadkach były to nawet albumy zespołów, których w ogóle wcześniej nie znałem. W niecałe 3 tygodnie kupiłem 34 winyle, więc wróciłem do domu z walizką pełną muzyki. W ten właśnie sposób obecnie odkrywam nową muzykę – która, w większości przypadków, wcale taka nowa nie jest (śmiech).
MATEUSZ: Wielbiciele tematyki związanej ze sprzętem będą zapewne ciekawi, jakiego sprzętu używaliście w trakcie pracy nad nowym albumem.
OSCAR: Ponieważ jestem gitarzystą, skupię się przede wszystkim na sprzęcie związanym z gitarami. Prawdę mówiąc, tym razem używaliśmy tylko wzmacniaczy Marshalla – Pontus używał dwóch JVM 410, a ja jednego JVM 410 i dodatkowo małego JVM-1H 50th Anniversary. Ten drugi wydaje się niepozorny, ale mimo wszystko pozwala na wydobycie interesującej głębi dźwięku. Używałem go przy nagrywaniu demówek i tak mi się spodobało brzmienie, które dzięki niemu uzyskałem, że chciałem je zachować także na samym albumie.
MATEUSZ: A która z piosenek z „Dominion” jest twoją ulubioną – i dlaczego?
OSCAR: Jeszcze nie ma takiej, którą lubiłbym o wiele bardziej od pozostałych. Zapytaj mnie o to raz jeszcze za kilka lat, kiedy zdążę się już do nich przyzwyczaić – teraz jest zdecydowanie za wcześnie, bym lubił jedną o wiele bardziej, niż pozostałe. Ale mogę powiedzieć, że dobrze pisało mi się utwór „Testify” – miałem wtedy naprawdę dobrą zabawę! „Second To One” również wspominam bardzo miło – napisałem go razem z Joacimem i Jamesem Michaelem, producentem, który pracował z nami przy czterech ostatnich płytach. James mieszka w Los Angeles, więc Joacim i ja wybraliśmy się tam na weekend, by spróbować trochę z nim popracować. Okazało się, że wyszła nam świetna piosenka – i dlatego zawsze będzie zajmować specjalne miejsce w moim sercu.
MATEUSZ: Gdy przesłuchiwałem materiał zawarty na „Dominion”, moją uwagę zwróciła ostatnia piosenka z tracklisty – „And Yet I Smile”. Odniosłem wrażenie, że ten utwór ma wyjątkowo słodko-gorzki wydźwięk – niby optymistyczny, ale jednak w tle słychać jakąś nutkę żalu. Czy możesz coś więcej o tej piosence opowiedzieć?
OSCAR: Przesłanie tej piosenki jest następujące: „nie żałuj tego, co zrobiłeś – lecz tego, czego nie udało ci się dokonać”. Nie wiem, czy jesteś fanem serialu „The Walking Death”, ale jest tam pewna postać, Król Ezekiel. Pamiętam taką scenę, bodaj z 7 sezonu, kiedy ludzie idą na wojnę z zombie i on musi wygłosić mowę. Wie, że wiele osób zginie, jednak mimo wszystko zagrzewa swoich poddanych do walki, kończąc swą wypowiedź słowami: „wiem, że wielu z Was będzie dziś cierpieć – jednak mimo wszystko się uśmiecham, gdyż wiem, że przyszłość przyniesie nam lepsze dni”. Pisząc ten utwór, inspirowaliśmy się właśnie między innymi tą sceną. Chcemy tu przekazać, by cieszyć się życiem i tym, że się wciąż idzie do przodu – bo sprawy zawsze mogły wyglądać gorzej.
MATEUSZ: W tym roku macie w planach jedynie kilka występów w Europie – w lecie pojawicie się na kilku festiwalach. Właściwa trasa promująca „Dominion” rozpocznie się jesienią w Stanach Zjednoczonych, dokąd udajecie się wraz z waszymi starymi kumplami z Sabatonu. Jak zapatrujesz się na wasze pierwsze wspólne koncerty od ponad dekady?
OSCAR: Zapowiada się naprawdę fajna trasa! Różnica w stosunku do 2009 roku będzie taka, że wtedy to Sabaton robił za gościa HammerFall, a teraz będzie na odwrót. Nie mam z tym oczywiście najmniejszego problemu – doceniam to, ile wysiłku chłopaki z Sabatonu włożyli w to, by być w tym miejscu, w którym są teraz, stając się większą gwiazdą, niż my. Poza tym, wielokrotnie gościli już w USA, podczas gdy my jeździmy tam regularnie dopiero od niedawna. Nie mogę się już doczekać wyjazdu do Ameryki. Twórczość Sabatonu ma wiele wspólnego z twórczością HammerFall, więc wierzę, że przypadniemy do gustu amerykańskiej publiczności. Na pewno zrobimy wszystko, żeby tak się stało. Poza tym, to będzie dla nas okazja, by wreszcie lepiej poznać nowych członków Sabatonu – ze składu z 2009 roku zostali przecież tylko Jocke i Pär, a z resztą chłopaków nie mieliśmy dotąd tak wiele do czynienia. Jestem pewien, że czeka nas razem świetna zabawa!
MATEUSZ: Po powrocie z Ameryki nie będziecie mieć wiele czasu na odpoczynek – już w styczniu ruszacie w halową trasę po Europie. Na liście miejsc, które macie odwiedzić, są 2 polskie miasta – Warszawa i Kraków. Czego mogą spodziewać się polscy fani po waszych koncertach?
OSCAR: Na pewno tego, że zobaczą na scenie niesamowicie nakręconych muzyków! Bardzo wierzymy w to, że „Dominion” przypadnie do gustu naszym fanom na całym świecie i nie możemy się doczekać, aż będziemy mogli zaprezentować ten materiał na żywo. W momencie przyjazdu do Polski będziemy mieć za sobą już kilkadziesiąt koncertów, więc będziemy wiedzieć, które piosenki najbardziej podobają się publiczności. Obiecuję, że nasze koncerty będą wspaniałym przeżyciem dla każdego, kto przyjdzie nas zobaczyć. Nasza europejska trasa zapowiada się naprawdę fantastycznie – wierzę, że to będą naprawdę zajebiste występy!
MATEUSZ: To nie będzie wasza pierwsza wizyta w Polsce – przyjeżdżaliście już tutaj kilkakrotnie na przestrzeni lat, zaczynając od Metalmanii w 1998 roku. Co wspominasz najlepiej z tych poprzednich wizyt nad Wisłą?
OSCAR: Ten festiwal, o którym wspomniałeś, był naprawdę świetny! Pamiętam, że dzieliliśmy autobus z Dimmu Borgir – wcześniej ich nie znaliśmy, ale okazali się naprawdę wesołymi gośćmi. Przez dwa dni pobytu w Katowicach bawiliśmy się znakomicie. Dzień po koncercie nagrywaliśmy też krótki występ w studiu, bez udziału publiczności lub z bardzo niewielką ilością widzów, nie pamiętam dokładnie. Na pewno Therion też coś wtedy nagrywał zaraz po nas. Natomiast podczas tamtej Metalmanii miałem przyjemność zobaczyć Judas Priest po dłuszej przerwie – nie widziałem ich wcześniej na żywo przez długich 7 lat, więc byłem naprawdę szczęśliwy, mogąc zostać na ich występie. Dobrze wspominam też naszą ostatnią wizytę w Polsce w 2017 roku – graliśmy wtedy w Warszawie i ten koncert okazał się jednym z najlepszych na całej trasie, choć pozostałe wcale nie były słabe. Jesienią zeszłego roku też tu graliśmy, i to nawet dwa razy – w Krakowie i we Wrocławiu. Staramy się tu powracać jak najczęściej, bo z każdym koncertem Polska staje się dla nas coraz ważniejsza. To kraj, w którym wszystkim gra się dobrze – a nasi kumple z Sabatonu w ogóle czują się tu chyba jak pączki w maśle, patrząc po tym, ilu ludzi przychodzi na inne koncerty w ich koszulkach (śmiech). Ale nawet to pokazuje, że fani w Polsce są otwarci na dobrą muzykę i potrafią się nią cieszyć na koncertach. Nie mogę już doczekać się ponownego przyjazdu!
MATEUSZ: Z tego, co wiem, jesteś w połowie Serbem – w twoich żyłach płynie zatem gorąca słowiańska krew! Ciekawi mnie, czy utrzymujesz kontakt ze swoimi krewnymi z tamtych stron i czy czujesz, że ta część twojego dziedzictwa ma wpływ na to, jakim jesteś artystą i człowiekiem?
OSCAR: Jeśli chodzi o drugą część twojego pytania, to rzeczywiście, myślę że ta szalona, południowa krew czasem się we mnie odzywa. Nie tak często, jak dawniej – bo gdy byłem młodszy, dawała o sobie znać o wiele, wiele częściej – ale jednak wciąż sprawia, że zbyt łatwo wpadam w gniew. Staram się jednak z tym walczyć, bo mam teraz 5-letniego synka i nie chcę, by myślał, że takie wybuchy w południowym stylu są czymś normalnym (śmiech). Nie jest to proste, ale staram się nad sobą pracować. Natomiast jeśli chodzi o moje relacje z krewnymi z Serbii – to mój ojciec, który pochodził z Belgradu, rozwiódł się z moją mamą gdy miałem 3 lub 4 lata i tak naprawdę nigdy nie miałem z nim szczególnie silnej więzi. Nie umiem nawet zbyt wiele powiedzieć po serbsku, ojciec nie zdążył mnie nauczyć tego języka. A z tego, co wiem, w samej Serbii nie mieszkają już żadni moi bliscy krewni – siostra mojego taty wyprowadziła się do Francji, a moi dziadkowie, których nigdy nie poznałem, nie żyją od wielu lat. Zresztą ojciec też zmarł 20 lat temu, więc w tej chwili z Serbią łączy mnie już tylko pochodzenie, a nie jakiekolwiek bieżące relacje.
MATEUSZ: To było ostatnie pytanie ode mnie – może jednak chcesz dodać coś od siebie dla polskich fanów HammerFall, którzy będą czytać ten wywiad?
OSCAR: Jeśli dotarliście do końca – dziękuję, że poświęciliście swój czas na lekturę (śmiech). Jeśli jesteście fanami naszej twórczości, po prostu MUSICIE posłuchać naszej nowej płyty – po raz kolejny podkreślę, jak dumni jesteśmy z „Dominion” i jestem przekonany, że ten materiał spodoba się i wam! Bardzo cieszę się również na kolejne spotkanie z wami – do zobaczenia w lutym na koncertach w Warszawie i Krakowie. Obiecuję, że będziemy się razem świetnie bawić!