Już 30 listopada w warszawskiej hali Torwar wystąpi wraz ze swoim zespołem austriacki producent i muzyk Marcus Füreder, znany światu pod pseudonimem Parov Stelar! Kilka dni temu Marcus znalazł chwilę na rozmowę z dziennikarzem naszego portalu, w której opowiedział między innymi o swoich planach wydawniczych i czego mogą spodziewać się fani, którzy udadzą się na jego koncert w Warszawie. Zapraszamy do lektury!
Wywiad w imieniu wyspa.fm przeprowadził Mateusz M. Godoń.
MATEUSZ: Zaledwie kilka dni przed naszą rozmową opublikowałeś w sieci zapowiedź swojego nowego singla, zatytułowanego „Go Wake Up”. Już sam tytuł tego utworu świadczy o tym, że będzie to piosenka z naprawdę mocnym, znaczącym tekstem. Czy mógłbyś zdradzić nam, o czym ona opowiada?
PAROV STELAR: Szczerze mówiąc, nie jestem chyba właściwym adresatem tego pytania – tekst tej piosenki napisała moja żona, Lilja Bloom, więc odzwierciedla on raczej jej przemyślenia, niż moje. Ale powiem tak: w jej opinii (którą zresztą podzielam) nadchodzą czasy, w których na świecie będzie się bardzo dużo działo. Oczywiście, ktoś mógłby powiedzieć, że na tej planecie dużo się dzieje od co najmniej pięciu tysięcy lat, ale ostatnio można zaobserwować, że wiele osób nabiera odwagi, by wystąpić z tłumu i głośno powiedzieć swoją opinię. I nie chodzi tu tylko o kwestię zmian klimatycznych – jest tyle innych kwestii, w których należy zabrać głos. I o to chodzi w tej piosence – by „obudzić się” i dołączyć do tych, którzy chcą zmieniać nasz świat na lepsze.
MATEUSZ: Sądzisz, że w obecnym świecie ludzie będą potrafili znaleźć czas, by takie piosenki, jak „Go Wake Up” nie tylko odsłuchać w drodze do pracy – ale by tak naprawdę przemyśleć to, co jest w nich zawarte, i wyciągnąć własne wnioski?
PAROV STELAR: Prawdą jest, że ludzie mają coraz mniej czasu na to, by się w cokolwiek wgłębić – także jeśli chodzi o muzykę. Dla nas, artystów, coraz trudniej jest skupić uwagę naszych odbiorców. Media społecznościowe sprawiły, że skupiamy się na czymś przez 5 minut – a potem klikamy „next”. To nie jest dobre i mam nadzieję, że także na tym polu ludzie zauważą potrzebę zmian.
MATEUSZ: „Go Wake Up” nie jest pierwszą piosenką, jaką nagrałeś do spółki ze swoją żoną Lilją Bloom – pracowaliście już wcześniej razem nad wieloma utworami. Co oznacza dla ciebie możliwość pracy w studiu z kimś, z kim spędzasz także prywatną część swojego życia?
PAROV STELAR: Na pewno dobrą stroną tej sytuacji jest to, że pracując z Lilją – pracuję z osobą, która zawsze jest wobec mnie absolutnie szczera. Jeśli jakiś mój pomysł na melodię jej się nie podoba – nie ukrywa tego udając, że jest super, tylko mówi mi otwarcie o swoich odczuciach. Oczywiście, nie używa przy tym niecenzuralnych wyrazów – nigdy nie powie wprost, że coś brzmi jak gówno, ale ja i tak wiem swoje [śmiech]. Inną kwestią jest to, że pracując razem w studiu ciągle odkrywamy siebie na nowo. Mogło by się wydawać, że po tylu latach razem nie jesteśmy w stanie już siebie niczym zaskoczyć – a jednak, kiedy piszemy nowe utwory, za każdym razem dowiadujemy się czegoś niespodziewanego o sobie nawzajem. To jest naprawdę wspaniałe!
MATEUSZ: A czy różnice w poglądach, jakie zapewne czasem macie podczas tworzenia, w jakikolwiek sposób wpływają na atmosferę między wami poza studiem?
PAROV STELAR: Nie, nie sądzę [śmiech]. Zazwyczaj pracujemy nad nowym utworem tak długo, aż dojdziemy do porozumienia i jesteśmy oboje zadowoleni z efektu. Wspólne pisanie muzyki bardzo nas do siebie zbliża – uczucie, które towarzyszy tworzeniu razem nowych utworów, jest trochę jak radość z narodzin dziecka.
MATEUSZ: Jesteś uważany za jednego z pionierów electro swingu, który jest de facto połączeniem wielu różnych stylów muzyki – od bardziej klasycznych, jak jazz i swing, do tak nowoczesnych, jak house i hip hop. Czy trudno jest z takiego mixu stworzyć coś, co będzie brzmiało jednocześnie spójnie, świeżo i po prostu dobrze?
PAROV STELAR: Czasami jest ciężko – a czasami bardzo prosto! Myślę, że to jest tak, jak z każdym procesem twórczym: jako artysta zawsze próbujesz znaleźć coś nowego, iść do przodu, wyróżnić się spośród innych. W moim przypadku pewną trudność stanowi to, że tworzę przy użyciu sampli. Kiedy wchodzę do studia, nigdy nie mam pewności, że znajdę sample, które w idealny sposób wpasują się w mój własny beat. Praca z samplami jest nieustannym poszukiwaniem. Czasami porównuję to z… łowieniem ryb. Możesz iść nad jezioro z najlepszym sprzętem i w doskonałym humorze, ale nigdy nie masz gwarancji, że choć jedna rybka złapie się na twoją wędkę [śmiech].
MATEUSZ: Oprócz tworzenia muzyki masz jeszcze jedną artystyczną pasję – malarstwo. Czy poprzez obrazy odsłaniasz inną stronę swej duszy, niż to ma miejsce za pośrednictwem piosenek?
PAROV STELAR: Definitywnie tak! Muszę się przyznać, że mój wewnętrzny malarz jest tym, co pozwala mi od czasu do czasu złapać oddech od muzyki. Oczywiście, na obu polach pozostaję tą samą osobą. Ale kiedy spędzasz całe tygodnie w studiu, w pewnym momencie uszy zaczynają mówić „dosyć!” – i wtedy dobrze jest na jakiś czas odciąć się od świata dźwięków i zając się czymś innym. Właśnie wtedy najbardziej lubię schronić się w mojej pracowni i coś namalować. Oczywiście, za pośrednictwem obrazów wyrażasz siebie w zupełnie inny sposób, niż przez muzykę. Ale bardzo lubię kombinację malarstwa i muzyki – w moim przypadku sprawdza się ona naprawdę perfekcyjnie.
MATEUSZ: Już pod koniec listopada powrócisz do Polski na swój czternasty koncert w tym kraju. Jakich nowości mogą się spodziewać twoi polscy fani podczas tego występu?
PAROV STELAR: Oczywiście, będzie to kompletnie inne show, niż ostatnim razem – zupełnie nowe będą chociażby efekty wizualne. Z całą pewnością zagramy wiele z największych hitów – nie da się tego uniknąć! – jednak nie zabraknie też świeżych, dotąd niegranych utworów. Mam też w zespole kilka nowych osób, więc i one dostaną szansę, by przedstawić się polskiej publiczności. Zawsze staram się rozwijać swój zespół – kiedy jeździsz w trasy przez tyle lat, to konieczne, by samemu też się rozwijać i czynić swoje show coraz bardziej atrakcyjnym.
MATEUSZ: Jak wspomniałem, byłeś już w Polsce kilkanaście razy – w tym czasie z pewnością przydarzyło ci się tutaj wiele ciekawych sytuacji. Czy zechciałbyś podzielić się z nami wspomnieniem z Polski, które najmocniej zapadło ci w pamięć?
PAROV STELAR: Oj, wiele tego było i naprawdę nie wiem, od czego zacząć [śmiech]. Pamiętam, że pewnego razu spacerowałem po Warszawie przed koncertem i trafiłem na uliczne przedstawienie, którego główny bohater udawał, że odcina głowy przechodniom. Wyglądało to bardzo przekonująco – zupełnie, jak jakiś obrazek ze starożytności. Aż trudno mi to opisać! Poza tym, wydaje mi się, że jak dotąd prawie zawsze występowałem w Polsce latem, więc wasz kraj kojarzy mi się z pięknymi, słonecznymi dniami.
MATEUSZ: Wracając do początku naszej rozmowy – „Go Wake Up” jest pierwszym singlem z twoich nadchodzących wydawnictw, zatytułowanych „Voodoo Sonic Trilogy”, które sam opisujesz jako „jeden album w trzech częściach”. Czemu zdecydowałeś się na ten sposób publikacji – w formie trzech krótkich EP-ek zamiast jednego długiego albumu?
PAROV STELAR: Jak już mówiłem wcześniej, w dzisiejszych czasach trudno jest na dłuższy czas przykuć uwagę słuchacza. Tylko najbardziej hardcore’owi fani potrafią wysłuchać albumu od deski do deski – większość ludzi skupia się na pojedynczych utworach. Obecnie, by trafić do fanów, łatwiej jest wydawać materiał w mniejszej ilości, za to częściej. Poza tym, taki sposób pracy nad wydawnictwem pozwala także nam, artystom, być bardziej elastycznym. Mogę zdradzić, że druga i trzecia część trylogii nie są jeszcze skończone. Mogę rozwijać utwory, które znajdą się na tym potrójnym albumie, w trakcie jego wydawania – i to jest bardzo ekscytujące!
MATEUSZ: Czy zamierzasz umieścić na którejś z części tej trylogii twoje ostatnie single – „Trouble”, „Snake Charmer” i „Gringo”, które wypuściłeś już po wydaniu swojego poprzedniego albumu?
PAROV STELAR: Szczerze mówiąc – nie sądzę, bo chcę się skupić przede wszystkim na świeżym materiale. Gdybym wydawał normalny, długi album, z 10-12 utworami – pewnie i te 3 piosenki, które wymieniłeś, by się na nim znalazły, choćby w formie bonusów, by w ten sposób w pełni ukazać pracę, jaką wykonałem na przestrzeni ostatnich dwóch lat. W sytuacji, gdy wydaję to w postaci trzech krótszych krążków, na każdym z których będą po 4 kawałki – załączanie starszych singli chyba nie miałoby sensu.
MATEUSZ: Pierwsza część „Voodoo Sonic Trilogy” ma się ukazać jeszcze w tym miesiącu – a kiedy planujesz podzielić się z nami kolejnymi dwiema?
PAROV STELAR: Zadajesz mi dziś okropnie trudne pytania! [śmiech]. Nie mam pojęcia! Mogę tylko zapewnić, że ciężko pracuję nad tym, by stało się to jak najszybciej. Mam nadzieję, że druga część będzie gotowa na początku 2020 roku – być może już w lutym będzie można jej posłuchać.
MATEUSZ: A masz już wizję tego, czym chciałbyś się zająć po wydaniu całej trylogii? Jakieś plany czy marzenia do spełnienia w niedalekiej przyszłości – zarówno na polu artystycznym, jak i prywatnym?
PAROV STELAR: Wiesz co, nauczyłem się, że można robić plany na życie – ale w większości przypadków ono i tak pójdzie w innym kierunku. Uważam się za naprawdę szczęśliwego faceta, którego życie potoczyło się, póki co, naprawdę świetnie. Ale wciąż czuję głód tworzenia muzyki i odkrywania sposobów na to, by wyrażać siebie w nowy, niespotykany dotąd sposób – poprzez muzykę i w obecności muzyki, a także za pomocą obrazów. Bardzo bym chciał jeszcze mocniej związać obie strony mojej artystycznej osobowości – żeby moje malarstwo i muzyka stały się ze sobą spójne. Zobaczymy co przyniesie życie – tym bardziej, że jako artysta jestem bardzo uzależniony od swych fanów. Mam nadzieję, że spodoba im się droga, którą będę podążał, i dalej będą mi w niej towarzyszyć.
MATEUSZ: Na koniec naszej rozmowy – może jest coś, co chciałbyś powiedzieć od siebie swym fanom, którzy już nie mogą się doczekać twoich nowych wydawnictw i koncertu w Warszawie na koniec listopada?
PAROV STELAR: Mam nadzieję – a w zasadzie, jestem pewien! – że moi fani znajdą chwilę, by z otwartym umysłem wsłuchać się w moje nowe utwory i wyczuć, co chcę za ich pośrednictwem przekazać. Muzyka w większym stopniu polega właśnie na uczuciach, niż na zrozumieniu – na tym, by trafić do serca słuchacza. Wierzę, że tak właśnie będzie z moimi nowymi utworami w przypadku moich polskich fanów, którzy są ze mną już od ponad 10 lat, albo i dłużej – i w tym czasie stali się dla mnie prawie jak rodzina. Do zobaczenia w Warszawie!