WYWIAD WYSPA.FM: PIOTR BRZYCHCY (KRUK)

WYWIAD WYSPA.FM: PIOTR BRZYCHCY (KRUK)

Ta płyta napiętnowana jest niezwykłymi emocjami, niesamowitymi rozterkami - mówi o najnowszej płycie gitarzysta zespołu KRUK, Piotr Brzychcy. Mimo, że jest zabiegany, bo właśnie trwają prace nad krążkiem „Be3”, udało nam się zadać kilka szybkich pytań - o zawirowania w zespole, o marzenia, sukcesy, o życie w trasie. Rozmawia Przemysław Kokot (Wyspa.fm).

Przemysław Kokot: Witam Cię Piotrze, dawno się nie widzieliśmy :)

Piotr Brzychcy: Oj dawno, dawno, czasem tak bywa, że kogoś długo nie widzisz i nawet za nim nie tęsknisz. Z Tobą jest trochę inaczej, ale tęsknotą bym tego nie nazwał. Hmmmm, dobrze zaczynamy (śmiech).

Jak wyglądają prace nad nową płytą. Kiedy premiera?

Prace zostały ukończone i to nadaje sens mojej egzystencji, ponieważ ostatnie tygodnie wyglądały tak, że myślałem tylko o studiu i nagrywaniu. W pewnym momencie było to bardzo męczące, a nie o to chodzi w muzyce. Presja jaką wywierał na nas termin oddania płyty w wytwórni i świadomość tego, że ten termin przekroczymy, a dalej fakt, że go przekroczyliśmy, nie napawały optymizmem. Wszystko jednak brało się z chęci zrobienia jej jak najlepiej. Teraz, z perspektywy końca, mogę śmiało powiedzieć, że nagrywanie tej płyty było jedną z najciekawszych przygód w moim życiu. System pracy, intensywność działań, samorealizacja, wewnętrzny i namacalny rozwój, dawały ogromną satysfakcję. Chciałbym mieć możliwość nagrania kiedyś płyty w dokładny i szczegółowy sposób jeszcze raz. Premiera już 12 listopada, więc za chwil kilka.

"Be 3” to po prostu trzeci album, czy raczej gra słów i głębsze przesłanie : „Be free”, czyli bądź wolny?

I to i to. To nasz 3 album, co sugeruje cyferka. Natomiast fakt, że ciągle walczymy ze swoimi słabościami i staramy się być niezależni, ale mamy tego pełną świadomość sprawia, że jest to też taki ukryty manifest. Środkowy palec skierowany do tych wartości, które cię zniewalają, sprawiają, że nie czujesz się dobrze i tracisz radość życia.

KRUK, PiEKARY ŚLĄSKIE 26/04/2012 ZOBACZ ZDJĘCIA- >

Czego możemy się po niej spodziewać? Starego dobrego Kruka, czy też czeka nas jakaś niespodzianka?

Nie ma zabawy bez niespodzianek. Wypuściliśmy właśnie singla, który jak sądzę jest niespodzianką. Pojawi się wiele różnorakich smaczków, które będą zaskakujące, ale pozwólmy każdemu indywidualnie trafić na nie podczas słuchania płyty. Muzyka, która z nas wypłynęła sama w sobie jest najważniejsza, nie oszukiwaliśmy nikogo, a tym bardziej nas samych. Czy jest to stary dobry Kruk? Oczywiście, że nie, bo ciągle poszukujemy i nie boimy się eksperymentów. Czy to jest nowy, ale dobry Kruk? Podejrzewam, że dla sympatyków poprzednich płyt Kruka, „Be3” będzie co najmniej zadowalający.

To Wasz trzeci autorski album, ale pierwszy w tym składzie. Jak wygląda współpraca przy nagrywaniu płyty z Krzysiem Nowakiem i Michałem Kurysiem?

Krzysiek Nowak grał już na „It Will Not Come Back” i wtedy stał się filarem zespołu. Niestety życie pisze swoje scenariusze i w największym zapale do pracy nad Krukiem stracił Ojca, a później przyszła ciężka choroba Matki i niestety też przepotężna strata, która miała miejsce zresztą w najbardziej gorącym momencie dla prac związanych z „Be3”. Wiem, że to niezwykle intymne sprawy, musimy jednak zdać sobie sprawę z tego, że ta płyta przez takie historyjki napiętnowana jest niezwykłymi emocjami, niesamowitymi rozterkami. Kumulacja tych wszystkich uczuć jest słyszalna na „Be3”. Myślę, że cały zespół przeżywał dramat Krzyśka, a w pewnym momencie był przygotowany na rozstanie z nim, bo trzeba mieć w sobie wielką mądrość, żeby w takim momencie życia znaleźć choć minimum dla zespołu, dla muzyki, a on to ogarniał, dawał radę. Niewyobrażalne.
Michał Kuryś pojawił się w zespole tuż po wydaniu płyty „It Will Not Come Back” i jedno mogę o nim powiedzieć, nigdy nie zawodzi. Jest oazą spokoju, wyrafinowanego humoru i pokory. Zanim pojawił się w zespole na równych prawach, przez ponad trzy miesiące był jedynie muzykiem koncertowym. Sprawdził się doskonale i każdy był zadowolony z tej współpracy. Podobnie rzecz miała się z pracami nad płytą „Be3”. Angażował się w całej rozciągłości, nie pozwalał sobie na słabości i walczył o to, aby jego partie były najlepsze, nie tyle dla niego samego co dla całego obrazu płyty. Obrazek Michała jaki zobaczysz na tej płycie to pokora, pokora i jeszcze raz pokora dla dźwięków, dla kompozycji, dla słuchacza. Jest skromność, ale zarazem smak i dojrzałość. Michał Kuczera, który jest wybitnym realizatorem, był zachwycony współpracą z Michałem i twierdził nawet, że jest skarbem zespołowym. Jeśli życie czegoś nie pochrzani to jestem przekonany, że w przyszłości Michał będzie miał dużo do powiedzenia w tym zespole.

Kiedy planujecie start trasy koncertowej promującej Wasze „nowe dziecko”?W studiu Radia Katowice

Start trasy promującej nasze nowe dziecko..brzmi fajnie, naprawdę fajnie (śmiech). Wydaje mi się, że całość wydarzy się w okolicach lutego / marca, czyli dopiero w przyszłym roku. Wszystko uzależniamy jednak od zainteresowania płytą i od tego jak ten materiał zostanie potraktowany przez media. Wcześniej na pewno zagramy jakieś koncerty, które pozwolą nam zaprezentować „Be3” w wersji live.

Pierwsza płyta była dwujęzyczna, lecz na koncertach śpiewacie tylko po angielsku? Nie łatwiej było by Wam dotrzeć do większej ilości fanów w języku ojczystym?

Łatwiej, nie ma wątpliwości, ale Wiśnia lepiej czuje się w języku angielskim, są nawet o to czasem spory w zespole. Oczywiście zdarza się, że ten element gości na naszych koncertach, ale jest to rzeczywiście potraktowane minimalistycznie. Trzeba jednak pamiętać, że robimy co możemy i zawsze kłaniamy się w kierunku tych, którzy lubią estetykę języka polskiego. W przypadku „It Will…” specjalnie wróciliśmy do studia aby zarejestrować trzy utwory w języku polskim. Przy „Be3” rozważaliśmy powrót do pierwszego pomysłu i wydanie dwóch krążków. Stanęło jednak na trzech utworach bonusowych w języku polskim, które trafiły oczywiście na płytę.

Graliście już na jednej scenie m.in. z: Whitesnake, UFO, Thin Lizzy, Deep Purple. A jakie jest Twoje marzenie, przy boku jakiej gwiazdy chciałbyś zagrać?

Led Zeppelin? (śmiech). Marzenia czasem się spełniają!!! Nie chcę już marzyć w tej kategorii, bo osiągnęliśmy wszystko co osiągnąć mogliśmy, a chcieć jeszcze więcej może być głupotą. Niech zatem wszystko dzieje się naturalnie i bez nadmiernego parcia. Zdecydowanie bardziej zależy mi na właściwym, kreatywnym rozwoju zespołu i tworzeniu muzyki, która zrzeszy grupę fajnych ludzi, sprawi że będą nas słuchać z przyjemnością i tym samym przyjdą na nasz koncert.

Jednym z Waszych największych idoli jest zespół Deep Purple, jakie to uczucie grać z nimi na jednej scenie?

To jest niesamowite uczucie, jednak kiedy jesteś już na scenie zapominasz o tym dzięki publiczności. Nasz koncert został przyjęty tak gorąco, że nie sposób wyobrazić sobie czegoś piękniejszego w kategorii supportowania wielkich zespołów. W ogromie euforii, który przełożył się także na jakość naszego występu tamtego dnia, świadomość odzyskaliśmy dopiero za sceną, gdzie zobaczyliśmy uśmiechnięte facjaty Glovera i Morsea…Cholera, to Deep Purple, słyszeli nas, padły słowa gratulacji, za chwilę sami zagrają… To były piękne chwile. Później z Wiśnią szaleliśmy przy scenie, a Glover co jakiś czas zbliżał się w naszą stronę sygnalizując, że nas kojarzy. Te chwile na zawsze pozostaną w moim sercu.

Największy sukces zespołu Kruk i Wasze największe marzenie?

Największy sukces zespołu to fakt, że przy tak nieprzychylnym rynku muzycznym zespół potrafi rozwijać swoje skrzydła, gromadzi wokół siebie fanów, dostaje przychylność mediów, nagrywa płytę w najlepszym studiu i tworzy spontaniczną muzykę, pełną prawdy i radości.
Największe marzenie, to stworzenia kontrapunktu dla papkowatego chłamu, który rządzi wszędzie. Wiesz, coś na zasadzie, mamy plastik, uszanujmy go i niech ma swoich zwolenników, ale mamy też stal, której wcale nie musimy zakopywać pod ziemią, tylko dlatego, że jest mniej kolorowa, albo po prostu cięższa. Niech więc marzeniem naszym będzie właśnie taka zmiana myślenia społecznego, które otworzy wiele oczu na sztukę, której muzyka „inna” jest częścią.

Przemysław Kokot i Piotr BrzychcyA największa porażka? Co z perspektywy czasu chciałbyś zmienić w dotychczasowej karierze?

Nic bym nie chciał zmienić i nie czuję aby cokolwiek było porażką. Czasem myślę, że nie czekałbym aż tak długo z wydaniem pierwszego albumu w kontekście daty założenia zespołu, bo to był okres kilku lat. Kiedy jednak uświadamiam sobie, jak ten pierwszy album wpasował się w różne przychylne sytuacje, zamykam ten rozdział w swojej głowie. Tak miało być i dlatego teraz jest tak jak jest, a jest oczywiście dobrze i mogę się tylko cieszyć i być wdzięczny z tego powodu. Zawsze może być lepiej, lecz zachłanność jest atrybutem głupców i nieszczęśliwców (śmiech).

Jaką pozycję Twoim zdaniem na Polskim rynku zajmuje zespół Kruk?

Mainstream w czystej postaci (śmiech). Muzyka rockowa, gitarowa, ale taka prawdziwa, nie ta udawana jaką czasem słychać i widać w TV, jest mocno odsuwana od salonów. Wszędzie liczą się słupki i cyferki, są więc tzw. mainstreamowi artyści i ich poplecznicy, którzy nie traktują zespołów typu Kruk na poważnie. Później jednak dochodzi do konfrontacji na płaszczyźnie możliwości koncertowych i to zarówno w kwestii jakości tych występów jak i możliwości przyciągnięcia ludzi, oraz na płaszczyźnie spuścizny artystycznej i okazuje się, że oni chcą się zesrać, żeby być na topie, a ty robisz dalej swoje. Po nich nie zostaje nic, po tobie kilka zdartych płyt, które fan muzyki rockowej będzie trzymał z swoich zbiorach i co jakiś czas odkurzał z przyjemnością. Może brzmi to dumnie, albo nawet idiotycznie, ale pewnych kwestii nie oszukasz i nie boję się powiedzieć o tym głośno, nie wykluczając jednocześnie tego, że sam mogę się stać karykaturą tego, kim jestem teraz.

Gitarowy idol Piotra Brzychcego?

Ritchie Blackmore, Jimi Page, Jimi Hendrix, Tony Iommi, Eric Clapton, Alvin Lee, Marty Friedman, Dave Mustaine, Steve Ray Voughan, David Gilmour, John Petrucci, Jurek Styczyński, Andrzej Nowak, Andy Timmons, Michael Amott, Bill Steer, Mark Knopfler,Warren Haynes, Reb Beach, Yngwie Malmsteen, Stan Webb, Eric Johnson…miał być jeden, sorry (śmiech).

Dzięki za wywiad, z niecierpliwością czekam na trasę koncertową i do zobaczenia 14 grudnia na koncercie w Sosnowcu.

Dzięki również, mam nadzieję, że zobaczymy się na tych wszystkich koncertach i nie tylko;)

Komentarze: