Zapraszamy do naszego wywiadu z Małgosią Zemłą, wokalistką i pomysłodawczynią projektu Klamka. Album pt. "Tribute to Chris Cornell", będący zgodnie ze swym tytułem, wyrazem niezwykłego hołdu dla tragicznie zmarłego przed trzema laty, Chrisa Cornella.
- Opowiedz nam skąd pomysł na tak oryginalne potraktowanie twórczości Chrisa Cornella?
Ogólnie pomysł na hołd dla jego twórczości kołatał mi w głowie od dawna. A ponieważ występowałam z koleżanką pianistką w duecie i bardzo mi się taka forma podobała, to wiedziałam, że na pewno chcę zrobić covery z fortepianem. Zaczęłam wtedy od "All night Thing i Like a stone", które nagrałam w formie demo (na naszym kanale na youtube można je dalej usłyszeć jako Chiara&Meg).
Nie będę też ukrywać, że ogromne wrażenie wywarła na mnie płyta Marty Król i Pawła Tomaszewskiego „Tribute to The Police”. Utwory oryginalnie mocno rockowe wyszły cudownie w innej, delikatnej odsłonie. Bardzo mnie kusiło jak w takich aranżach zabrzmiałyby moje interpretacje utworów Chrisa. Mój dobry znajomy Kuba Grzywacz, perkusista występujący na płycie, też jest wielkim fanem twórczości Cornella i całego nurtu grunge. Kiedyś przy okazji wspólnego spotkania w ramach warsztatów jazzowych dla dorosłych, chyba jesienią 2019 roku przebąknęłam coś, że mam pomysł na taką płytę i Kuba się z góry zaoferował do współpracy. Również nasz wspólny znajomy, kontrabasista Marcin Grabowski, który tam wtedy z nami był wyraził duże zainteresowanie takim projektem. Kilka miesięcy później, w lutym 2020 ostatecznie wybrałam utwory, które chciałam, zgromadziłam nuty i przekazałam znajomemu pianiście, Dawidowi Broszczakowskiemu, z którym umówiłam termin w studio. Początkowo myślałam, że to będzie taka ascetyczna surowa płyta, tylko wokal+piano. Bo niby super, że Kuba i Marcin obiecali pomóc, ale to przecież nierealne, mieszkają setki kilometrów ode mnie i jak to w ogóle pogodzić? W międzyczasie pojechałam na ostatnie przed pandemią warsztaty, na których ponownie spotkałam moich kolegów i okazało się, że jednak uda się zgrać terminy i ściągnąć ich do studia w Nowej Wsi. Przed wejściem do studia siedzielismy z Kubą do późna w nocy i rozpisywaliśmy który utwór w jakim tempie najlepiej zabrzmi. Nie mieliśmy wcześniej prób, Panowie poznali się 9 marca w studio. Współpraca między Kubą a Dawidem przebiegła wprost nieprawdopodobnie. Ogromnym szczęściem jest dla mnie fakt, iż Dawid też aranżuje i produkuje utwory, więc nie musieliśmy angażować producenta i aranżera z zewnątrz, a po prostu dałam mu nuty, wolną rękę i obserwowałam co powstanie. Dawid niektórych utworów wcześniej nie znał, zadziałała jego niesamowita muzyczna wyobraźnia niezmącona dotychczasowymi wersjami, a efekt jest magiczny. Do projektu dołączył spontanicznie Piotr Mędrzak, nasz realizator dźwięku, ale też fantastyczny gitarzysta, domalował pięknymi brzmieniami gitar te utwory. To wszystko wspólnie, ta cała praca, jak się nawzajem inspirowaliśmy, pomysły, magia wyobraźni, saksofon Antka i delikatne chórki Justyny dały tym utworom zupełnie nowe życie i zaskakujące świeże tchnienie. Rezultaty przerosły moje najśmielsze oczekiwania.
- Nie bałaś się jak ta płyta zostanie przyjęta? W końcu Chris Cornell to osoba znana na całym świecie, a jego twórczość jest niezwykle ważna dla wielu fanów rocka i muzki grungowej.
Oczywiście że się bałam, ale po prostu musiałam to zrobić. Kierowała mną ogromna potrzeba serca, tak silna, że nie mogłam jej dłużej tłumić. Ja na codzień zajmuję się czymś innym, nie żyję z muzyki, nie traktowałam tego zarobkowo ani wizerunkowo. Sama tą płytę w całości sfinansowałam. Nawet gdyby nikt nie przesłuchał nas na Spotify ani nie kupił żadnej sztuki kompaktu czy winyla, to ja musiałam zrealizować to marzenie. Dostaję mnóstwo ciepłych słów, zarówno od zagorzałych fanów jego twórczości jak i od osób, które oryginałów nie znały albo były one dla nich za ostre czy za ciężkie. Jak historia i kompozycja jest piękna to ona się w każdej odsłonie obroni. Myślę sobie czasem żartobliwie, że my jesteśmy tylko rzemieślnikami. A On był po prostu takim genialnym tekściarzem i kompozytorem. Zresztą sam Cornell wieloktortnie coverował Beatlesów, Led Zeppelin, Michaela Jacksona, Whitney Houston, w zaskakujących nowych odsłonach. Myślę, że nie miałby nic przeciwko temu, że w taki sposób otulilismy jego kompozycje innym brzmieniem.
- Kto dobierał utwory na płytę? Bo jest jednak troszkę dysproporcja między utworami Soundgarden, solową karierą Chrisa, a grupą Audioslave?
Wybierałam je tylko ja, totalnie subiektywnie, historiami, które się w utworach opowiada. Najbliższe memu sercu są jego utwory solowe. Kocham Temple of the Dog i Audioslave, ale szukałam utworów, z którymi się będę utożsamiać i takim kluczem wybierałam pozycje na album. Dlatego z Temple of the Dog jest tylko „All night thing”. Coprawda kusiło mnie “Wooden Jesus” czy „Hunger Strike” ale odpuściłam.
Początkowo utworów miało być 9, ale Piotr Mędrzak mi zasugerował, że to tak dziwnie i „weź coś jeszcze wymyśl”. Dlatego też jako ostatni na płycie jest jedyny utwór Soundgarden, czyli „Fell on black days”, rzutem na taśmę. Aczkolwiek sama się dziwię, że wcześniej go nie wybrałam, bo teraz z racji analogii do pandemii i dystansu społecznego i swoistych „ciężkich czasów” czy „czarnej godziny” pasuje dużo lepiej, bardziej i wymowniej do całości płyty niż np „Doesn’t remind me”. Żałuję, że nie nagrałam „Getaway Car” czy „Bend in the road”, ale na pierwszy ogień poszło chyba całkiem nieźle.
- Prawie cała płyta to spokojne, wręcz relaksacyjne aranżacje, które wprowadzają w słuchacza w świat, całkowicie różny od tego co za oknem. Czy taki był Wasz cel, aby słuchacz mógł oderwać się od codzienności?
Chyba tak jest najbardziej w zgodzie ze mną. Nie widzę siebie w szalonych rozpędzonych rytmach, w przejaskrawionym głosie, z nietypowymi instrumentami. Poza tym te wybrane utwory takie po prostu są: intymne, niesamowite historie o nieszcześliwej miłości, złamanym sercu, zawiłych relacjach, niespełnionych marzeniach, stracie, bólu rozstań z przyjaciółmi i bliskimi, tym co nieuniknione. To są tak uniwersalne prawdy... natomiast przestrzeń muzyczna, wyobraźnia produkcyjna i kompozytorska Dawida tak naturalnie wpasowala się w każdy utwór, że płyta jest po prostu spójna i teraz trochę mi szkoda, że trwa tylko 45 minut.
- A co zadecydowało, że utwór "Nearly Forgot My Broken Heart", będzie singlem promującym tę płytę?
Chyba solo Antka na saksofonie! Do tej pory, choć wysłuchałam go już pewnie dziesiątki razy, mam gęsią skórkę... Ta nasza wersja niesamowicie odbiega od oryginału a zarazem zyskała w tej nowej odsłonie równie silny i piękny przekaz. Konsultowałam ten wybór u wielu niezależnych źródeł i wszyscy byli zgodni co do tego, że jest to doskonały pierwszy singiel.
- Czy projekt Klamka to jednorazowa sprawa? czy będziesz kontynuować twórczość w tym składzie?
Na pewno nie jednorazowa, chociaż już teraz skład koncertowy nam się nieco zmienił od albumowego. Klamka miała być projektem, została po części zespołem, a po części moim pseudonimem artystycznym. Do tej pory koncertowaliśmy głównie w południowej Polsce, często z przyczyn finansowo-logistycznych nie jesteśmy w stanie ściągnąć na pojedyncze koncerty członków albumowego składu. Również dlatego, że gramy bardzo kameralnie. 30-50 osób. Poza tym zagraliśmy dopiero pięć koncertów, więc się nie rozpędzajmy – pandemia to niezbyt fortunny czas na promocję płyty... Mam na szczęście fantastyczne lokalne środowisko muzyczne - Patryk Gajda na perkusji i Patryk Bizukojć na gitarze basowej. Ostatnio zagraliśmy taki spontaniczny koncert w rodzinnym Bielsku – w poniedziałek dowiedzielismy się, że w piątek mamy grać. No to zagralismy. Na perkusji wsparł nas wtedy Michał Dziewiński. Na koncercie we Wrocławiu zagra z nami jeszcze inna sekcja rytmiczna – Mikołaj Stachura na perkusji i Eugeniusz Kubat na gitarze basowej. Już nie mogę się doczekać jak to wyjdzie!
- Płyta pojawiła się również w wersji winylowej i to niezwykle ciekawej, opowiedz nam o tym.
Jesteśmy z moim mężem ogromnymi fanami analogowych płyt, mamy mnóstwo winyli. Mój mąż ma oprawione okładki swoich ulubionych albumów w ramki i tak kiedyś napomknął, że chciałby, żeby moja płyta kiedyś też wisiała w takiej kwadratowej ramie u nas w domu. Ja zawsze zwracam uwagę na estetykę wydania winylowego, na szatę graficzną, kolor winyla, na okładkę, na kopertę samej płyty. Marzyłam o tym, żeby wytłoczyć chociaż kilka egzemplarzy. Okazało się, że warszawskie WMFono, z którym podjęłam współpracę w celu wytworzenia kompaktu tłoczy również winyle, minimum 100 sztuk (co i tak jest bardzo dogodną opcją, niektore tłocznie nie produkują np. poniżej 500 sztuk). Wybrałam sobie gatefold, grafiki do wkładki itp. Natomiast dość nietypowym rozwiązaniem jest sam nośnik, a właściwie jego kolorystyka - mam w domu płytę Dave Matthews Band na winylu przezroczystym, przepięknie wygląda, zapytałam więc mimochodem czy istnieje taka opcja w takim małym nakładzie. Okazało się, że jak najbardziej, tłocznia wykonuje również płyty w tej wersji kolorystycznej. Dowiedziałam się również, że transparentny winyl jest najczystszym, najszlachetniejszym, niebarwionym surowcem i jakość dźwięku jest z niego najlepsza. Jestem bardzo dumna z tej wersji, zawiera piękne zdjęcia całego zespołu praktycznie w formacie mini plakatu, można się podpisać każdy przy swojej stronie i jest to bez wątpienia bardzo ciekawa pamiątka.
- Czy macie zaplanowane jakieś koncerty w najbliższym czasie?
Tak, najbliższy koncert odbędzie się we Wrocławiu, w ramach Letniej Sceny Starego Klasztoru, w sobotę 19 września o 19:00. Wstęp wolny, zapraszamy serdecznie!
- Jakie są Twoje muzyczne marzenia?
Bardzo chciałabym, żeby ta płyta popłynęła w świat, do jak najszerszego grona odbiorców. Nie chodzi o sławę i rozgłos tylko świadomość, że coś takiego wartościowego i pięknego powstało i możliwość podzielenia się tym ze słuchaczami na żywo. Później może przyjdzie czas na własne kompozycje albo kolejny hołd.