Marcin Sitko: "Rysiek Riedel zostawił po sobie grono oddanych mu osób, którzy byli dla mnie największą motywacją do stworzenia tych książek"

Marcin Sitko: "Rysiek Riedel zostawił po sobie grono oddanych mu osób, którzy byli dla mnie największą motywacją do stworzenia tych książek"

Zapraszamy do lektury naszego wywiadu z autorem najnowszej książki o Ryśku Riedlu -  Marcinem Sitko!

Marcin Sitko jest dziennikarzem i producentem muzycznym - autorem biografii Bogdana Łyszkiewicza pt. „Wolność Kocham i Rozumiem” oraz książek „The Rolling Stones za Żelazną Kurtyną. Warszawa 1967”, „Woodstock 1969. Najpiękniejszy Weekend XX wieku”, „Marillion. The Iron Curtain”, a także zbioru wspomnień o Mirku Bregule pt. „Hej Panie B” oraz dwóch tomów wspomnień dotyczących Ryszarda Riedla. Publikował w „Dzienniku Zachodnim” oraz Kwartalniku „Twój Blues”. Współpracował między innymi z Muńkiem Staszczykiem, Markiem Piekarczykiem, Andrzejem Grabowskim, Maciejem Balcarem oraz Olkiem Klepaczem.

Spotykamy się podczas premiery drugiego tomu książki "Rysiek Riedel we wspomnieniach". Kiedy narodził się pomysł stworzenia drugiej części, tak świetnie przyjętych wspomnień?

Dobre pytanie… bo ja naprawdę nie znajduję w pamięci konkretnego momentu, kiedy pierwszy raz zaświtała mi w głowie idea rozszerzenia tych wspomnień o drugi tom. Może dlatego wyszło to tak naturalnie? Oczywiście wiedziałem, że jest jeszcze wiele osób, z którymi dotychczas nie rozmawiałem, a które spełniały kryteria, by się w takim opracowaniu znaleźć. Czyli – znały bohatera mojej książki i miały o nim co nieco do opowiedzenia. Gównie historii z jego życia, a już z pewnością – zza kulis, bo to wciąż - tak, jak w przypadku pierwszego tomu - nie jest książka o muzyce. To książka o człowieku!

Czy miałeś może już jakieś wspomnienia, które z różnych powodów nie znalazły się w pierwszej części, czy zaczynałeś od przysłowiowego zera?

Nie miałem. Zaczynałem od zera. Owszem, wiedziałem, że mam gdzie i do kogo po nie się zgłosić, ale nie miałem nic jeszcze gotowego w notatniku. W pewnym momencie dotarło chyba do mnie, że nie wyczerpałem tematu do końca, że jeszcze coś mogę wartościowego do tej opowieści wnieść. Inna sprawa, że ja lubię swoją pracę. Takie swoiste kronikarstwo. Zawsze będzie mnie to pociągać. Pamiętam, że w rozmowie z Olą Siążnik z Radia Katowice, zaraz po premierze pierwszego tomu, wspomniałem – że to dla mnie smutny moment, bo o ile dla moich czytelników coś się właśnie zaczyna to dla mnie właśnie się skończyło. W chwili kiedy rusza premiera to książka zaczyna żyć własnym życiem, jakby obok mnie. Nic już ode mnie nie zależy. Ponieważ jednak z natury bywam przekorny to nigdy nic nie wiadomo… i tak się też stało.

Czy planując jeszcze tom pierwszy od początku chciałeś żeby to były wspomnienia, czy może żeby to przybrało troszkę inną formę?

To była świadoma decyzja i żadnej innej opcji właściwie to nie brałem nawet przez moment pod uwagę. Nie chciałem pisać typowej biografii Ryśka, bo taką stworzył już kiedyś Jan Skaradziński. Przez lata ta książka była dla mnie ważną pozycją, choć z czasem głównie z sentymentu. Pamiętam, jak lata temu z drżeniem rąk wynosiłem dopiero co zakupiony egzemplarz z księgarni i to w dniu jej premiery. Janek dostarczył fanom Dżemu i Ryśka wielu kronikarskich smaczków. Nie chciałem jednak wtrącać do własnej książki osobistych wniosków i przemyśleń, czy interpretacji, a tak dzieje się, kiedy sami próbujemy opisać czyjeś życie. Uznałem to za niepotrzebne. Uznałem też, że prawdziwszą formą przekazu będzie oddanie w pełni głosu moim gościom, rozmówcom. W innym przypadku nie przemyciłbym na jej karty tylu najprawdziwszych emocji, które zawarte są we wspomnieniach tych, którzy z Ryśkiem spędzili naprawdę piękne momenty swojego życia. Czasami trudne, a czasami wesołe, lub też po latach można je tak nazwać. Istnieje jednak dla nich jeden mianownik – są prawdziwe. W mojej książce nie ma dat, nie ma informacji o płytach... jest za to silny strumień emocji.

Muszę zadać to pytanie, czemu książka a nie na przykład dokument, gdzie bohaterowie książki będą właśnie w ten sposób wspominać wokalistę grupy Dżem?

Pewnie byłbym w stanie to zrobić. Posiadam wykształcenie i doświadczenie, które by mi to umożliwiło. Wyobraźnię i moce do działania też mam jeszcze całkiem witalne, a do tego jakieś zaplecze techniczne. Więc kto wie co przyniesie przyszłość… Póki co jednak realizuję się poprzez pisanie i temu jakiś czas temu powierzyłem całą uwagę i energię. No i włożyłem w to masę serca. Nad niczym innym na ten moment nie myślę.

Jak długo trwały prace nad drugą książką, bo z tego co pamiętam premiera pierwszego tomu miała miejsce w okolicy grudnia 2018 roku?

Wydanie każdego z tych tomów poprzedziły półtoraroczne prace typowo dziennikarskie. Czy to dużo czy mało? Nie wiem. W tym wypadku wystarczyło. Jednak jakby nie liczyć – poświęciłem temu trzy lata swojego życia, a to już jednak sporo.

Czy i do tej książki będzie dołączona płyta z niepublikowanymi dotąd singlami?

Tak. Cieszę się, że te książki przyniosły fanom Dżemu i Ryśka Riedla nie tylko spisane unikatowe wspomnienia, ale i kilka perełek dźwiękowych. Po niepublikowanych wersjach „Ballady o dziwnym malarzu” i „Dnia, w którym pękło niebo” z pierwszego tomu książki obecnie sięgnęliśmy wraz z Sebastianem Riedlem po perełkę ze zbiorów Leszka Windera, czyli niepublikowane nagranie z grupą Krzak, a także autorski numer Sebastiana z fragmentem nieznanego tekstu jego Ojca. Nie ukrywam, że jestem fanem takich wykopalisk dźwiękowych.

Która z rozmów wywarła na Tobie największe wrażanie a która zaskoczyła w największym stopniu?

Każda rozmowa ma swoją historię, którą znam właściwie tylko ja. Są to kulisy rozmów, spotkania w ciekawych miejscach, poruszone tematy poboczne, czasami wrażenia z drogi do tych miejsc i do tych ludzi. To zachowuję jednak dla siebie i kilka takich spotkań rzeczywiście było absolutnie wyjątkowych. O tym opowiadam czasami w trakcie spotkań autorskich, bo wtedy panuje właściwa dla tego rodzaju opowieści atmosfera. Jeżeli jednak pytasz o same rozmowy, czyli ich efekt, który znajdujemy na stronach książek to lubię te, które wzruszają. Jest ich kilka. Polecam, by sięgnąć po książki i samemu je odszukać…

Czy spotkałeś się z jakimiś trudnościami podczas powstawania drugiego tomu?

Nie kojarzę żadnych większych trudności. Może dlatego, że w trakcie prac nad książką zawsze jestem mocno nastawiony na działanie i wszelkie trudniejsze sytuacje staram się szybko ogarnąć, więc siłą rzeczy mogę ich później już nie pamiętać. Trudności pojawiają się, kiedy książka jest już napisana i trzeba ją wydać – wtedy owszem, czasami ciśnienie lekko podskoczy. To złożony i niełatwy proces, w którym też aktywnie uczestniczę.

Czy tak jak przy pierwszej części Bastek (syn Ryśka przyp. red.) miał również spory udział w jej powstaniu?

Jesteśmy partnerami w działaniu. Gdyby nie przychylność z jego strony to mój związek z historią jego ojca nie trwałby tak długo. Sebastian jest wspaniałym prawdziwym i szczerym człowiekiem, a ja cenię takie osoby. Nie z każdym jest mi po drodze, a z wiekiem jeszcze bardziej człowiek stara się dobierać sobie odpowiednie środowisko do życia i działania. Żeby nie tracić energii po prostu. Energia jest cenna. Myślę, że z Sebastianem znaleźliśmy wspólny język. Pracujemy obecnie przy kilku projektach i chyba się dogadujemy. Przede wszystkim Sebastian nie jest dla mnie – „synem tego Ryśka”. Dostrzegam w nim wielki indywidualizm i za niego Sebastiana najbardziej cenię. Tak samo ciężko pracuje na to niezwykłe nazwisko.

Myślę, że w odróżnieniu do suchych biografii, jakich mamy kilka na polskim rynku, ta książka pokazuje inne, prawdziwsze oblicze Ryśka, też jesteś podobnego zdania?

Nie oceniam innych książek, nie jestem ich odpowiednim recenzentem, ale cieszę się, że „Rysiek Riedel we wspomnieniach” jest dla ciebie, jak rozumiem, wartą uwagi pozycją. I uwierz mi – potrafię o niej mówić obiektywnie. Znam jej walory i mam też do nich kilka uwag. Uważam jednak, że bilans na szczęście rzeczywiście jest na korzyść.

Rozumiem, że tym razem, z powodu covid-19 z dużą częścią osób spotykałeś się "wirtualnie"?

Właśnie, że nie… jakoś tak się stało, że moje spotkania trafiały w takie „okienka pogodowe”, że w tym czasie obostrzenia były luźniejsze. Choć rzeczywiście były to spotkania przy zachowaniu wszelkich odpowiednich dla tego dziwnego czasu rygorów. Nie pozwoliłbym sobie też, co wcześniej nie stanowiłoby wielkiego problemu, przyjechać do kogoś z lekkim katarem (śmiech).

Czy łatwo było skłonić osoby do udostępniania swoich wspomnień?

Myślę, że pierwszy tom pozostawił dobre wrażenie i w następstwie nie było z tym problemów, za co przy tej okazji chciałbym moim rozmówcom podziękować. To wspaniali, i pełni zrozumienia dla mojej pracy, ludzie.

Czy pojawi się może część...trzecia? Czy już wyczerpałeś temat do końca i jesteś usatysfakcjonowany?

Oj chyba już nie… Nie potrafię sobie tego nawet w tej chwili wyobrazić. Myślę, że formuła wspomnień została wyczerpana.

Czy po pierwszych tygodniach po premierze, książka cieszy się podobną popularnością jak tom pierwszy?

Ludzie chętnie zapraszają ją pod swój dach, więc chyba jest dobrze. To oczywiście zasługa bohatera tej książki. Rysiek Riedel zostawił po sobie grono oddanych mu osób, którzy byli dla mnie największą motywacją do stworzenia tych książek. Oba tomy zadedykowałem – „skazanym na bluesa”. To dla nich!

Zadałem Ci to pytanie podczas premiery pierwszego tomu i zadam też teraz - masz już plan na następną książkę?

Tak. Jest pewien projekt, nad którym teraz pracuję. Za wcześnie jest jednak, żeby o nim mówić. Trochę, żeby nie zapeszyć, a trochę też – że byłoby to na tym etapie nieprofesjonalne. Mam nadzieję jednak, że już wkrótce będzie można go zapowiedzieć. Oby tylko nic już złego nie wydarzyło się wokół nas…

Komentarze: