Natalia Kukulska: "Koncerty „Czułych strun” są dla mnie świętem"

Natalia Kukulska: "Koncerty „Czułych strun” są dla mnie świętem"

Natalia Kukulska odsłania kulisy powstawania płyty „Czułe struny” i zdradza, dlaczego najbliższe koncerty w Krakowie i Wrocławiu będą dla niej muzycznym świętem. Podczas tych występów usłyszymy Chopinowskie kompozycje w symfonicznych aranżacjach wraz ze śpiewaną przez artystkę warstwą liryczną. Towarzyszyć jej będą: Orkiestra Akademii Beethovenowskiej, pięciu dyrygentów i wspaniali muzycy! Przekonajcie się, co czeka na nas podczas koncertów 29 stycznia w ICE Kraków i 31 stycznia w NFM Wrocław! Organizatorem koncertów jest agencja Prestige MJM.

Za Panią i „Czułymi strunami” już kawał drogi - od samego “zuchwałego” pomysłu poprzez jego realizację, wydania płyty i jej reedycji, pięknych na nich wizualizacji, aż po nadchodzące koncerty. Co znaczą dla Pani te koncerty, będące w pewnym sensie uwieńczeniem całego projektu „Czułe struny”?

To prawda, koncerty to na pewno zwieńczenie „Czułych strun” - używam nawet w ich kontekście jeszcze większego słowa: te koncerty są dla mnie świętem. Uwielbiam występy na żywo, bo wszystko się dzieje tu i teraz. Emocje, które płyną od muzyków bezpośrednio przekazywane są publiczności, która na nie reaguje. Zawsze w takich salach pojawia się specjalny rodzaj magii i pewne zespolenie się tych dwóch stron. Uwielbiam te momenty. Świętem dla mnie jest także to, że mogę zaśpiewać z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej i tylu wspaniałych muzyków. Dodatkowo mistrzami ceremonii są dyrygenci i to tacy wspaniali! Każdy z nich to inna osobowość. Jestem jakby nie było trochę prowodyrem tego zdarzenia, więc to, że może się ono odbyć i to, że słuchacze tak pięknie reagują na te koncerty, o czym miałam już możliwość się przekonać, daje mi wielką satysfakcję. Oczywiście jest to też ogromne wyzwanie, ale po takim koncercie zostaje we mnie po prostu czysta radość.

Z całego procesu tworzenia albumu i dzielenia się nim z słuchaczami, który moment był dla Pani najbardziej satysfakcjonujący? Kiedy przyszła Pani do głowy myśl, która padła kiedyś z Pani ust, że to projekt Pani życia?

Myślę, że był to moment, kiedy przyjechałam na nagrania do studia S2 i S4 w Warszawie. Zobaczyłam wtedy olbrzymią orkiestrę - Sinfonię Varsovię i wszystkich w pełnej gotowości do działania. Pomyślałam o ilości zaangażowanych osób, sprzętu, o logistyce tego wszystkiego oraz o tym, że od mojego impulsu i marzenia znaleźliśmy właśnie w tym miejscu. W tym momencie poczułam, że jest to projekt mojego życia i wzruszyłam się. Autentycznie zaszkliły mi się oczy, serce mocno biło i pomyślałam sobie: to się naprawdę dzieje!

„Czułe struny” to dość odważne, niecodzienne przedsięwzięcie. Czy obawiała się Pani reakcji słuchaczy? Czy pamięta Pani pierwsze reakcje na sam pomysł oraz na te nowatorskie utwory?

Trudno ocenić mi, jakie były pierwsze reakcje na sam pomysł, bo tak naprawdę z tym projektem wyszliśmy troszeczkę z zaskoczenia. Nie mówiłam wcześniej o przygotowaniach, nie zdradzałam, co to będzie. Na pewno zaskoczyło nas, gdy Polonez As-dur, czyli tytułowe „Czułe struny” pojawiły się na Youtube i nagle ich oglądalność zaczęła po prostu rosnąć w mgnieniu oka! Były bardzo wysoko na karcie na czasie, czyli zestawieniu najczęściej oglądanych filmów na Youtube w Polsce. Byłam bardzo zaskoczona, bo jednak, co by nie mówić, „Czułe struny” to dość niszowa muzyka. To nie jest coś bardzo chwytliwego, a reakcja była wspaniała.

Czy bałam się jak zareagują puryści? Nie bałam się, bo po prostu wiedziałam, że są osoby, które uważają, że nie powinno ruszać się takich pomnikowych twórców jak Fryderyk Chopin i nie powinno się aranżować i zmieniać jego utworów. I oczywiście mają prawo do takich opinii. Ja mam po prostu inny pogląd: uważam, że muzyka jest czymś żywym, a dodawanie wrażliwości współczesnych twórców do tego, co było tak wiele lat temu i nadal zachwyca, może być czymś ciekawym. Nie oznacza to, że dotykanie takich pomnikowych rzeczy musi wyjść dobrze i że się wszystkim spodoba, ale to już jest inna kwestia. Niemniej jednak ja miałam poczucie, że obcuję z naprawdę wspaniałymi artystami. Oczywiście postać Chopina była niepodważalną inspiracją projektu, ale zaprosiłam takich twórców, którzy można powiedzieć, że wręcz dokomponowali swoje wizje do tych utworów, dołożyli swoją wrażliwość. „Czułe struny” są kompilacją wrażliwości inspirowaną czymś tak wspaniałym jak twórczość Fryderyka Chopina. Dla mnie w takim podejściu nie ma nic złego, ale oczywiście rozumiem, że nie wszyscy zgodzą się z moimi poglądami. Są nawet osoby, które uważają, że covery powinno robić się dokładnie w taki sposób jak oryginalne utwory, czego już w ogóle nie rozumiem. Przecież oryginał już istnieje i coverowanie ma sens jedynie wtedy, gdy ma się na to swój pomysł, dokłada własną wrażliwość i tworzy się nową jakość. Pierwowzór przecież cały czas istnieje w zapisie. Tak samo jest z kompozycjami Chopina. One nadal są do zagrania i słuchania w pierwowzorze.

Nie wiemy, jak Chopin grałby dzisiaj swoje utwory, ale wielu wirtuozów mierzy się z nimi, także dodając do nich trochę swoich interpretacji. Oczywiście są to wersje oparte o przekazy   zapisów nutowych. W „Czułych strunach” rzeczywiście do tych nut dodaliśmy wiele, bo mamy szeroką gamę kolorów w tym przede wszystkim orkiestrę symfoniczną. Reakcja na album była też wspaniała, bardzo mnie zaskoczyła, bo płyta trafiła do czołówki sprzedaży. To wielka nagroda za tę odwagę. Dlatego tym bardziej myślę, że odwaga w sztuce jest czymś wartościowym. Chociaż wiem też, że nie zawsze może popłacać. Tym razem jednak, chociażby platynowa płyta, którą mam dzięki temu albumowi, pokazuje mi, że było warto.

Ostatecznie album został odebrany bardzo pozytywnie. Jak Pani myśli, co w „Czułych strunach” najbardziej pokochali słuchacze?

Dostałam bardzo dużo wiadomości od słuchaczy i to takich osobistych. Ta muzyka paradoksalnie przydała się w trudnym momencie: zaczynała się zaraz pandemia, byliśmy zamknięci i taki pokład łagodności, czułości, a także zrywnej energii, które są w „Czułych strunach”, mógł być po prostu przydatny. To też jest wspaniałe, jak muzyka oprócz tego, że poprawia nastrój, jest przydatna, staje się bodźcem do działania albo właśnie daje ukojenie naszych emocji czy nerwów.

Mówiąc nieskromnie, myślę, że jest za co kochać tę płytę w wielu warstwach, bo artyści, których zaprosiłam do współpracy przy tym albumie, stworzyli piękne rzeczy. Jeśli chodzi o aranżacje, to każdy z kompozytorów - czyli Adam Sztaba, Nikola Kołodziejczyk, Paweł Tomaszewski, Jan Smoczyński i Krzysztof Herdzin - ma inną estetykę, a do projektu wdrożył inną wizję. Oczywiście uspójnia to podmiot wykonawczy, czyli orkiestra symfoniczna, mój głos i interpretacje. Niemniej jednak słychać, że to są zupełnie inne osobowości i każdy zrobił to po swojemu. Bogactwo harmonii, polirytmia, połączenie ich ciekawych pomysłów z tematami muzycznymi, które są nam znane - to są rzeczy, które melomani na pewno doceniają. Ale myślę też, że wartością jest warstwa liryczna. Te utwory są o czymś, są dość refleksyjne i w nich wszystkich przyglądam się pojęciu czułości. Zresztą sama napisałam tekst pt. “Znieczulenie” do Preludium c-moll, zainspirowana Olgą Tokarczuk i jej przemową Noblowską. Wydaje mi się, że wyjątkowo cenne dla słuchaczy jest także to, że tematy, które są trudne do zaśpiewania, stają się bardziej przyswajalne, kiedy są uporządkowane z tekstem. Może to mieć wartość edukacyjną. Słyszałam jak dzieci, nawet moja mała córeczka, śpiewają te tematy nie zdając sobie nawet jeszcze do końca sprawy, że jest to Chopin. Wiele jest składowych, za które można pokochać „Czułe struny”. Żeby to podsumować, trzeba by rzeczywiście sięgnąć do tych wszystkich opinii i ciepłych słów, które padły. Ale bardzo mnie to cieszy, że były one takie osobiste. Wiele osób dzieliło się takim prawdziwym wzruszeniem i to jest dla mnie cenniejsze niż każda platynowa płyta.

A jeśli chodzi o same koncerty, jakie jest dla Pani największe wyzwanie w wykonywaniu na żywo tego materiału?

W ogóle zaśpiewanie tych utworów w jednym ciągu, czyli dziesięciu bardzo rozbudowanych wokalnie tematów, jest wyzwaniem. Zarówno ze strony technicznej śpiewania, jak i emocjonalnej. Bo w niektórych utworach ja się naprawdę mocno spalam, jeżeli wchodzę głębiej w tę interpretację - aż cała drżę. Daję tam całą siebie. Największym wyzwaniem jest chyba mądra strategia, trzymanie w ryzach emocji podczas prób. Takie próby zajmują dwa, czasami trzy dni przed koncertem, jeśli gramy z nową orkiestrą. Więc nie mogę dawać siebie na całego na każdej próbie, bo na koncercie byłabym już wypalona i prawdopodobnie miałabym też zmęczony aparat głosowy. To jest bardzo ważne, żeby wiedzieć, kiedy śpiewać „na maksa”, a kiedy markować. Pomimo tego, że często chciałoby się już dać z siebie wszystko, to jednak trzeba trzymać to w ryzach. Dla mnie zaśpiewanie tego koncertu na pewno jest wymagające. Podczas kilku koncertów, które już mieliśmy, udało mi się sprostać temu wyzwaniu i byłam bardzo szczęśliwa. Chyba najtrudniejszy moment w koncercie, jak już wnikamy w techniczne strony, jest, kiedy z dużego forte i dynamicznego śpiewania przechodzę na liryczną część utworu z uspokojonym oddechem, w niskich rejestrach. Rzeczywiście jest wtedy mało czasu, żeby się przestawić i uspokoić, i to chyba jest dla mnie najbardziej wymagające. Przecież te tematy były dedykowane grze na fortepianie a nie głosowi. 

Czy w przypadku koncertów na żywo są jakieś elementy, na które przy tym projekcie zwraca Pani większą uwagę niż zazwyczaj? Czy jest coś, co szczególnie chce Pani przekazać, podkreślić podczas tych występów?

Pewna treść jest już w utworach i teraz do mnie należy tylko takie ich zinterpretowanie, żeby publiczność to zrozumiała, poczuła, przeżyła. Prowadzę podczas tych koncertów taką naturalną konferansjerkę, nie wymyślam wcześniej tego co powiem, nie mam scenariusza. Opowiadam o piosenkach, o aranżacjach, przedstawiając dyrygentów czy autorki tekstów, dotykam jeszcze trochę tej warstwy lirycznej. Myślę, że ludzie wychodzą po takim koncercie z poczuciem obcowania z czymś łagodnym, szlachetnym, czułym. Muzyka powoduje, że nasz świat staje się lepszy. Marcin Kydryński kiedyś powiedział coś bardzo miłego i pięknego o tej płycie, co bardzo mnie zarumieniło i brzmiało mniej więcej tak: “jeśli mówimy, że zepsuł nam się świat, to na pewno ta płyta jest jednym z elementów, które ten świat poprawiają”. Więc jeżeli koncert może się takim czymś okazać, to jest to największa satysfakcja.

Gdyby miała Pani podsumować w kilku słowach: co to będą za koncerty? Co może zaskoczyć, a czego możemy się spodziewać?

Czego można spodziewać się po najbliższych koncertach? Odbywają się w przepięknych salach ICE Kraków i NFM Wrocław. Można spodziewać się tego, co słyszymy również na płycie. Ale pęknie nagłośniona muzyka na żywo daje zupełnie inny rodzaj impresji. Więc przeżycie tego na żywo, jest jeszcze ciekawsze, jeszcze mocniejsze, jeszcze pełniejsze niż słuchanie płyty. Na pewno zachwyci wspaniała Orkiestra Akademii Beethovenowskiej, z którą będę miała przyjemność pracować. Co jest bardzo ciekawe, na scenie pojawi się aż pięciu aranżerów, co w zasadzie jest dość nietypowe… taki festiwal dyrygentów, bo każdy z panów, który stworzył aranżacje symfoniczne, zadyryguje orkiestrą. Taka rotacja jest na pewno ciekawa dla publiczności, choć zapewne niełatwa dla orkiestry, gdyż każda postać ma inną specyfikę jej prowadzenia.

Natomiast wspaniałe jest także to, że pomimo zapisów nutowych, partytur, jest także miejsce na odrobinę własnej ekspresji muzyków i improwizacji, np. wspaniałe solo gra Paweł Tomaszewski. Kiedy Paweł Tomaszewski przejmuje batutę do swoich utworów, Nikola Kołodziejczyk zastępuje go na fortepianie. Na perkusji - Michał Dąbrówka, na basie - Michał Kapczuk, Michał Pękosz - zresztą Wrocławianin - na handpanach, bardzo magicznym instrumencie, Bogusz Wekka na instrumentach perkusyjnych. Dodatkowo Jaś Dąbrówka, czyli mój syn, wesprze sekcję rytmiczną, perkusyjną orkiestry. Pojawił się z nami już na wcześniejszych koncertach i nagraniach. Rzeczywiście jest sporo ciekawych partii perkusyjnych: marimba, dzwony, kotły… Co może jeszcze zaskoczyć? Mam nadzieję, że będzie to po prostu piękne przeżycie. Myślę, że w Krakowie i we Wrocławiu publiczność też wyjdzie uśmiechnięta, pełna takiego ciepła. Oczywiście będzie można również nabyć płyty i spotkać się ze mną i aranżerami. Czekam najmocniej na te koncerty, z pięknym oświetleniem, wspaniałym nagłośnieniem, ale wszystko w takich proporcjach, żeby to muzyka wiodła prym. Bardzo serdecznie zapraszam!   
Rozmawiała Gabriela Dybał

Koncerty „Czułych strun” odbędą się już 29 stycznia w ICE Kraków i 31 stycznia w NFM Wrocław. Bilety na te wydarzenia dostępne są na: biletserwis.pl

Organizatorem koncertów jest agencja Prestige MJM.

Komentarze: