Tomasz Kudelski — kompozytor, perkusista związany od początku z warszawskim zespołem Love De Vice, z którym nagrał dotychczas 3 albumy studyjne oraz jedno wydawnictwo koncertowe. W lutym tego roku ukazał się jego pierwszy solowy album „Call the Distant”. „Call The Distant” to album o wyjątkowym, międzynarodowym rodowodzie. W pracach nad płytą wzięli udział artyści, muzycy i inżynierowie dźwięku pochodzący z Polski, Hiszpanii, Kuby, Wielkiej Brytanii i USA. Nagrania prowadzone były w Polsce oraz USA, jednak główną ich część zrealizowano na Majorce, z towarzyszeniem symfoników Palma de Mallorca, stolicy archipelagu Balearów. Pomysłodawcami projektu są autor muzyki Tomasz Kudelski oraz producent Jacek Szabrański.
Gdybyś miał wskazać jeden utwór w Twojej płyty który najpełniej oddaje jej przesłanie?
Chyba „The Night”, to jest utwór, który na swój sposób łączy wszystkie wątki i motywy płyty. Jest pomostem pomiędzy pierwszą częścią bardziej intymną i pianistyczną a drugą trochę bardziej dynamiczną i bliskowschodnią. On ma w sobie zaszyte oba te pierwiastki.
Czy tworząc ten album zakładałeś jego finalny kształt, czy dopiero praca w studio z producentem dała ten końcowy efekt?
Finalny kształt był wypadkową mojego j muzycznego dialogu z producentem Jackiem Szabrańskim. Najdłużej zajęło nam zbudowanie „the Night”, potem już w zasadzie rozumieliśmy się bez słów. Generalnie wchodząc do studia mieliśmy bardzo szczegółowe wersje demo większości utworów. I wiedzieliśmy co już mamy a czego jeszcze szukamy. Choć to nie jest tak, że projekt był zapięty na 100 % wszystkie improwizowane partie były efektem pracy w studio i post produkcji, ale nie, nie był to album wymyślony w studio.
Czy praca w studiu na Majorce była wyborem celowym?
Celowym o tyle, że mając taką możliwość trudno było z niej nie skorzystać. To było zupełnie inne wielokulturowe doświadczenie i współpraca z muzykami wywodzącymi się z różnych tradycji muzycznych była fascynująca. Nic to nie ujmuje polskim muzykom, którzy też wnieśli mnóstwo wartości do tej płyty. Ale nagrywanie płyty tam było po prostu nową przygodą.
Czy kolejny album też nagrasz na Balearach?
Nie wiem, może tak a może nie. Nie mam zdolności przepowiadania przyszłości.
Dlaczego postawiłeś w większości na utwory instrumentalne? Nie masz zakusów na radiowe „piosenki” w 3 minutowym formacie?
Nie mam zakusów na 3 minutowe piosenki. Każdy artysta robi to tak jak czuje i z jakiej tradycji wyrasta. Staram się nie aspirować do roli, w której czułbym się nieswojo. To w jakim kierunku zmierza szeroko rozumiana kultura masowa i media napawa mnie pewnym przerażeniem, nie czuję potrzeby dokładania swojej cegiełki do tego procesu.
Wokół Ciebie i wokół Twojego albumu zebrało się całkiem oddane grono fanów. Jak czujesz się w social mediach?
Z jednej strony traktuję to trochę jak zło konieczne, ale z drugiej strony jest to obecnie główna formuła promocji twórczości, umożliwia kontakt i budowanie relacje z osobami, które są moją muzyką zainteresowane. I w ten sposób poznałem mnóstwo wspaniałych ludzi, których inaczej bym pewnie nie poznał. Więc nie mam na ten temat jednoznacznej opinii. Powstają książki i filmy zarówno o zagrożeniach jak i korzyściach wynikających z digitalizacji kultury. Ja uważam, że kultura chyba przegrywa ten pojedynek, bo gorszy pieniądz wypiera lepszy, ale social media pozwalają również budować przyczółki i nisze które pozwalają rozwijać się również innym gatunkom muzycznym, które nie mają szans na masową promocję.
Zakładam, że przełożenie tej płyty na wersję koncertową nie będzie łatwym projektem? Czy masz już na to jakiś pomysł?
Pomysł mam, choć jego realizacja z wielu przyczyn w tym logistycznych nie jest łatwa. Mam nadzieję, że uda mi się ten materiał pokazać koncertowo. Trzymaj kciuki.
A co z zespołem Love De Vice? Możemy spodziewać się nowych nagrań?
Tak Love De Vica podniesie się jak feniks z popiołów. Na pewno to nastąpi.