Steve Hogarth, wokalista legendarnego zespołu Marillion, już 7 grudnia wystąpi na specjalnym, świątecznym koncercie w łódzkim Klubie Wytwórnia. W oczekiwaniu na ten występ ucięliśmy sobie niedawno pogawędkę z tym wyjątkowym artystą. Zapraszamy do lektury zapisu tej rozmowy!
Wywiad w imieniu portalu wyspa.fm przeprowadził Mateusz Godoń-Sakson.
MATT: Rozmawiamy tuż przed rozpoczęciem twojej solowej trasy pod szyldem H Natural. Mógłbyś krótko opisać, czego fani mogą się spodziewać po twoich występach i czym będą różniły się od koncertów Marillionu?
STEVE: Tak naprawdę będą całkowicie odmienne i to w każdy możliwy sposób! Po pierwsze, będę tam tylko ja plus pianino. Po drugie, nie ma setlisty – nie mam pojęcia, co będę robił po wejściu na scenę. Nie chodzi tu tylko o muzykę. Bardzo chętnie rozmawiam z publicznością, opowiadam o swoim życiu. Czasami czytam z mojego dziennika – konkretne dni, kiedy coś ciekawego przytrafiło się w przeszłości. Czasami gram jakiś kawałek, w połowie się nudzę, przerywam i zaczynam grać kolejny. Wszystko jest bardzo spontaniczne. Przed trasą robię próby i gram, nie wiem, tak z cztery razy tyle piosenek, ile może się pojawić na koncercie. Nawet w trakcie trasy, jeśli w ciągu dnia przyjdzie mi do głowy jakiś inny kawałek, który chciałbym zagrać, spróbuję go przećwiczyć na soundchecku. Dlatego każdy z tych koncertów będzie całkowicie wyjątkowy. A że zbliżają się Święta, postawię na scenie choinkę i zaproszę osoby z publiczności, by zawiesiły na niej bombkę, jeśli akurat przyniosą. Po czym uścisnę każdemu dłoń i dam shota tequili. To wprowadza element chaosu do tych występów, bo ludzie oczywiście chcą zaraz robić sobie selfie. Dlatego muszę interweniować, mówiąc „Nie będzie teraz zdjęć, bo jak teraz zacznę, to występ przesunie się o pół godziny, zostawmy to na koniec!”. Ale głównym założeniem tych koncertów jest spontaniczność, o którą trudno z zespołem, bo każdy musi wiedzieć, co się stanie i czego się spodziewać. A występy Marillionu są dosyć mocno wyreżyserowane. Wiesz, Mark [Kelly, klawiszowiec zespołu – przyp. red.] potrzebuje zmieniać dźwięki klawiszy co chwilę, by zagrać piosenki w taki sposób, jak je nagrywaliśmy. Więc nie mogę sobie stwierdzić: „O, a teraz zagramy Chucka Berry’ego”, bo mam takie widzimisię. Albo: „A teraz zagram sobie Kate Bush, bo mam na to ochotę, i jeszcze ‘Afraid Of Sunlight’, bo tak!”. Jak bym spróbował czegoś takiego z zespołem, byłaby wojna! A kiedy gram sam, mogę robić co chcę w dowolnym momencie. I to sprawia, że te koncerty są unikatowe. Mogę zapytać publiczność, czy mają do mnie jakieś pytania. Ktoś chciałby coś wiedzieć? Czy kogoś interesuje, gdzie kupiłem te spodnie i w sumie po co kupiłem te spodnie? A może ciekawi was, jak się tu dostałem albo jak się czuję? Można zrobić coś innego, coś bardziej organicznego, niż gdy stoję na scenie z zespołem i robimy rockowe show.
MATT: To zrozumiałe! W czasie tej trasy odwiedzisz Polskę, a konkretnie Łódź. To będzie twój pierwszy solowy występ w tym mieście, ale nie pierwszy w ogóle, bo grałeś tam już wielokrotnie z Marillionem. Co takiego jest w Łodzi, że lubisz tam wracać?
STEVE: Organizowaliśmy tam kilka Marillionowych Weekendów, ale szczerze mówiąc, takie rzeczy ustalają promotorzy. Grałem rok temu na Święta w Warszawie i bardzo mi się podobało, więc chciałem powtórzyć to samo w tym roku. Zadzwoniłem do Joanny, która organizowała zeszłoroczny koncert i zapytałem, czy mogę przyjechać jeszcze raz. I z sobie tylko znanych powodów uznała, że lepiej, jak przyjadę tym razem do Łodzi, zamiast do Warszawy. Więc uznałem: „Super, grałem tam już nie raz!”. Wiesz, to całkiem wygodne, bo hotel jest wbudowany w halę, więc do sceny mam parę kroków. Mogę zwlec się z łóżka i po pięciu minutach wejść na scenę, jeśli mam na to ochotę. Co ważniejsze, mogę zejść ze sceny i za pięć minut być już w łóżku! [śmiech] Fajnie będzie znowu zagrać w Łodzi. Powinienem już trochę znać to miasto, w końcu graliśmy tam już co najmniej ze trzy razy.
MATT: Dokładnie tak. Na początku roku wydaliście z Richardem Barbierim EP-kę „Waiting To Be Born”. Dlaczego nie doczekaliśmy się pełnego albumu, a jedynie trzech nowych piosenek?
STEVE: Cóż, kilka lat temu wydaliśmy album zatytułowany „Not The Weapon But The Hand” i bardzo dobrze mi się go nagrywało, do tego byłem bardzo zadowolony z rezultatu. A potem nie miałem zbyt wiele czasu, a Richard pytał: „Może spróbujemy jeszcze raz się zebrać i napisać coś nowego?”. Tak właśnie powstała EP-ka „Arc Light”, którą wydaliśmy kilka lat temu. Natomiast ostatnio, z pół roku czy rok temu, Richard był w trasie z Porcupine Tree, więc był bardzo zajęty. Ja grałem z Marillionem, a on zadzwonił i stwierdził: „Wiesz co, zostało nam jeszcze kilka kawałków z ostatniej z naszych wspólnych sesji. I słucham ich ostatnio jadąc samochodem i dochodzę do wniosku, że są bardzo fajne i może warto by je wydać, by świat je usłyszał!”. Odpowiedziałem: „Wyślij mi je”, bo zupełnie o nich zapomniałem. „Wyślij, muszę je przesłuchać”. No i wysłał mi je – to były „Waiting To Be Born”, „Permafrost” i jeszcze jedna. Która to była ta trzecia? „Alibis”. Więc odesłał te trzy utwory, ja wkomponowałem nowe ścieżki, dograłem dodatkowe wokale i nałożyłem parę warstw. Richardowi się to spodobało i w takiej formie je wydaliśmy. Więc, odpowiadając na twoje pytanie, po prostu mieliśmy już te trzy piosenki, które czekały na swój moment, bo nie chcieliśmy ich wrzucać na „Arc Light”. Ale wydaje mi się, że Richard w międzyczasie odkrył je na nowo i chciał je jednak wydać. A mnie bardzo odpowiadało, że mogę jeszcze trochę je dopieścić.
MATT: Możemy spodziewać się utworów z tej EP-ki na nadchodzącej trasie?
STEVE: Czemu nie! Co mógłbym zagrać? „Alibis” to taki dziwaczny kawałek… Nie wiem, czy dałoby radę oddać jego charakter za pomocą samego pianina i wokalu. „Permafrost”… no nie wiem, czy to też kawałek na pianino! „Waiting To Be Born”… no, może, może…! Grałem wcześniej „Arc Light” tylko z pianinem i wokalem i się sprawdziło. Więc może to.
MATT: To będzie wyzwanie!
STEVE: Kocham wyzwania, pomyślę o tym!
MATT: Będę trzymał kciuki! Nie mieliśmy okazji porozmawiać przy okazji premiery ostatniego albumu Marillionu w zeszłym roku, więc pozwolę sobie zapytać teraz – pomiędzy premierą tej płyty, a poprzedniej, „F.E.A.R.” minęło sześć lat. Dlaczego tak długo?
STEVE: To wcale nie tak długo! Sporo czasu zajęła nam oczywiście trasa promująca “F.E.A.R.” – to już kilka lat w trasie, może nie na raz, ale grając regularnie koncerty. Co jeszcze się działo? Coś przecież musiało! Tylko ja nie pamiętam! Nie pamiętam, żebym miał jakieś dłuższe wakacje, więc musieliśmy być zajęci! Pracowałem trochę z Trevorem Hornem, zagraliśmy wspólnie kilka koncertów, ale nie prosiłem, żeby zespół na mnie poczekał, wcisnąłem to pomiędzy inne zajęcia. Trudno mi powiedzieć, co nas tak spowolniło. Pandemia raczej nie pomogła – przez to, że wszystko było pozamykane, straciliśmy pewnie rok. Aczkolwiek my pracowaliśmy w czasie pandemii. Chodziliśmy normalnie do studia, bo pracujemy w słuchawkach, każdy w swoim kącie, więc nie musieliśmy się zbytnio zbliżać do siebie. Steve Rothery bał się, że złapie covida, więc on zostawał w domu, ale reszta działała normalnie. Więc kontynuowaliśmy naszą pracę i wspólny jamming. Steve dołączył do nas trochę później z gitarą. Zwykle nagrywanie albumu zajmuje nam 6 do 7 miesięcy, bo idzie to nam bardzo wolno, piszemy poprzez wspólne granie. Więc nasz proces twórczy jako taki jest koszmarnie powolny. Ale to nasz sposób na uzyskanie materiału najwyższej klasy. Siedzimy w studiu na wspólnych jam sessions, wszystko to nagrywamy, a potem słuchamy i uważnie analizujemy. Szczerze mówiąc, większość trafia do kosza. Tylko kawałki, co do których wszyscy się zgadzamy mają szansę na dalszy rozwój. A to może trwać miesiącami. A jak już zaczniemy, samo nagrywanie płyty, nakładanie wszystkiego, produkcja, to też zabiera sporo czasu. Zatem następny album powinien powstać w mniej niż sześć lat, ale niewiele mniej [śmiech].
MATT: Mam nadzieję, że jednak trochę mniej!
STEVE: Plan jest taki, by zacząć tworzyć na początku 2024. Przy odrobinie szczęścia, nowy album może wyjść w przyszłym roku. Może. Albo na początku 2025. Nie wiem, ile to lat od wydania „An Hour Before It’s Dark”. Kiedy go wydaliśmy? Nie pamiętam!
MATT: Na początku 2022, w marcu albo kwietniu.
STEVE: A zatem kwiecień 2022. No to następny będzie w kwietniu 2025. To będą trzy lata. Czyli znacznie szybciej, niż poprzednio.
MATT: Co twoim zdaniem odróżnia ostatni album od poprzednich?
STEVE: Nie mam pojęcia! Nie jestem dealerem samochodowym, nie powiem ci, że to najlepszy album, jaki stworzyliśmy. To inni decydują, jak ta płyta wypada na tle innych. Moim zdaniem wszystkie nasze wydawnictwa są mocne. Na żadnym nie ma wypełniaczy. I przy każdym albumie pracowaliśmy tak długo, aż mieliśmy pewność, że więcej z niego nie wyciągniemy na takim etapie, na którym w danym momencie byliśmy. Dlatego nie mam zastrzeżeń do „An Hour Before It’s Dark”. Szczególnie lubię „Reprogram the Gene”, uwielbiam „Care” i „The Crow And The Nightingale”.
MATT: To mój ulubiony kawałek!
STEVE: Tak? Chłopaki z zespołu też twierdzą, że to ich ulubiony. Na pewno dla Steve’a Rothery’ego. To zabawne, bo jak go pisaliśmy, to całkiem mi się podobał, ale z początku wydawał się trochę płaski i jednolity, to był mój pomysł, by w środku było zatrzymanie, tak że piosenka wyhamowuje, nagle opada i rusza od nowa ze zdwojoną siłą. Nieco później odkryliśmy Choir Noir, a to już dało piosence całkowicie inny wymiar. Te głosy, które wchodzą pod koniec, unoszą ją do nieba. O to nam chodziło. Gdy już miksowaliśmy ten utwór, to zyskał swoje piękno i siłę, stąd miano ulubieńca. Grałem ten kawałek na wokal i pianino w Szwecji, więc może w Łodzi też go zagram.
MATT: Byłoby świetnie. Wspomniałeś już o pandemii, w tamtym czasie zacząłeś podcast „ The Corona Diaries ” . Lockdown minął, a podcast pozostał. Dlaczego?
STEVE: Nieźle na nim zarabiam! [śmiech] Również to, że w czasie nagrywania odkryliśmy, że mamy świetną chemię z Anthony’m Shortem. Dobrze się bawimy tworząc te podcasty. I chociaż nagrywaliśmy odcinek co tydzień, to łącznie jest 170 godzin – 170 epizodów, chyba tyle już mamy – na początku to było nie do pomyślenia. A teraz to normalna część tygodnia. Wstaję w poniedziałek rano i nagrywam podcast z Anthony’m przez Zooma, żeby nie musiał tu przyjeżdżać, bo mieszka w północnej Anglii. Sam dorastałem w północnej Anglii. Wydaje mi się, że przez to mamy zbliżone poczucie humoru i ogólne spojrzenie na życie, mimo że w gruncie rzeczy jesteśmy całkiem różni. Jest między nami chemia i świetnie się bawimy. No i oczywiście, w każdym odcinku czytam fragment dzienników, które wydałem. Już prawie doszedłem do końca obu tomów. Nie wiem, co zrobię, jak zabraknie mi materiału!
MATT: Wydaj kolejną książkę!
STEVE: Albo będę czytał dzienniki kogoś innego! Muszę zacząć nad tym myśleć, bo to już za moment.
MATT: Mam nadzieję, że coś ci przyjdzie do głowy, byś mógł kontynuować tę przygodę.
STEVE: Może coś mnie najdzie!
MATT: Wielokrotnie powtarzałeś, że kochasz piłkę nożną, w szczególności Manchester United. Sam jestem kibicem, więc muszę zapytać: czy Czerwone Diabły będą kiedyś jeszcze w takiej formie, jak za Alexa Fergusona?
STEVE: Nieprędko, patrząc na to, co się dzieje! Czasem grają, jakby się pierwszy raz na oczy widzieli. Nie powiem, jest sporo talentu na boisku, tylko czasem gra się nie klei. Ale może Erik ten Hag potrzebuje trochę czasu. Jest tam od niedawna. Alex Ferguson też miał kilka chudych lat w Manchesterze. Wiesz, o sukcesach każdy pamięta, ale one nie przyszły prędko.
MATT: Pierwszych pięć lat było po prostu słabe.
STEVE: No tak, ale to były inne czasy. Wtedy managerowie dostawali czas, by stworzyć drużynę. A teraz, jak przez pół sezonu coś nie idzie, to manager idzie w odstawkę! Nikt nie daje już czasu na stworzenie drużyny. Myślę, że kibice zaczęli podzielać to podejście – jeśli twoja drużyna przegrywa, ktoś musi być winny, a ten ktoś to zawsze manager – jeśli nie wygrywamy, to wywalmy managera, a to tak nie działa. Chociaż, kto wie? Naprawdę polubiłem piłkę nożną. I chociaż Man United to moja drużyna, to bardzo lubię – nie powinienem tego mówić, bo wkurwię kibiców, ale co tam – bardzo lubię oglądać każdą drużynę, która świetnie gra. Uwielbiam mecze Manchester City, bo są fantastyczni! To, jak dośrodkowuje Kevin De Bruyne, no to jest poezja! Ten koleś to geniusz. Kocham futbol, ale nie jestem kibolem. Biorę go takim, jaki jak jest. I zwracam uwagę na świetnych graczy w Premier League.
MATT: Nie wiem, na ile dokładnie obserwujesz wyniki angielskich drużyn, ale ostatnio oglądałem na żywo Aston Villę, jak grali w Polsce z Legią Warszawa i musieli uznać wyższość Polaków.
STEVE: Brawo Polska! Jakie to były rozgrywki? Liga Mistrzów?
MATT: Nie, Liga Konferencji.
STEVE: I byłeś tam! Gdzie grali? W Warszawie?
MATT: Tak, w Warszawie! Atmosfera była niesamowita! W każdym razie, pozostając w temacie piłki nożnej: masz jakiś przyjaciół w świecie futbolu, czy obserwujesz wszystko z zewnątrz, jak normalny kibic?
STEVE: Mam przyjaciół. Kilku, ale żaden nie jest zawodnikiem. Jest taki człowiek w Manchesterze United, Adam Bostock, który zajmuje się ich promocją i IT. Jest moim dobrym przyjacielem. Jak chcę iść na Old Trafford, to zawsze załatwi mi wejściówkę. Problem w tym, że tam są koszmarne korki. Pół życia zajmuje ci, żeby tam w ogóle dotrzeć i drugie pół, żeby wrócić! [śmiech] Ale mam permanentne zaproszenie na Old Trafford. Mam dużo szczęścia. Mam jeszcze jednego przyjaciela, Iana Ellingtona, którego żona pracuje dla Liverpoolu. Więc na Anfield też byłem parę razy za darmo. Miałem też świetnego kumpla w Barcelonie, który grał drugie skrzypce w FC Barcelona, więc miałem też otwarte zaproszenie na Camp Nou. Ale nigdy nie poszedłem, bo nie było czasu. Za to dostawałem od niego koszulki z podpisami, dał mi na przykład koszulkę z podpisem Messiego, zanim w ogóle słyszałem o Messim i zostawiłem ją gdzieś w szatni! Naprawdę! [śmiech] Teraz jest pewnie warta fortunę. Miałem też koszulkę Ronaldinho, również Brazylijczyka, gdy był tam wielką gwiazdą. Tą jeszcze gdzieś mam. Więc czasami dostaję jakieś fanty z Barcelony, ale nie znam żadnych zawodników. Pewnie i tak słuchają rapu!
MATT: Może nie wszyscy, ale pewnie większość tak. Ale zostawmy piłkę i wróćmy do muzyki. Twoja córka Sofi poszła w twoje ślady i zajmuje się muzyką od kilku lat. A co z twoimi synami? Też podzielają twoją pasję?
STEVE: Ciekawe, że o to pytasz, bo akurat Nial gra w zespole – takim zespoliku grającym po pubach. Na perkusji. A Emil, mój najmłodszy syn, ma teraz 15 lat, i właśnie w zeszłym roku też postanowił grać na bębnach.
MATT: No to raczej nie będą grali w jednym zespole.
STEVE: No nie, nie będą. No fakt! Obaj są perkusistami. Ale zobaczymy. Na pewno pasję do muzyki mają w genach.
MATT: W tym tygodniu pojawiła się informacja, że będziesz gościem na kolejnym albumie Trevora Horna. Możesz nam opowiedzieć trochę więcej o tym projekcie?
STEVE: Trevor zapytał, czy zaśpiewam dla niego piosenkę. Na jego ostatnim albumie, „Trevor Horn Reimagines The Eighties", śpiewałem kawałek Joe Jacksona, pojawiłem się na kilku jego koncertach. Śpiewałem kawałki Seala – razem wykonywaliśmy „Kiss From A Rose”, „Ashes To Ashes” Bowiego i „I’m Not In Love” 10cc. Kilka klasyków zaśpiewałem z nim na scenie. Zadzwonił do mnie później ze stwierdzeniem „Nagrywam kolejny album dla Deutsche Grammophon. Zaśpiewałbyś „Drive” The Cars?”, więc uznałem, że świetnie, zaśpiewam. Pojechałem do niego i on zrobił całkowicie nową aranżację, jest zupełnie inna od oryginału. Dałem z siebie wszystko. Słuchałem tej piosenki, brzmi świetnie, ale tego się spodziewałem po Trevorze. Tworzy dobre nagrania. Wydaje mi się, że płyta wychodzi w grudniu. Seal chyba znowu tam jest i Rick Astley. Kto jeszcze? A, Robert Fripp i Toyah. Jestem w dobrym towarzystwie!
MATT: Nie mogę się doczekać, żeby usłyszeć ten utwór. Wspominaliśmy już, że wielokrotnie gościłeś w Polsce, więc na pewno masz dużo wspomnień z naszego kraju. Podzieliłbyś się jakąś zabawną anegdotą?
STEVE: O ja, nie wiem ile z nich nadaje się do druku! Raz Phil i ja szliśmy na Stare Miasto w Warszawie – to było w zeszłe Święta i mróz był nieziemski. Pamiętam to. Stwierdziliśmy: „Zrobimy sobie spacer, to nie może być daleko!”. No i oczywiście było, i to dużo dalej, niż się spodziewaliśmy. W połowie drogi trafiliśmy na postój taksówek. Zapukałem w szybę i zapytałem: „Zabrałby nas pan na Stare Miasto? Można płacić kartą?”, a koleś tylko odburknął: „Nie!”. No to pytam: „A gotówką można?”, a on znowu – „Nie!”. I to było na tyle. Musieliśmy dalej iść pieszo. Nie wiem, czym można było u niego płacić, ale to było dość zabawne.
MATT: Nasze spotkanie zbliża się ku końcowi – więc może masz coś do przekazania swoim polskim fanom?
STEVE: Zawsze miło jest wrócić do Polski. Byliście zawsze bardzo życzliwi dla Marillionu i dla mnie. Jest to zawsze odwzajemnione uczucie. I nie mogę się doczekać, aż przyjadę. Wydaje mi się, że będę dzień po Mikołajkach, czyli w samym sercu Świąt. Będzie pięknie i chciałbym już was wszystkich zobaczyć!
***
Steve Hogarth, the vocalist of the legendary band Marillion, will give a special Christmas concert at the Wytwórnia Club in Łódź on December 7th. While waiting for this performance, we recently had a chat with this unique artist. Enjoy!
The interview was conducted by Mateusz Godoń-Sakson on behalf of our website.
MATT: We're talking just before the start of your solo tour under the moniker H Natural. Could you briefly describe what fans can expect from these shows and how different are they from what we can experience when you play with Marillion?
STEVE: Well, they are totally different in just about every way! I mean, first of all, it's just me and a piano. Second of all, there isn't really a setlist. I don't really know what I'm going to do when I walk on stage. It's not just about the music. I'm happy to talk to the audience. I'm happy to tell the audience about my life. Sometimes I read from my diary – I read certain days, when things have happened to me in the past. Sometimes I will play half a song, get bored, stop and play another one. So it's spontaneous. Before the tour, I rehearse, I don't know, maybe four times as many songs as I might play at a show. And then even during the tour, if during the day I think of something I'd like to play, I might work that up in soundcheck. So each of these shows is completely unique in terms of what happens. And because this is a Christmas show, I will put a Christmas tree on stage with me, and I will invite people to come up and put a little bauble on the tree if they bring one with them. And if they do that, I'll give them a shot of tequila and shake their hand. So there's a kind of element of chaos in these shows as well, sometimes because people get up on stage and, you know, they come over and of course then they want selfies and things. So I have to say, “No, I can't do selfies, because if I start on that, there'll be no show for another half an hour, so I'll do all that at the end!”. But the point really is that these shows are spontaneous, and that's impossible to do with a band, because the other members of the band need to know what's going to happen. And Marillion shows are quite heavily programmed. You know, Mark needs all his keyboard sounds to change from one moment to the next in order to play the songs faithfully the way we recorded them. So it's not like I can just go, “okay, we're going to do a Chuck Berry number now!”, because I feel like it. Or “I might do a Kate Bush song now because I feel like it, and now, I'm going to play ‘Afraid Of Sunlight’ because I feel like it!”. If I did that with the band, you know, there'd be a war! So when I'm playing on my own, I can do anything I like from moment to moment. And that's what makes these shows completely unique. And I can reach out to the audience and ask them to ask me something! Does anybody want to know anything? Does anybody want to know where I bought these trousers or why I even bought these trousers? Or does anybody want to know how I just got here or how I'm feeling? So it's an opportunity to do something. Much more natural than when I'm on stage with a rock band making a big performance.
MATT: Right, that's understandable! So during this tour, you will visit Poland, or more precisely, Łódź! This will be your first solo performance in this city, but not the first one ever, because you have been there many times with Marillion before. What is so special about this city that makes you like to come back there so much?
STEVE: Well, we've done The Weekends there and to be honest, these things are usually just worked out by promoters. I did a show in Warsaw last Christmas and it was really good and I really enjoyed it and I wanted to do it again this Christmas. So I was phoning Joanna, who organized the one last year, and said, “Can I come and do it again?”. And for whatever reason, she said that it would be better to come and do it in Łódź than to do it in Warsaw this time. So I said, “Sure. I played there many times!”. You know, it's nice and easy because the hotel is built onto the hall, so you don't have too far to go. You can fall out of bed and be on stage five minutes later if you want. Or more importantly, you can get off stage and be in bed five minutes later, which is also good! [laughter] So it would be nice to come and play in Łódź again. I mean, I've got to know Łódź, I think we've played at least three times there now.
MATT: Yes, exactly. So earlier this year you released an EP with Richard Barbieri titled "Waiting To Be Born". Why did it end up being only a short release with three songs and not a full album?
STEVE: Well, we made a full album a few years back called “Not The Weapon But The Hand, and I really enjoyed that process, and I was very pleased with how that album turned out. And then I didn't have loads of time, and Richard came back and said, “Should we get together and write something new?”. So we made an EP called "Arc Light", which we released a few years back. And then, more recently, I don't know, about six months ago or a year ago, Richard had been touring with the Porcupine Tree, so he'd been very busy. I'd been touring with Marillion and he called me up and he said, “You know, we got a couple of songs left from the last lot of sessions. And I've been driving around listening to them in my car, and I think they're really cool, and it'd be nice to put them out and for them to see the light of day!”. So I said, “Well, send them back to me”, because I'd forgotten them all by then. “Send them back to me and let me have a listen”. So he sent them back. And he sent back “Waiting To Be Born”, “Permafrost”. And there's another one. What's the third? “Alibis”. So he sent those three back, and I put the multi-tracks back up, and I recorded some more vocals and added a few more textures to them. And he was happy with that. So that went out. So the short answer to your question is really that these three songs we already had, they were kind of lying around, and we didn't want to put them out with the “Arc Light” EP. But I think Richard sort of fell in love with them again in the meantime and wanted to put them out. And I was perfectly happy to kind of do a little bit more work on them.
MATT: Right, I see. Will you play anything from that EP on the upcoming tour?
STEVE: I don't see why not! What could I do? I Mean, “Alibis” is such a strange little song. I don't know if there'd be a way of translating it into just piano. “Permafrost”... I don't know! I don't know if that would really work on piano. “Waiting To Be Born”... Just might. Maybe! I've played “Arc Light” on just piano and voice before, and that works quite well. So I might do that one.
MATT: So it seems like a challenge!
STEVE: I love a challenge. I'll think about it!
MATT: Fingers crossed then! Well, since we didn't have the opportunity to talk when you released the album with Marillion last year, let me ask you about it now – because almost 6 years have passed between the premiere of “F.E.A.R.” and this new material. What took you so long?
STEVE: Doesn't feel like very long! Obviously we toured for quite a while with “F.E.A.R.”, and that takes a certain amount of time. So, you know, you're looking at a couple of years on the road, not constantly, but here and there. What else happened? Something else must have happened! I just can't remember what happened! But I don't remember having a big holiday or anything, so we must have been busy! I did a bit of work with Trevor Horn and did some shows with him, but I didn't ask the band to wait for me. I just sort of crowbarred that in and amongst other things that we were doing. So I can't really think what slowed us down much. I mean, the pandemic didn't help, you know, that everything being locked down, we probably lost the best part of a year over that. But having said that, we did work through most of that lockdown. We were going back to the studio because we work in headphones in the studio and we work in opposite corners of quite a big room, so we didn't really have to be in each other's space to do it. Steve Rothery was very spooked by the thought of getting covid, and he didn't feel comfortable coming in, so he stayed home, but the rest of us just carried on as normal. And we carried on going in and jamming and working. And then he got involved with the guitar a little bit later on this album. It usually takes us, I don't know, these days 6 or 7 months to write, because we do work very slowly, because we write by jamming. So the process is incredibly slow in itself. But that's a way of just ensuring that we end up with something of an extremely high standard. We jam and we record everything, and then we're extremely critical about what we then develop. Most of it goes in the bin, to be honest. Only the things that turn all five of us go anywhere. And sometimes you can wait months before that happens. So the process is very slow. And then once we really get started, then making the record and recording and the overdubs takes quite a bit of time as well. So I guess we could probably make the next one in less than six years, but it won't be much less! [laughter]
MATT: I hope for at least a little bit less!
STEVE: The plan is to start work on the writing at the beginning of 2024. So I think with a bit of luck, we might have the next one out next year. Maybe. Or maybe the beginning of 2025. I don't know how many years that is from “An Hour Before It's Dark”. When did we release that? I can't remember!
MATT: The beginning of 2022. March or April, I'm not quite sure.
STEVE: April 2022 then. So for the next one it's April 2025. Yeah. Then it'll have been three years. So yeah, it should be quite a bit quicker, this one.
MATT: So what in your opinion distinguishes that latest album from the previous ones?
STEVE: I have no idea! I'm not a car salesman, so I can't tell you that this is the best record we ever made. It's for other people, really, to decide how it measures up against the other ones. I think all our albums have been strong. We haven't really put fillers on any of them. And every album we've made, we haven't really released until we felt it couldn't be better with where we were at the time. So I feel good about “An Hour Before It's Dark”. I feel particularly good about “Reprogram the Gene”, I really love “Care” and I really love “The Crow And The Nightingale”.
MATT: That last one is my favourite!
STEVE: Is it? Yeah, I think that a lot of the boys in the band have said it's their favourite song on the album. I know it's Steve Rothery's favourite. But it's funny because when we were writing it, you know, I kind of felt good about it, but it just felt kind of relentless and one dimensional at the beginning, and it was my idea to put a complete stop in it, you know, so that it stops and it falls into something that can be looked at without hurting, before it kicks off again to have that big drop in. It helped. And then later on in the process when we discovered the Choir Noir, um, that gave it another dimension completely. So the voices that kick in at the end, it just lifts it into the sky. That was the point, really. And then once it was mixed, it had just taken on a beauty and a strength of its own. So I think it'll become a favourite. I've played that song with piano and voice as well when I was on tour in Sweden, so maybe I'll do that one for you in Łódź.
MATT: Yeah, that would be nice! Well, you've already mentioned the time of the pandemic, and during that dark time you started the podcast called “The Corona Diaries”. And although the time of locking us in our homes is over, you still continue this weekly series. Why?
STEVE: Well, it was making quite a lot of money! [laughter] And also, we discovered really, again, as part of the process that me and Anthony Short, we've really got a chemistry together. You know, we have a lot of fun making them. And even though we've done one every week and we're now at like 170 hours – 170 episodes I think we made now – it was unimaginable that we could have done that at the beginning. I really couldn't have imagined it. But now it's become part of my week. You know, I get up on a Monday morning and record a podcast with Anthony, and we do it over Zoom, a bit like we're doing this so he doesn't have to come here because he lives in the north of England. And I grew up in the north of England. So I think we kind of share a northern sense of humour a little bit as well as a certain way of looking at life, even though we're quite different people. We just have a really good chemistry together, and it's been a lot of fun. And of course, with each episode, I read a little bit more of the diaries that I've published. And I've nearly got to the end now of the two volumes. So I don't know what I'm going to do when I run out of material!
MATT: Write another book!
STEVE: Or I'll be reading somebody else's diary! I'm going to have to think about that, because it won't be long.
MATT: I hope that you would come up with some new ideas, then, to continue this fantastic adventure.
STEVE: Maybe something will occur to me!
MATT: You have repeatedly emphasized your love for football, especially Manchester United. Since I'm a huge football fan myself, I can't help but ask you about it. Will we ever see the Red Devils again as great as the team led by Alex Ferguson?
STEVE: Well, no time soon, I don't think, the way it's looking! They sometimes play like they never even met each other. But you know, there's a lot of talent on the pitch, but it often doesn't seem to gel. But maybe Erik ten Hag needs a bit more time. He's not been there very long. Alex Ferguson had a lot of lean years at Manchester United. You know, everybody remembers the success, but it was a long time coming.
MATT: First five years were just poor.
STEVE: Yeah, yeah. But there were different times then. In those days managers were given time to develop a team and put it together. And now if you have half a season where you're losing, the manager's down the road! No one's giving the time anymore to really develop a team. And I think the fans have also got into that mindset that if your team isn't winning, you got to have somebody to blame and it's always the manager – you know, got to get rid of the manager if we're not winning, which is a bit of an oversimplification. Who can say? I've really grown to like football a lot. And although Man United is my team, I get just as much pleasure – I shouldn't say this because it'll piss people off, but it's true – I get just as much pleasure out of watching any football team that's great playing. I love to watch Manchester City because they're just so amazing! Watching Kevin De Bruyne making a cross to somebody running, it's just poetry! I mean, the guy's a genius. So I love watching football but I'm not really that tribal about it. I just love to watch it for what it is. And I'm conscious of all the great players in the Premier League.
MATT: I don't know if you have noticed recent results, but lately I saw Aston Villa playing in Poland with Legia Warsaw and losing to the Polish side.
STEVE: Oh, well done Poland! What cup was that? Was that the Champions League?
MATT: No, it was the Conference League.
STEVE: And you were there! Where did they play it? In Warsaw?
MATT: In Warsaw, yes! And the atmosphere was just amazing! Anyway, do you have any friends in the world of football, or do you just look at it from the outside like a regular fan?
STEVE: I've got friends. I've got a few, but none who are players. There's a guy who works for Manchester United who does their IT and their promotion called Adam Bostock. And he's become a good friend. So he can always get me in if I want to go to Old Trafford. The trouble is the traffic's always so bloody awful. It takes you half your life to get there and half your life to get back! [laughter] But I've kind of got a permanent open invitation to Old Trafford. I'm very fortunate. I've also got another friend called Ian Ellington, who's wife works for Liverpool FC. So I've been to Anfield a few times for free as well. And I had a very good friend in Barcelona who used to be second in command for FC Barcelona so I had a permanent open invitation to go to the Camp Nou. But I never went because I never had time. But, you know, he used to get me signed shirts, he got me a football shirt signed by Messi before I'd heard of Messi and I think I left it in a dressing room! I did! [laughter] It's probably worth a fortune. And I had one from Ronaldinho, the Brazilian as well, when he was the big star there. I've still got that somewhere. So I occasionally get free gifts from Barcelona. But I don't know any of the players. They will listen to rap music anyway!
MATT: I guess that not all of them, but you may be mostly right! But let's leave football and get back to music! Your daughter Sofi followed in your footsteps and have been involved in music for many years now. And what about your sons? Are they going to do something with music, too?
STEVE: Well, interesting you should say that because Nial is in a band – in a little band that plays around the pubs. He's drumming. And Emil, my youngest son, he's 15 now and just in the last year he's become very serious about his drumming as well. So he's drumming too.
MATT: So they won't play in the same band, probably!
STEVE: They won't play in the same band. No, that's true! They're both drummers. But we'll see. There's definitely a passion for it in the DNA, I think.
MATT: Sure! Just earlier this week, it was announced that you will appear on another Trevor Horn's album. Can you tell us more about this collaboration?
STEVE: Well, he asked me if I'd come and sing a song for him. I'd done that Joe Jackson song on his last album, “Trevor Horn Reimagines The Eighties”, and I've done some live shows with him as well. I've sung some Seal stuff – I've sung “Kiss From A Rose” live with him, “Ashes To Ashes” by Bowie and “I'm Not In Love” by 10cc. So I've sung quite a few real serious classics for Trevor live on stage. And then he phoned me up and he said “I'm making another album for Deutsche Grammophon. And do you want to come and sing The Cars' song ‘Drive’?”. And so I said, “Well, yeah! I'll come and sing it!”. So I went over and he's completely rearranged it. It's nothing like the original. And I did my best. I've heard it, it sounds pretty good, which is what you'd expect from him anyway. He makes good records. And I think that's out in December. I think Seal is on it again and Rick Astley is on it. Who else is on it? Oh, There's Robert Fripp and Toyah. So I'm in good company!
MATT: Yeah, definitely! I can't wait to hear that song. Well, as we have already mentioned, you have been to Poland many times. You must have collected many memories during your visits. Could you share some of the funniest ones?
STEVE: Oh, wow! I don't know how many I can go public with! Well, Phil and I went to the Old Town in Warsaw last Christmas, and it was fucking freezing. I remember that. And we were like, “We'll walk, it can't be very far!”. And of course, it was quite a long way. It was further than we thought. So we got halfway there and there was a line of taxis. And I knocked on the side glass and I said, “Could you take us to the Old Town? Do you accept credit card?”. And the guy just went, “No!”. Oh! And I said, “Well, what about cash?”. And again he went, “No!”. So that was that. We had to walk the rest of the way. I don't know what he did accept, but that was quite amusing.
MATT: Yeah! Well, I guess this interview is inevitably coming to an end. But before we'll say goodbye, do you have any last words for your Polish fans?
STEVE: Well, it's always lovely to come to Poland. Poland's been very kind to Marillion and kind to me over the years. So there's a lot of love both ways. And I'm really looking forward to coming. And I believe I'm there the day after Santa Claus Day, so it'll be right in the heart of Christmas. It'll be beautiful and I can't wait to see you!
Tłumaczenie wersji PL oraz korekta wersji EN: Natasza Sakson