Slash w Spodku: "Pierogi były wspaniałe"

Slash w Spodku: "Pierogi były wspaniałe"

Na kilka godzin przed koncertem, Slash spotkał się z dziennikarzami w katowickim Spodku. Opowiedział nam o swoim dniu wolnym w Katowicach, o planach na przyszłość oraz współpracy z Mylesem Kennedym. Zapraszamy do lektury najciekawszych wątków z konferencji. 

Czy Velvet Revolver to będzie kolejny rozdział, czy może jest to równoległy projekt do tego co robisz dzisiaj?

Slash: Nie powiedziałbym, że to projekt równoległy. Velvet Revolver cały czas jest ale nie zrobiliśmy nic do tej pory aby znaleźć nowego wokalistę. Dopóki nie znajdziemy kogoś kto nadaje się na frontmana Velvet Revolver - ten projekt będzie w odstawce.

Wiemy, że jesteś w Polsce od wczoraj. Jak zazwyczaj wygląda Twój dzień wolny w trasie? Jak wyglądał Twój dzień wolny w Katowicach?

Zazwyczaj siedzę w pokoju hotelowym i gram na gitarze. Wczoraj to był pierwszy dzień od dawna, kiedy wyszedłem na miasto. Poszedłem do restauracji blisko hotelu. Jadłem krewetki, sznycla, żeberka i tą pastę taką… jak wy to nazywacie ?

Pierogi ?

Tak, były wspaniałe.

Kiedy zmarł Jimmy Hendrix, ty miałeś 5 lat. Jak byś ocenił wpływ jego twórczości na muzykę i jego dokonania.

Właśnie o nim wczoraj myślałem. Hendix miał wielki wpływ na muzykę i gitarzystów. Mimo różnych stylów, które uprawiał, to on miał to oryginalne, hard rockowe brzmienie gitary. I kiedy go słucham, np. Fox Lady , do dzisiaj nie widzę nikogo innego, kto zrobiłby coś podobnego z takim kunsztem, z takim brzmieniem jaki miał Hendrix. Kocham go bardzo.

Kiedy nastąpił moment, że wiedziałeś już, że Myles Kennedy to najlepsza opcja dla twojego zespołu. I kiedy postanowiłeś zmienić nazwę dodając Mylesa i zespół do nazwy kapeli?

Nagrywałem solowy album z różnymi rockowymi wokalistami, nie znałem jeszcze Mylesa i nie wiedziałem jak brzmi jego wokal. W 2002 roku wspominał mi o nim Matt Sorum, kiedy zaczynaliśmy z Velvet Revolver. Nic więc o nim nie wiedziałem. Kiedy płyta "Slash" była już na ukończeniu, nie miałem jeszcze nagranych partii wokalnych do dwóch utworów. Potrzebowałem wokalisty, ale spośród znanych nazwisk nikt nie przychodził mi do głowy, kto pasowałby do tych dwóch kawałków. Wtedy przeczytałem, że Led Zeppelin myślą o zaproszeniu Mylesa Kennediego do współpracy przy trasie koncertowej. Pomyślałem wtedy, że ten facet musi być niezły. Zadzwoniłem więc do niego i powiedziałem, że nagrywam album, na którym śpiewają różni wokaliści, zapytałem czy nie byłby zainteresowany współpracą. Myles odpowiedział - jasne. Dostarczyłem mu nagraną muzykę, a on już po tygodniu odesłał mi nagranie ze swoim wokalem (był to utwór „Starlight”). Po przesłuchaniu stwierdziłem, że jest cholernie dobry, więc kupiłem mu bilety lotnicze do Los Angeles, gdzie spotkaliśmy się po raz pierwszy twarzą w twarz. Szybko okazało się, że bardzo dobrze się dogadujemy. Zarejestrowaliśmy „Starllight” w studiu, a potem także „Back from Cali”. Zapytałem więc Mylesa, czy byłby zainteresowany udziałem w trasie promującej ten album, gdyż byłem w trakcie kompletowania zespołu na potrzeby koncertów. Zgodził się. Później spotkałem Brenta Fitza, on poznał mnie z Toddem Kernsem. Pojechaliśmy wspólnie w trasę. koncerty mieliśmy zaplanowane na jakiś miesiąc, który później przerodził się w 1,5 roku wspólnego grania. W trasie stwierdziłem, że powinniśmy nagrać wspólnie album. I tak jesteśmy tutaj (w Spodku). Co do trasy, to postanowiłem nazwać ją "Slash feat. Myles Kennedy and the Conspirators”, aby odpowiednio wyeksponować rolę Mylesa jako frontmana, a także zespół jako bardzo ważna część całości.

W "Anastasia" słychać twoje zamiłowanie do muzyki klasycznej. Czy kiedyś możemy sie po Slashu spodziewać albumu z muzyka klasyczną, np. polskich kompozytorów?

Muzyka klasyczna ma wpływ na moje inspiracje muzyczne od dziecka. Ale myślę, że gdybym miał usiąść i skupić się stricte na muzyce klasycznej nie byłoby to w pełni prawdziwe  - jestem rockmenem, muszę mieć trochę tej zadziorności, bardziej agresywnego podejścia do grania, pokazać ludziom to co robię, tak jak to lubię i czuję - naturalnie.

Opowiedz o swojej pierwszej gitarze. Kto był twoim „Hero”?

Moja pierwszą gitarą była gitara akustyczna i miała tylko jedną strunę. Na niej nauczyłem się grać wiele piosenek - takich jak „Smoke on the Water” i innych, które można było zagrać na jednej strunie. Lubiłem Richiego Blackmoora, Jimmiego Page’a, Jimmiego Hendrixa. Kiedy zaczynałem, skupiłem się na graniu muzyki takich artystów jak Eric Clapton, Keith Richards, Joe Perry i Brad Whitford z Aerostmith czy Brian May.

I kiedy zmieniłeś ją na 6 strunową gitarę?

Nauczyłem się jak zainstalować kolejne 5 strun :) Było to niedługo po tym, jak nauczyłem się grać na jednej strunie. W zasadzie po kilku miesiącach ktoś powiedział mi jak dołożyć kolejne struny :)

Jak wyjaśniłbyś teorię, że z Mylesem Kennedy brzmicie jakbyście grali razem od lat?

Powiedziałbym, że kiedy po raz pierwszy spotkaliśmy się Mylesem na mojej pierwszej solowej płycie, wtedy pojawiła się - jak to nazywam - "automatyczna chemia". Pracowaliśmy wtedy bardzo solidnie, wspólnie. Wszystko brzmiało świetnie, czekałem z niecierpliwością na drugim album.

Jakie są Twoje plany po tegorocznej trasie?

Pracuję nad materiałem na kolejną płytę. Wszystko jest w zasadzie skończone i ujrzy światło dzienne w przyszłym roku.





Komentarze: