
19 czerwca na gdańskiej PGE ARENIE po raz pierwszy w Polsce zagra legendarna grupa Bon Jovi. W związku z tym występem lider amerykańskiego zespołu Jon Bon Jovi opowiedział o przygotowaniach i początku europejskiej częsci trasy koncertowej.
Jon Bon Jovi: To był znakomity początek i przedsmak tego, co czeka nas w tym roku w Europie. Wrażenie robi przede wszystkim scena, na której występujemy. Jest naprawdę znacząca i przestrzenna. Kiedy zobaczyliśmy ją po raz pierwszy, byliśmy naprawdę pozytywnie zaskoczeni. Mogę wszystkich zapewnić, że takiej sceny nie powstydziliby się nawet Mick Jagger czy Bono. Na tej trasie mamy zaplanowanych sporo koncertów na stadionach, ale przy takiej scenie chciałoby się grać na nich bez przerwy!
Rzeczywiście, graliśmy krócej. Wszystko z powodu mojej alergii, która dała mi się bardzo we znaki. Taki był wtedy właśnie mój głos. To zresztą dowodzi, że nie bawimy się w granie z playbacku. Zapewniam jednak, że teraz jest wszystko w porządku. Mój głos pracuje naprawdę świetnie i będzie to z całą pewnością można usłyszeć w trackie kolejnych występów.
Do tej pory zagraliśmy dokładnie siedem nowych utworów z albumu "What About Now". Wszystkiemu oczywiście towarzyszy jakaś rotacja. Można jednak powiedzieć, że w trakcie każdego koncertu serwujemy fanom przynajmniej trzy lub cztery nowe piosenki z najnowszej płyty. Poza tym, gramy największe i doskonale znane hity.
Tęsknimy za nim, ale pytania o przyszłość Richiego... należy zadawać Richiemu. Nie zwolniliśmy go, w żaden sposób się nie pokłóciliśmy. To wszystko dotyczy jego osobistych spraw i tak naprawdę to on powinien wypowiadać się na ten temat. Kochamy go, tęsknimy za nim, ale musimy sobie radzić i koncertować dalej. Całe szczęście, że chłopak, który występował z nami wcześniej, był teraz dostępny i mogliśmy z niego skorzystać. Oczywiście, Richie jest zawsze mile widziany, bo to cały czas członek Bon Jovi. Ma jednak swoje osobiste sprawy, z którymi musi się uporać.
Prawda jest taka, że byliśmy dużymi szczęściarzami. Po drodze było bardzo wiele zespołów, które nie przetrwały i zniknęły. Wpływały na to złe interesy z wytwórniami płytowymi, managementami czy złe zarządzanie trasami koncertowymi. My przez to wszystko przeszliśmy bardzo sprawnie. Musiałem się wiele nauczyć. Najpierw tego, jak należy pisać piosenki i tworzyć muzykę, a później postępowania w branży muzycznej. To normalne, że tak musiało być. Co byłby ze mnie za szefc, gdybym nie potrafił zrobić dobrej pary butów?
Jarosław Galewski