Nie każdemu zespołowi dane jest świętować 35-lecie działalności. W istocie, tak "słusznym" stażem mogą się pochwalić tylko najwięksi - tacy, których muzyka jest po prostu ponadczasowa i słuchana przez przedstawicieli kilku pokoleń. Do takich zespołów zaliczyć wypada Lady Pank, który w ramach swej rocznicowej trasy odwiedził ostatnio kultowy warszawski klub Stodoła.
Okazji do świętowania było zresztą tym razem więcej, niż tylko rocznicowa trasa - otóż w dniu koncertu swe urodziny obchodził jeden z dwóch liderów grupy - legendarny gitarzysta Jan Borysewicz. Aż trudno uwierzyć, że stuknęło mu już 61 wiosen - w takiej niesamowitej formie znajduje się Jan Bo! Gromkie "sto lat", odśpiewane chórem przez zgromadzonych w Stodole fanów już na początku koncertu, pokazało, jak wielkim uwielbieniem Borysewicz cieszy się w naszym kraju. I słusznie - chyba nikt nie ma przecież wątpliwości, że należy on do najwybitniejszych muzyków w historii polskiego rocka.
Ponadto, 2 dni przed koncertem premierę miała najnowsza płyta Lady Pank. Krążek zatytułowany "Miłość i władza" został bardzo ciepło przyjęty zarówno przez fanów, jak i przez dziennikarzy. Zewsząd dochodzą głosy, że zespół dawno nie wydał równie dobrego albumu - który przy okazji brzmieniem nawiązuje do najlepszych lat w historii grupy. Forma twórcza w ostatnich miesiącach ewidentnie była więc świetna i można było sobie jedynie zadawać pytanie, czy przełoży się to na równie dobrą formę sceniczną.
Nim jednak zgromadzeni w Stodole fani mieli okazję się o tym przekonać, na scenie pojawił się support - zespół Hanza. Warszawska grupa, na czele której stoi znany z pierwszej edycji "The Voice Of Poland" Piotrek Niesłuchowski, dała krótki, lecz energiczny występ, którym na pewno skłoniła przynajmniej kilkadziesiąt obecnych w sali osób do bliższego zapoznania się z ich twórczością. Najmocniej w pamięć zapadły 2 piosenki - klimatyczna ballada "87" i szybszy, zadziorny utwór zatytułowany "(You Shot The) Girl!", utrzymany w stylistyce twórczości Chrisa Cornella. Można mieć pewność, że o Hanzie jeszcze niejeden raz usłyszymy.
Wreszcie, punktualnie o 21, na scenie pojawili się szacowni jubilaci. Trzeba przyznać, że nie widać po nich upływu lat - przynajmniej, jeśli chodzi o energię, jaką mają w sobie na scenie. Od pierwszych dźwięków "Kryzysowej narzeczonej", która tradycyjnie rozpoczęła koncert Lady Pank, ekipa dowodzona przez Jana Borysewicza i Janusza Panasewicza emanowała pewnością siebie, energią i radością z gry. Po tych starych wyjadaczach nie widać było ani przez chwilę znudzenia - przez całego, długiego (ponad 25 piosenek!) seta, nie zwalniali tempa ani na chwilę. Nic dziwnego, że tłum szalał przez cały czas - zupełnie, jak w latach osiemdziesiątych, kiedy panowie dopiero zaczynali przygodę z muzyką.
Po "Kryzysowej narzeczonej" nastąpiło płynne przejście do "Zamków na piasku" i kolejnych hitów wydanych przez trzy i pół dekady działalności grupy. To aż zadziwiające, że jeden zespół przez tyle lat potrafił stworzyć tak wiele utworów, które przynajmniej kojarzy większość mieszkańców naszego kraju. "Zamki na piasku", "Stacja Warszawa", "Zawsze tam gdzie ty" (odśpiewany przez całą salę!), "Jak igła" czy "Mała wojna" - niesamowite, jak bardzo uniwersalne są to utwory, skoro przemawiają zarówno do pokolenia, które wkraczało w dorosłość u progu działalności Lady Pank, jak i do dzieci, a nawet wnuków tych ludzi! Nie ma wątpliwości, że takie piosenki znajdują się też na najnowszym albumie, z którego tym razem zespół wykonał dwa tytułowe kawałki - "Miłość" oraz "Władzę".
Ten drugi utwór jest, swoją drogą, kolejnym świetnym przykładem na to, jak można poprzez muzykę w inteligentny sposób wypowiedzieć się o sytuacji politycznej czy społecznej w kraju. Lady Pank od zawsze uchodził za zespół, który tę sztukę opanował do mistrzostwa - wystarczy przypomnieć nagrany przed 9 laty utwór "Strach się bać" (również zagrany w Stodole), który chyba jeszcze bardziej, niż dekadę temu, aktualny jest dzisiaj. Okazuje się, że nie trzeba krzyczeć na koncercie "kto nie skacze, ten jest z...", by wyrazić z desek sceny głos sprzeciwu wobec tego, co się dzieje obecnie w Polsce i na świecie.
Oczywiście, nie samą polityką żyje człowiek - i na koncerty chodzi się między innymi po to, by o niej na chwilę zapomnieć przy dźwiękach dobrej muzyki. I chyba mało kto tak, jak Lady Pank, potrafi tak zahipnotyzować osoby biorące udział w koncercie, że przez bite 2 godziny potrafią zapomnieć o swych zmartwieniach. Bo jak tu skupiać się na codzienności, gdy Janek Borysewicz na chwilę przejmuje od Panasa mikrofon, by zaśpiewać "Małą Lady Punk" - a następnie Janusz dziarsko wraca na scenę by do końca występu wciąż na nowo rozbudzać radość wśród fanów kolejnymi wykonanymi utworami - utworami, które w sercach Polaków urosły do rangi niemalże hymnów: "Tacy Sami", "Zostawcie Titanica", "Tańcz głupia, tańcz" czy "Mniej niż zero". Czysta magia! Wypada tylko życzyć panom wielu jeszcze lat na scenie - o drugie 35-lecie może być ciężko, ale może chociaż do 50-tki dotrwają? Stonesom się udało - to czemu z Lady Pank miałoby być inaczej...?
Tekst: Oliwia Cichocka & Mateusz M. Godoń