Nasza fotorelacja: wrocławska 3-majówka – dzień I

Nasza fotorelacja: wrocławska 3-majówka – dzień I

Jak co roku na początku maja, Wrocław przyciąga tłumy gości i na 3 dni staje się muzyczną stolicą Polski – a wszystko to za sprawą festiwalu 3-majówka. Kolejna edycja już za nami – i jak co roku, ani line-up, ani atmosfera nie zawiodły!

Dzień I

Już od samego wejścia widać było bardzo dobrą organizację imprezy. Odbiór biletów i przejście przez bramki szły naprawdę sprawnie – kwestia wejścia na imprezę nie przysporzyła jakichś większych korków. Rozstawienie obu scen nie sprawiało problemów z przemieszczaniem się (nawet pomimo względnego zazębienia się line-upu). Strefa gastro nie wchodziła w paradę strefie koncertowej i na odwrót. No i na koniec – teren festiwalu, jak na takie oblężenie ludzi, był bardzo czysty (z relacji z dnia trzeciego dowiecie się, czy pozostał taki do końca). Krótko mówiąc: pierwsze wrażenie – na plus!

Pierwszy dzień otworzył koncert zespołu Coma. Nie jestem pewna, kiedy ostatni raz widziałam ich na żywo – ale pamiętam, że wówczas ich brzmienie było zupełnie inne. Teraz odeszli już od konwencji hermetycznego rocka i z niekłamanym zaskoczeniem słuchałam ich występu. Ale co by nie mówić o nowym wcieleniu Comy – ich ostatnia płyta "Sen o 7 szklankach", zawierająca nowe aranżacje piosenek dla dzieci, jest bardzo dobra i równie dobrze brzmi na żywo. Co prawda Piotr Rogucki porzucił rockowy outfit dla różowego dresu, ale jak pokazał ten festiwal – nie jest on jedynym artystą, który obrał zupełnie nową drogę...

Rzeczą, która robiła dobrą robotę, było rozmieszczenie scen, bowiem oddzielała je od siebie historyczna Hala Stulecia – spełniająca (oprócz szatni) rolę czegoś w rodzaju bariery dźwiękowej, dzięki czemu nie było słychać obu scen na raz. Przekonać się o tym mogliśmy podczas występu pierwszej gwiazdy na scenie Pergoli – Napalm Death. Od ostatniej wizyty w Polsce podczas zeszłorocznej Metalmanii, poziom energii nie spadł im nawet o włos, a Barney dalej przeżywa swoje sceniczne konwulsje. Było mocno, było ostro, było z przytupem.

Tymczasem wracamy na scenę ZOO, by wzbogacić fotogalerię i wysłuchać koncertu Nocnego Kochanka. Na tym portalu pisaliśmy o nich tyle, że zastanawiam się, czy trzeba pisać więcej? Dalej jeżdżą w świat z materiałem z "Randki w ciemność", który i we Wrocławiu został przyjęty z wielkim entuzjazmem. Jedynie sceniczna pirotechnika za nic nie chciała dogadać się z pogodą, ale na szczęście – obyło się bez gaśnic.

Kolejnym punktem programu był długo wyczekiwany koncert grupy Slade – jednej z legend rocka. I ten występ przyciągnął na Pergolę prawdziwe tłumy. Nie ma co ukrywać, że całe show i cały power skradł Dave Hill, który ruszał się za cały zespół. Panowie dali oczywiście świetny występ, rozruszali publikę przy "Run Away", "Far, Far Away" czy "Lock Up Your Daughters", ale... jeśli chodzi o dźwięk, to lepiej by było, gdyby był trochę bardziej dopieszczony (choćby w zakresie zwiększenia głośności gitar w stosunku do wokalu i perkusji). Ale to tak, jeśli miałabym się mocno czepiać – poza tym wszystkim było bardzo dobrze.

Środowe koncerty na scenie ZOO zamykał Ørganek, którego zawsze muzycznie trochę lubiłam i któremu zawsze biję brawo za charyzmę na scenie. Jednocześnie mam wrażenie, że jego występy są dosyć proste w formie i brak w nich przerostu formy nad treścią (co jest moim zarzutem wobec wielu współczesnych artystów). Ale zanim rozpłyniemy się całkowicie nad Tomaszem i jego zespołem, przejdźmy do ostatniej gwiazdy wieczoru: Theriona. Tutaj, jak pokażą następne dni, przydarzyła się lekka klątwa sceny Pergoli: dźwięk nie był idealny od samego początku i potrzeba było chwili w trakcie pierwszego kawałka, żeby dograć wszystkie elementy (naprawdę zdaję sobie sprawę, jak trudno jest ustawić dźwięk idealnie, mając jedną scenę i wiele zespołów!). Później brzmieniowo i wizualnie było świetnie, chociaż w przypadku Theriona mam lekki zarzut właśnie przerostu formy nad treścią (przykładowo: mnogość wokalu i miks przewijających się nurtów) – ale fanom metalu symfonicznego i szeroko pojętego gothic metalu powinien przypaść do gustu. I żeby nie było: mi się nawet w jakimś tam stopniu ich występ podobał.

Po zakończeniu pierwszego dnia i wszystkich zaplanowanych koncertów, nawet pomimo rzeki ludzi płynącej przez wyjście, wrocławska komunikacja miejska wytrzymała napór i dała radę regularnie rozładowywać przystanki z ludzi. Zatem możemy uznać dzień pierwszy za w pełni udany i nabieramy sporego apetytu na dzień drugi.

CDN...

-> TUTAJ znajdziesz fotorelację z drugiego dnia festiwalu <-

-> TUTAJ znajdziesz fotorelację z trzeciego dnia festiwalu <-

Komentarze: