Zapraszamy do oglądania zdjęć i lektury relacji z występu sanah w bydgoskiej hali Łuczniczka w ramach trasy Kolońska i szlugi Tour!
Sanah jest obecnie jedną z najbardziej popularnych polskich wokalistek. Jeśli ktoś miałby co do tego jakiekolwiek wątpliwości, widok parkingu przed Łuczniczką na pół godziny przed koncertem powinien je całkowicie rozwiać. Jeszcze pół roku temu artystkę można było oglądać w małych salach koncertowych, centrach kultury i filharmoniach. Dziś bez trudu wypełnia hale sportowe, co nie pozostało też bez wpływu na jakość, reżyserię i oprawę jej show.
Na koncert wybrałam się, mając w pamięci czerwcowy występ Sanah w Filharmonii Pomorskiej. Zapamiętałam z niego uroczą, trochę nieśmiałą i bardzo utalentowaną młodą wokalistkę, która sprawiała wrażenie, jakby trochę trudno było jej uwierzyć, że tyle osób jest zainteresowanych jej twórczością. Pół roku i wiele wyprzedanych koncertów później, na scenę wyszła nowa Sanah – bardziej pewna siebie, swobodniejsza, ale równie naturalna jak wcześniej. Wiadomym jest, że koncerty na kilka(naście) tysięcy osób będą różniły się oprawą od tych dla kilkuset. W poniedziałek Sanah zaprezentowała publiczności w Bydgoszczy pieczołowicie przygotowane show, doskonale zorganizowane i precyzyjnie wyreżyserowane.
Pierwsze utwory Zuzia śpiewa sama, scena za nią jest zakryta kotarą. Zza kotary dołączają do niej dwie chórzystki, a przy kolejnym utworze kotara opada i widzom ukazuje się scena w pełnej okazałości, dodatkowy telebim, zespół i… gęś. Ogromna gęś.
Lwią część setlisty stanowiły utwory z promowanego na tej trasie albumu „Irenka”, choć Sanah „zmieściła” w zestawie również kawałki ze swojej pierwszej płyty, takie jak „Szampan”, „Królowa dram”, „Melodia” czy „No sory”. Sporym (i bardzo pozytywnym) zaskoczeniem był świetny cover z repertuaru duetu Kayah i Bregović, „Prawy do lewego”. Wplatanie motywów w jej własne utwory (Bruno Mars w przejściu z „Kapela gra” do „etc. (na disco)” czy „Oczy”... zielone) było bardzo ciekawym i udanym zabiegiem, nadającym kompozycjom Zuzi dodatkowego luzu i charakteru.
Dało się odczuć, że każda minuta show jest dokładnie zaplanowana i wyreżyserowana (poza wstawkami samej wokalistki, gdy rozmawiała z publicznością). Z jednej strony, dawało to poczucie, że mamy do czynienia z dużą produkcją i ogromną pracą włożoną w to, by zadowolić widza. Z drugiej strony, pewne elementy osobiście wydały mi się balansujące na granicy kiczu (układy taneczne wykonywane przez Sanah i chórzystki przypominały wczesną Honoratę Skarbek) – jestem jednak w stanie dać się przekonać, że właśnie taka była koncepcja. Wartość produkcyjna show była natomiast bez zarzutu. Koncert był doskonale nagłośniony – co w przypadku artystki, której siłą jest czysty, pełen niuansów wokal, jest najważniejsze. Z muzyką wspaniale współgrały też efekty świetlne.
Aranżacje wielu utworów zaskoczyły swoim nowoczesnym, nieco elektronicznym i tanecznym brzmieniem. Czyżby to kierunek, którego możemy spodziewać się na nadchodzącej płycie…? Nie da się ukryć, że pandemia wywołała u Sanah pewne „przesunięcie” w promocji materiału – w trasę promującą krążek „Królowa dram” ruszyła już po wydaniu „Irenki”, przez co koncerty były w bardzo „Irenkowym” klimacie, a gdy wreszcie przyszła jesień i czas promocji drugiego albumu, Zuzia wydaje się już być muzycznie w nowym miejscu. Owszem, dało się odnaleźć trochę Irenki na koncercie – w zwiewnej, choć pełnej błysku kreacji, w której Sanah otworzyła koncert, w montażach pojawiających się na telebimach, czy chórzystkach, które wytrzepywały świecący pył z prześcieradeł suszących się na scenie. Przede wszystkim jednak, zobaczyliśmy artystkę, która coraz odważniej odkrywa swoje liczne muzyczne oblicza – zarówno zapraszając widownię „na disco”, jak i pozwalając na chwilę refleksji przy wzruszającym „Aniołom szepnij to”. Zobaczyliśmy świetną wokalistkę, skrzypaczkę i wykonawczynię, która doskonale odnajduje się na scenie. Nie mogę się doczekać, co zaprezentuje przy następnej trasie koncertowej – promując nowy materiał, który zapewne przyniesie nam już nadchodząca wiosna(h)!
korekta: Mateusz M. Godoń
zdjęcia dzięki uprzejmości Managementu sanah oraz agencji Follow The Step