Jeden z największych mistrzów współczesnej elektroniki i remikserów, wielokrotnie nominowany do Grammy artysta, a także zdeklarowany weganin i bojownik o prawa zwierząt – Moby, powraca po blisko dwóch latach z wyjątkowym albumem. Wyjątkowym, bo zrodzonym z czystej miłości do muzyki. "Innocents" to Moby, jakiego wszyscy uwielbiamy, ale też zaskakujący, a do tego wspomagany przez wybitnych artystów.
Moby nie ma złudzeń – biznes muzyczny się rozpada na naszych oczach, o sukces komercyjny niezwykle trudno. "A skoro tak, to oznacza, że taki 47-letni muzyk, jak ja, jeśli już nagrywa płytę, robi to z czystej miłości do muzyki. Nie oczekuję komercyjnego sukcesu" – wyjaśnia. Dzięki takiemu podejściu artysta mógł pracować w spokoju, na luzie, w bardzo twórczej atmosferze, bez hamowania się przed czymkolwiek. Moby z wiekiem wcale nie stracił chęci do eksperymentowania i podejmowania nowych wyzwań. Kiedy po zakończeniu trasy koncertowej promującej album "Destroyed" zabrał się do pracy nad nowymi piosenkami, inspirował się przeróżną muzyką. "Słuchałem piosenek Marianne Faithfull z czasów »Broken English«, Grace Jones z lat 80., a bardzo chciałem nagrać trochę grunge'ową, dość prosto brzmiącą płytę taneczną" – wspomina Moby. "Wyszła mi dość prosto brzmiąca płyta, obejmująca elementy różnych gatunków, bardzo emocjonalna i pełna melodii. Interesuje mnie badanie i przedstawianie delikatności oraz ludzkiego pierwiastka w muzyce, dlatego na »Innocents« celowo zachowałem pewne niedoskonałości oraz różne dziwne rozwiązania" – dopowiada artysta.
Do zrealizowania swojej wizji Moby namówił grono naprawdę wyjątkowych ludzi. Po raz pierwszy w karierze zatrudnił producenta. I to jakiego! Pomocą przy konsolecie służył mu trzykrotny laureat Grammy Mark "Spike" Stent (m.in. Madonna, Lady Gaga, Beyoncé, Bruce Springsteen, Muse, Björk, Massive Attack). Zaś w piosenkach słychać głosy między innymi Marka Lanegana, Wayne'a Coyne'a z The Flaming Lips (w pierwszym singlu "The Perfect Life"), indiefolkowca Damiena Jurado, czy fantastycznej Kanadyjki Cold Specks. Powstała dzięki nim niesamowita mieszanka kilkunastu piosenek. Wyjątkowa także dlatego, że to pierwsze dzieło Moby'ego, które napisał w swoim nowym domu, którym jakiś czas temu zostało Los Angeles. "To miasto na pewno też było dla mnie inspiracją" – nie ukrywa Moby. "Tutaj nawet w centrum miasta możesz się czuć wyizolowany niczym na wsi, podczas gdy w Nowym Jorku byłem zewsząd otoczony budynkami i ludźmi".
Aczkolwiek nie znajdziecie na płycie samych słonecznych piosenek o dziewczynach w bikini na złocistej plaży. Jest za to kilkanaście wspaniałych kawałków, pełnych emocji, nagranych wyłącznie przy pomocy starego analogowego sprzętu, nie zawsze prawidłowo działającego. "Chciałem, aby dziwactwa i niedoskonałości były częścią tej płyty" – zapewnia Moby. Zapewniamy, tych dziwactw i niedoskonałości słucha się kapitalnie! Koniecznie to sprawdźcie!
WYDAWCA: WARNER MUSIC POLAND
PREMIERA: 30/09/2013