Dawid Podsiadło w Palladium

Dawid Podsiadło w Palladium

Kiedy w czerwcu 2012 roku Dawid Podsiadło, wygrał drugą polską edycję programu "X Factor", wielu spodziewało się, że ten sukces może okazać się jedynym większym osiągnięciem w jego karierze.

Nieśmiały maturzysta z Dąbrowy Górniczej zdobył bowiem serca widzów tego show nie tylko świetnym głosem, ale także swoistą chłopięcością - która mogła wszakże mu w zrobieniu prawdziwej muzycznej kariery raczej zaszkodzić, niż pomóc. Ponadto, podkreślano, iż zwycięzcy programów typu talent show zwykle szybko znikają w morzu podobnych gwiazdeczek - co stało się zresztą udziałem zwycięzcy pierwszej edycji "X Factora", Gienka Loski.

Jakby na przekór tym przypuszczeniom, Dawid - miast pławić się w blasku chwały po zasłużonej wygranej - po zdaniu matury zabrał się ostro do pracy. W efekcie nagrał już dwa świetne albumy, z których pierwszy, "Comfort and Happiness", zdążyła już osiągnąć status diamentowej płyty, zaś druga - wydana niedawno "Annoyance and Disappointment" szybko zmierza ku wyrównaniu tego osiągnięcia, sprzedając się niczym świeże bułeczki. Sam Dawid zaś z nieśmiałego nastolatka przeobraził się w 3 lata w świadomego swych umiejętności artystę, który w trakcie każdego kolejnego występu coraz silniej rozkochuje w sobie publiczność.

Kiedy przed ostatnim koncertem Dawida w warszawskiej sali Palladium spytałem jego fanki (bo to właśnie kobiety okupowały pierwsze rzędy przy barierkach i w ogóle przeważały na sali) co właściwie jest takiego specjalnego w tym chłopaku z dąbrowskiej dzielnicy Mydlice, że niemal każdy jego koncert ma status sold out - nie potrafiły udzielić jednoznacznej odpowiedzi. "To chyba ten wspaniały głos i hipnotyzujący wzrok", odpowiedziała jedna z dziewczyn. "Silna osobowość sceniczna", dodała druga. "Bujne włosy i wąsik, dzięki którym jest prawdziwym ideałem męskości", przekomarzała się z nimi ich koleżanka, wzbudzając tym samym salwę śmiechu. Może to właśnie jedna z tych cech, a może wszystkie na raz sprawiły, że kiedy Dawid z kilkunastominutowym opóźnieniem w końcu pojawił się na scenie, śmiechy utonęły w ogłuszającym pisku przypominającym ten, który słychać ze starych koncertowych nagrań Beatlesów czy Stonesów.

Nie sądzę, by - nawet zachowując wszelkie proporcje, Dawid Podsiadło stał się polskim Paulem McCartneyem czy Mickiem Jaggerem - jednak trzeba przyznać, że w przeciwieństwie do większości młodych artystów, ciężko pracuje na to, by jego kariera szybko się nie skończyła - także dając z siebie wszystko na scenie. W trakcie stosunkowo długiego koncertu w Palladium wykonał swe wszystkie większe przeboje - wśród których nie mogło zabraknąć takich utworów, jak "No" czy "Son of Analog". Nieustannie czarował podatne na jego chłopięcy urok fanki i zagadywał publiczność - w trakcie jego koncertu jeden z fanów oświadczył się swej wybrance, czego Dawid pogratulował ze sceny.
Kto nie był na koncercie - nic straconego! Już 19 grudnia Dawid ponownie zawita bowiem na deski Palladium, by jeszcze przed świętami ponownie zaprezentować się warszawskiej publiczności.

Komentarze: