"Genialny głos i nieprzeciętna osobowość" czyli Rival Sons w Warszawie
Opinia Wyspy.fm

"Genialny głos i nieprzeciętna osobowość" czyli Rival Sons w Warszawie

28 listopada 2014 roku już po raz trzeci do Polski zawitała kalifornijska formacja Rival Sons. W tym roku zespół podczas swojej drugiej europejskiej trasy promuje czwartą płytę o dźwięcznej nazwie „Great Western Valkyrie”. Przyglądając się wszystkiemu, co się dzieje wokół tego zespołu w tym roku nie sposób przeoczyć, że ostatnia płyta wywindowała Rival Sons na szczyt popularności.

Doskonałe recenzje tegorocznej płyty, ogromna promocja w mediach i zachwyt znanych postaci muzycznych, od Henry Rollins’a po Ozzy Osbourne’a, wszystko to sprawia, że oczekiwania związane z występem takiego zespołu są nieprzeciętne. Czy Rival Sons spełnili te oczekiwania w ostatni listopadowy piątek w warszawskiej Proximie?

Myślę, że dla zdecydowanej większości publiczności koncert był pokazem siły i mocy, bez kompromisów i zbędnych dodatków, jak na prawdziwy rockowy zespół przystało. Każdy koncert, jaki dane mi było zobaczyć był inny, ten także. Podczas 120 minut zespół zagrał 17 utworów, w tym 7 z nowej płyty.

Nie zabrakło największych przebojów, od „Pressure and Time” po „Manifest Destiny Pr.1” czy „Jordan”… Dawka energii, jaka płynęła ze sceny w stronę odbiorców była chwilami porażająca, a to, co wyczynia ze swoim głosem Jay Buchanan jest wręcz niemożliwe, jak powiedziała wokalistka Karolina Cygonek „na granicy bólu i rozsądku”. Jednak ten właśnie facet to najjaśniejszy punkt na scenie, genialny głos i nieprzeciętna osobowość. Dużo nie zaryzykuję stwierdzając, że od czasów Jeff’a Buckley’a to najlepszy męski wokal i nie wiem, w którym miejscu byłby zespół, gdyby Scott Holiday (gitarzysta, założyciel zespołu) nie znalazł takiego wokalisty.

Koncert był prawdziwą ucztą dla fanów dobrego starego rocka, bo Rival Sons nie odkrywają niczego nowego swoją twórczością. Potrafią wykorzystać to, co inni kiedyś stworzyli i robią to w doskonały sposób. Te 2 godziny grania dały mi dużo do myślenia i jedynie brakło mi w tym solidnym koncercie odrobiny magii, czegoś, co sprawia, że zaliczam go do najlepszych z najlepszych.

Nie sposób nie wspomnieć jeszcze o zgromadzonej publiczności, która znała każdy tekst na pamięć, bawiła się doskonale mimo, że niektórzy mieli problem z odbiorem, gdyż nagłośnienie tego miejsca było ponad możliwości nagłaśniających. Tak wielka grupa fanów cieszy tym bardziej, że w Polsce Rival Sons są zupełnie nie zauważani przez media, a i organizator także nie popisał się, umieszczając koncert pierwotnie w Hybrydach. Teraz zapewne przyjdzie czas na któryś z naszych przyszłorocznych letnich festiwali, a jeśli nie to zapewne znów jesień będzie czasem wyczekiwanym przez fanów Rival Sons.

Izabela Godzisz

Komentarze: