Andrzej „Püdel” Bieniasz: "Komponujcie swoje utwory, piszcie teksty i róbcie to, co Wam w duszy gra!"

Andrzej „Püdel” Bieniasz: "Komponujcie swoje utwory, piszcie teksty i róbcie to, co Wam w duszy gra!"

Po kilku latach przerwy od wydawania albumów, w lutym Püdelsi wydali nowy album o dość odważnym tytule "Über Alles". Przy okazji premiery płyty udało nam się porozmawiać z liderem zespołu, Andrzejem Bieniaszem.

Wywiad przeprowadził Paweł Kulpa.

PAWEŁ: Zacznijmy od tego, że kilka dni temu ukazał się kolejny krążek w dorobku Püdelsów zatytułowany "Über Alles”. Album jest niezwykle różnorodny. Czy taki był początkowy zamysł, czy po prostu nagrywaliście, co wam w duszy grało?

ANDRZEJ: Rzeczywiście, 14 lutego miała miejsce premiera w Toruniu, bo tam, w HRPP Records wydaliśmy "Über Alles". Początkowo mieliśmy zamysł 30 utworów na 30-lecie. Tyle nagraliśmy w DMP Studio, ale koncepcja się zmieniła i na płycie znalazło się 15 utworów. Różnorodność to cecha Püdelsów od zarania dziejów, dlatego każdy utwór jest z innej bajki. Po prostu tak mi w duszy gra, a jednorodność muzyczna mnie nuży. Dlatego Püdelsi to zespół świetnie poruszający się w różnych stylach.

Jak wyglądały prace nad płytą?

Dwa starsze utwory, "Białe Orły" (historia polskiej piłki nożnej) oraz "Ty i ja" (piosenka festiwalowa), nagraliśmy jeszcze w Studiu Czakram w Krakowie. Nad resztą pracowaliśmy wiele miesięcy w domowym studiu Adama Drzewieckiego – DMP Studio w Wieliczce. Z dala od ulicznego zgiełku i miejskiego zamieszania. Piosenki powstawały sukcesywnie, podczas przerwy w imprezce. Było bardzo zabawnie. Oprócz stałych muzyków zespołu studio odwiedziło wielu artystów, których z łatwością namówiliśmy do dania dźwięku lub głosu. Dlatego tak wiele gościnnych dźwięków i głosów słychać na "Über Alles", co jest bardzo interesujące. Ale pozostało jeszcze sporo piosenek, których tym razem nie zamieściliśmy na płycie, więc niedługo kolejny krążek.

Ostatnia płyta została wydana 4 lata temu. Czemu tak długo kazaliście czekać fanom na nową muzykę od was?

Przestaliśmy się spieszyć – dzięki temu dopracowaliśmy piosenki i utwory z należytą pieczołowitością i mamy nadzieję, że nasi szanowni fani to docenią. Oczywiście, mogliśmy to zrobić szybciej. Szukałem wydawcy, a czas mijał. W końcu pomyślałem, że może mała firma zrobi więcej dla Püdelsów, niż megawytwórnia. Podjęliśmy takie ryzyko z firmą HRPP RECORDS Darka Kowalskiego. Firma się stara, ma czym walczyć, bo "Über Alles" to dopracowana, dobrze brzmiąca płyta. Zmieniliśmy otoczenie – krakowski zespół wydał płytę w Toruniu. Kto powiedział, że dobra jest tylko duża wytwórnia? Czasy się zmieniają. Dlatego następna będzie się nazywała "Signum Temporis".

Jak rozumiem, to ty jesteś także autorem tekstów do "Über Alles"? Przyznam, że mocno mną wstrząsnął utwór "Bestia" traktujący o znęcaniu się nad zwierzętami. Mam wrażenie, że takie utwory mogą jedynie pomóc zmienić nastawienie społeczeństwa. Czy taki też był twój zamysł?

Oczywiście, że tak! Nie akceptuję myśliwych polujących dla zabawy, a raczej bestialsko zabijających stworzenia. Stawiam tezę, że to kryptomordercy i nie interesuje mnie żadne pokrętne tłumaczenie tego procederu. Jak mawia Maleńczuk: "Mają małego i im nie staje" (śmiech). Jestem przeciwny sportowemu traktowaniu zwyczajnego mordu bezbronnych istot. W XXI wieku supermarkety są pełne jedzenia, nie ma potrzeby więcej mordować. Trzeba pomagać stworzeniom. Dokarmiać i cieszyć się, że są, choć niektóre są upierdliwe. Tak samo myślę o bezmyślny  wycinaniu polskich pięknych drzew. "Bestie w ludzkiej skórze życie mają za nic. A jeżeli ksiądz na religii dzieci uczy, że zwierzęta nie mają duszy, to przez to głupie gadanie wyrastają bezlitosne dranie". To cytat z piosenki "Bestie". Pragnę, aby ta pieśń przemówiła!

Miałeś okazję współpracować w ramach Püdelsów z kilkoma wokalistami (Maciej Maleńczuk, Maciej Miecznikowski, Szymon Goldberg, Przemysław Trębacz, a obecnie Piotr Foryś). Z którym z nich współpraca układała się najlepiej?

Zapomniałeś o Korze, z którą w 1987 roku nagraliśmy płytę "Bella Puppa", będącą nagrodą za bycie laureatem Jarocina 1986 roku. Właśnie wtedy na wokalu był Przemek Trębacz. Jarocin był w tych PRL-owskich czasach tchnieniem wolności. Tym, co mamy dzisiaj, ale czego nie doceniamy. Maciej Maleńczuk był, z różną częstotliwością, wokalistą Püdelsów przez 20 lat. Odkryty przeze mnie na krakowskiej ulicy, gdzie zwykł grywać, a znamy się już 32 lata. Traktuję go jako swojego młodszego niesfornego brata i zawsze myślę o nim ciepło, mimo różnych zaszłości. Napisaliśmy wspólnie wiele piosenek, które do dzisiaj są evergreenami. Zawsze pracowało się nam szybko i wesoło – było zabawnie i rock'n'drollowo jak diabli! Pisanie i tworzenie przychodzilo nam łatwo. Na płytę "Psychopop" pisaliśmy czasem dwie piosenki dziennie. Jeszcze leżą teksty, które napisaliśmy i nigdy nie opublikowaliśmy. W podziemiu króluje nigdy niewydana płyta "PopArte", z Maciejem Miecznikowskim na wokalu, bo kiedyś manager mu zabronił. Człowiek popełnia w życiy błędy. To samo życie. Miecznikowski  to bardzo wykształcony operowo wokalista o świetnym głosie i "szołmeńskim" zacięciu. Uroczy, przyjazny człowiek. Ostatnio, 3 października 2016 roku, wystąpił z nami w Krakowie na koncercie 30-lecia zespołu – obok Maćka Maleńczuka i Foremana – podczas którego śpiewał i grał na trąbce. Jak mówił, dzięki mnie, bo go do tego namówiłem. Napisaliśmy wspólnie z Miecznikowskim kilka fajnych piosenek i to nie koniec współpracy. Szymon Goldberg pochodzi z Gdańska. Był w Püdelsach kilka lat po odejściu Maćka Maleńczuka. Stworzyliśmy dwie płyty. Według mnie świetny "ZEN", wydany przez WMP w 2007 roku, oraz "Madame Castro" z 2008 roku. Szymon to bardzo kreatywny i dobry wokalista, grafik, postać bardzo twórcza i uzdolniony muzycznie wokalista. "Uprowadzony i pojmany" przeze mnie z gdańskiego Helikobaktera. A z Piotrusiem Foremanem jesteśmy już 7 lat. Czas leci. Piotra usłyszycie na "Über Alles". To wokalista o świetnym, melodyjnym głosie i wyraźnej dykcji. W prostej linii wywodzi się z Heliasa. Włożył mnóstwo pracy, żeby z metalowca przeistoczyć się w wielostylowca, co wcale nie było dla niego łatwe. No i wreszcie ja też sobie zaśpiewałem "Angelę Merkel" i kilka piosenek na "Signum Temporis".

Piotr Foryś zachwycił mnie na najnowszym krążku niezwykle mocnym i czystym wokalem, z manierą niezwykle podobną do Macieja Maleńczuka. Jak się domyślam, nie było to zamierzone?

Na początku prosiliśmy go z Franzem, żeby utwory stare, które są evergreenami, były śpiewane podobnie. Piotr dzięki temu wiele się nauczył, a że ma podobny do Maćka, ciepły, lampowy głos, to nic w tym złego. A tak naprawdę ma piekielnie mocny głos. Wiele razem piszemy. On lubi pomagać mnie, a ja jemu. Nie mamy problemu z komunikacją w pisaniu, bo wokalista śpiewając, musi sobie tak tekst poukładać, żeby było mu wygodnie śpiewać. Jeżeli tego nie zrobi – zanika sens tekstu. Wygodna artykulacja dla wokalisty jest bardzo ważna. Cały czas przygotowujemy nowe piosenki. Jego cechą jest szybkie układanie melodii, mocny czytelny głos i pozytywny przyjazny kontakt z publicznością.

Teraz wracając trochę do historii, bo w końcu jest do czego: niedawno stuknęły wam trzydzieste urodziny! Na koncie 11 albumów studyjnych. Który odcisnął na twoim muzycznym życiu największe piętno? Debiutancki "Bela Pupa", pokryty złotem "Wolność słowa", a może jeszcze inny?

Zaskoczę pewnie, ale wskażę zupełnie inny album, "Tradycja", wydany przez Phonex w 1989 roku. Ten materiał, który ukazał się tylko na kasecie, uważany jest przez tych, którzy go poznali, za najlepszą płytę. Ja mam do niej wyjątkowy sentyment. Opowiem trochę! Płyta doczekała się tylko wydania na kasecie, takie były czasy upadającego PRL-u. Firma padła i nie zdążyła wydać "Tradycji" na CD. Została taśma-matka. Ciekawostką jest to, że płyta została nagrana w świetnym, całkowicie analogowym Studio Tearu STU w Krakowie. Wszystkie topowe zespoły nagrały tam swoje płyty. Maciek Maleńczuk gdzieś się ulotnił, Franz grał w Tilcie, Potok wyjechał, Kora powróciła na łono Maanamu i tak to sie ówczesny skład rozlazł po nagraniu "Bela Pupy". Ja z przyjacielem Szwedem, perkusistą Stefanem Delivassilisem, Pawłem "Baby" Mąciwodą na basie (teraz Scorpions!), Januszem Grzywaczem na klawiszach (Laboratorium), Maćkiem Śliwińskim (Meness) na gitarze oraz Alanem Basterem (Turbo) też perkusja, nagraliśmy płytę Püdelsi "Tradycja". Muzykę napisałem ja, a teksty szwedzki wokalista Anders Bengston, dwumetrowy i długowłosy. Rockowy głos Szwecji o nienagannej angielszczyźnie. Płyta zostanie wkrótce wznowiona. Rockandrollowy klimat oraz świetne analogowe studio i przygoda muzyczna, która trwała 27 dni, to ważne dla mnie do dzisiaj chwile. Choć mieliśmy propozycję od dużej firmy fonograficznej, Szwedzi niestety wyjechali. W studio Teatru STU została wcześniej, bo w 1987 nagrana płyta "Kora&Püdelsi" oraz materiał archiwalny zespołu Düpą, który też nie został wydany i jest bezcenny i unikalny nawet w dzisiejszych czasach. Czysty alternativ, kreacja i hapeningowe koncerty. Po samobójczej śmierci Piotra Marka, Düpą przestało istnieć w 1985 roku. Tak powstali Püdelsi, jako kontynuacja zespołu Düpą i koncepcji muzycznej tej legendarnej formacji. Inną ciekawostką jest płyta, która się nigdy nie ukazała. To płyta "PopArte" z Maciejem Miecznikowskim na wokalu. Moje ulubione to oczywiście "Psychopop", który doczekał pięknego winylowego wydania, "Wolność Słowa" oraz ostatnia nasza nowa płyta wydana w toruńskim HRPP RECORDS – "Über Alles".

W zespole panuje demokracja?

Tak, do każdej płyty robimy najpierw demo, a potem następuje kreacja (śmiech).

Twoja muzyczna historia jest także przeplatana wątkiem tragicznym. Oczywiście mam tutaj na myśli Piotra Marka, z którym współpracowałeś, aż do tamtego feralnego dnia, w ramach zespołu Düpą. Jak duży wpływ miał na Ciebie Piotr? Decyzja o zaprzestaniu działalności Düpą była także, jak rozumiem, oddaniem hołdu twojemu przyjacielowi? Podobnie jak debiutancki album P ü delsów, zawierający teksty Piotra Marka…

Wcześniej opowiedziałem o Düpą. To były czasy, gdzie cenzura nie akceptowała naszej nazwy i zakazywała tekstów. Dzisiaj wydaje sie to niemożliwe, choć to cienka linia. Graliśmy więc zamknięte koncerty, a i tak sala pękała w szwach. Piotr Marek powiesił się 5 sierpnia 1985 roku na strychu. Odszedł na zawsze, z własnej woli. Pozostawił w wielkim szoku i smutku wszystkich, którzy go kochali, porzucił największą pasję – muzykę. Düpą przestało istnieć w dniu tragicznej śmierci Piotra Marka. Tak postanowiłem i nigdy nie reaktywowałem nazwy, choć jako Püdelsi gramy program zatytułowany "Püdelsi Grają Düpą". Ja i Franz pamiętamy te czasy. Utwór z płyty "Über Alles" zatutyłowany "5885" – to punkowa pieśń pożegnalna z zakodowaną datą śmierci Piotra. Poszukajcie w internecie, zobaczycie kim był i co sobą reprezentował. "5885" zawiera fragment Jego tekstu. Sami oceńcie. Nawet "ü", z umlautem nad Püdelsowskim "u" – to swoisty łącznik duchowej kontynuacji Düpą. Kiedy postawiliśmy ü, cenzura się od nas odwaliła, a w radiu prezenterzy mówili Dipą, co mnie zawsze rozśmieszało. Tekst "5885" jest poświęcony wszystkim naszym kolegom, których znaliśmy, i którzy odeszli.

Piotr Marek odcisnął piętno na mojej muzycznej działalności. Gdyby żył, odnalazłby się na pewno w naszych numerach. Zawsze myślę, co by powiedział na muzę i tekst, który mi chodzi po głowie. Wiem, jaką drogą idę i nie zdradzam ideałów. To dla mnie najważniejsze.To dla mnie über alles.

Cofnijmy się na chwilę w czasie. Jak z twojego punktu widzenia zmienił się zespół Püdelsi przez te 32 lata?

Przede wszystkim zespół nie grał nigdy tak dobrze, jak teraz! Na przestrzeni lat zmieniały się osoby i zespół się zmieniał. W czasie tych 32 lat przewinęło się wielu znakomitych muzyków i znaczących postaci, m.in. wokaliści, którzy z nami pracowali: Kora, Maleńczuk, Miecznikowski, Goldberg, Trębacz, Dawid Rocckaa, dziś Piotr Foreman. Muzyków długo by wymieniać, a gości bardzo wielu. Całe swoje życie poświęciłem Püdelsom, bo z tym zespołem się identyfikuję i wszystko, co robię, robię z myślą o nim. Ja założyłem Püdelsów, a z Franzem Dreadhunterem gramy najdłużej. Zagraliśmy setki koncertów w całej Polsce i za granicą. Ze wszystkimi składami grało mi sie dobrze, ale najlepiej czuję sie w obecnym składzie zespołu. No i wspaniale wspominam czasy "Psychopopu" i współpracy z Maćkiem Maleńczukiem, naszą spółkę tekstową pod pseudo "Sylvester Stalin & John Lenin".

Co chciałbyś przekazać na zakończenie wywiadu swoim licznym fanom?

Sam wychowałem się na polskiej muzie; Niemen, Breakout, Czerwone Gitary, Skaldowie, Demarczyk, Szczepanik, Dżamble i świetny jazz. Wychowałem się na Trójce, z której na ZK145 nagrywałem gorące kąski. Doceniam młodych ludzi, którzy mają coś do powiedzenia w rodzimym języku, i nie tylko. Nie są skażeni, chcą przekazać swój wibro, teksty i muzykę oraz młody spontan swojej publice. Tak rozwija się rockandroll, bo to jest sposób na życie. Nie lubię coverowych zespołów – coverami zasłaniają się ci, którzy nic nie mają do powiedzenia. Żerują na sentymentach do znanych utworów. Moje przesłanie to: komponujcie swoje utwory, piszcie teksty i róbcie to, co Wam w duszy gra! Do zobaczenia na koncertach!

korekta: Mateusz M. Godoń

Komentarze: