Glaca: "W obecnych, dość ponurych czasach w Polsce jest duża potrzeba przekazywania nadziei"

Glaca: "W obecnych, dość ponurych czasach w Polsce jest duża potrzeba przekazywania nadziei"

Zapraszamy do lektury naszego wywiadu z Glacą!

Rozmowa odbyła się tuż przed premierą płyty "Zang". O tym krążku, planach koncertowych i latach spędzonych na scenie rozmawiał Sebastian Griszek.

Całkiem niedawno rozmawiałem z Tomaszem Lipnickim z Illusion. Lipa opowiadał, że w jego przypadku rozpoczynanie każdego nowego projektu (czyli Illuson, Lipali) to było rozpoczynanie wszystkiego od zera, od początku. Ty podobnie tworzyłeś klika projektów, chociażby My Riot  – a  teraz rozpocząłeś solowy etap kariery. Jak to jest w Twoim przypadku?

Z zewnątrz każdy inaczej widzi takie rzeczy. Znamy się z Lipą, obserwuję jego muzyczne poczynania i trudno powiedzieć, że to są takie powroty zupełnie od zera. Ale rzeczywiście, gdy tworzył Lipali, to zaczynał od grania w bardzo małych klubach i jest nastawiony na granie live. Ja z kolei nie jestem aż tak nastawiony na granie koncertów, więc trudno powiedzieć, żebym zaczynał od małych klubów i grania dla powiedzmy 50-ciu osób. Zazwyczaj moje projekty były rozbudowane o wizualizacje, były obszerne składy, więc koszty też nie były małe – a to musi się wszystko finansowo zgadzać. Dlatego w moim przypadku ruszam z koncertami wtedy, gdy mam świadomość, że jest zapotrzebowanie ludzi na to, co robię w wersji live. I to jest jedna strona. Natomiast jeżeli chodzi o rozpoczynanie od nowa w takim sensie muzycznym, to rzeczywiście tak to jest. Za każdym razem jest to duża niewiadoma, jest to eksperyment i za każdym razem łączenie rzeczy w nowy sposób, struktury i brzmienia są inne. W tej chwili na przykład nowością jest to, że podjąłem odważną decyzję o zmiksowaniu materiału samemu, będąc świadom, że znajdą się ludzie, dla których to będzie, powiedziałbym, miękkie podbrzusze żółwia. W przypadku solowego materiału są dwa punkty wrażliwe. Nie ma zespołu dookoła, który jest swoistym backupem, rozłożeniem odpowiedzialności na wszystkich członków zespołu. I przychodzi właśnie ten moment, że trzeba powiedzieć, że zrobiłem to jako Glaca. I w dodatku aby dodać prawdziwości temu projektowi, zdecydowałem się zmiksować samemu mój solowy materiał. Są to takie decyzje, które sprawiają, że jest w tym duże nowatorstwo i trochę ryzyka. Ale nie można powiedzieć, że jest to zaczynanie zupełnie od zera, ponieważ przy obecności mojej na scenie od roku '91, a wydawniczo od '95, byłoby nieuczciwe w stosunku do tych, którzy rzeczywiście zaczynają swoja karierę, mówić, że zaczynam od zera. Wiem, co to znaczy zaczynać od zera. Sam byłem na początku drogi. Było to w erze niecyfrowej, bez mediów społecznościowych. Było to brutalne live i przebijanie się przez tradycyjne media czy nawet brak tych mediów, więc znam tą drogę. Szanuję osoby, które nie idą na skróty, nie przez jakieś talent show tylko twardo zapierdalają swój stuff licząc, że za którymś razem obróci się los i ludzie, fani ich wyniosą. Ja mam tych ludzi. Jedni się trochę odwrócili ode mnie, zawiedzeni moim rozwojem nie w tym kierunku, w którym by chcieli. Akceptuję jednak, to że ludzie słuchają tylko pierwszych trzech płyt Sweet Noise i mówią, że dalej to nie ich bajka. Akceptuję również to, że niektórzy mówią, że nie słuchają pierwszych płyt Sweet Noise. Mam dużo pokory i nie każdy musi lubić wszystko co zrobiłem. Ale jestem bardzo szczęśliwy, że zrobiłem różne rzeczy i że można mnie lubić za pewne okresy twórczości.

Czyli możemy mówić o takich charakterystycznych okresach w twórczości?

Dokładnie tak. Charakterystyczne okresy w których się przebijasz do danej grupy ludzi, którzy kochają Ciebie za dany okres. Jasne, że super jest jak ktoś mówi:
– Glaca, od początku do końca lubię Ciebie, szanuję, słucham.
Są takie osoby. Zauważyłem, że są to osoby, dla których wspólnym mianownikiem w mojej twórczości są teksty. I to są osoby, którym nie przeszkadza żadne moje wcielenie muzyczne, którzy akceptują mnie od duetu z Górniak po duet z Nergalem. Co jest bardzo trudne przecież. Jeżeli ktoś łączy jako słuchacz takie przestrzenie muzyczne to wymaga to mega inteligencji i dystansu.

Wymaga też zrozumienia dla sztuki?

I dla osoby. Jestem taką osobą, że słuchaczowi łatwo jest mnie poznać. Jasne, że nie do końca, jeżeli chodzi o moje życie prywatne ale chociażby przez live'y, które ostatnio uskuteczniam na Facebooku, ludzie mogą wczuć się w moją psychikę i zrozumieć, co powoduje tą moją zmienność stylistyczną. I wtedy, kiedy mnie zrozumiesz, zrozumiesz też to, że jestem taką osobą, która lubi eksperymentować.

Twoja muzyka cały czas ewoluuje. Od ostrzejszego grania po dźwięki elektroniczne. Czy można powiedzieć, że cały czas poszukujesz brzmienia?

To nie jest tak do końca, że poszukuję.

Czy ta muzyka w Tobie ewoluuje właśnie w tym kierunku?

Raczej jest właśnie tak, że to ewoluuje we mnie. Słucham różnej muzyki i różna muzyka na mnie działa. Czasem zaczynam siebie widzieć w różnym kontekście muzycznym, potem muszę zrobić sobie ten kontekst muzyczny czy właściwie dotrzeć do ludzi, którzy pomogą zrobić mi dane beaty. Aby pomogli mi urzeczywistnić to co mam w głowie i odkryć coś nowego.

Wcześniej wspomniałeś już o tym, że prowadzisz live'y na Facebooku, podczas których odpowiadasz na pytania fanów. Przyznam, że nie spotkałem się wcześniej z taką formą promocji  –  a przynajmniej nie z takim zaangażowaniem, z jakim Ty to robisz. Czy uważasz, że to jest przyszłość marketingu?

Nie wiem. To jest tak naprawdę jedyna moje wyjście, ponieważ nie jestem pupilkiem mediów. Nie chcę narzekać, ale nie jestem ulubieńcem polskiej branży muzycznej. Zobacz chociażby, jak media zareagowały na mój numer z Justinem (Justin Chancellor, basista zespołu Tool) – bo według mnie, chłodno. Myślę sobie: "a gdyby tak na moim miejscu był na przykład Litza, to jaka była by reakcja mediów"? Niczym złym nie jest kreowanie przez media muzyczne fajnych sytuacji i rolą dziennikarzy muzycznych jest właśnie robienie tego. W moim przypadku wziąłem to w swoje ręce, bo jeżeli spojrzysz na to z dystansu to przez media przekazywane są tylko suche informacje typu: Glaca zrobił coś z kimś, ale nie kreuje się dookoła mnie atmosfery, która by mi ułatwiała moją sytuację. Postanowiłem więc wykorzystać medium jakim jest internet, jakim jest Facebook czy Instagram i dotrzeć do ludzi bezpośrednio. Czerpię z tego też dużą przyjemność. Zawsze było tak, że dużo energii zwrotnej dostawałem od moich fanów. Jest też tak, że bardzo często przez te rozmowy z fanami wpadają mi do głowy ciekawe pomysły. Chociażby pomysł premiery specjalnie dla grupy facebookowej Glaca Zone.

Na Twojej płycie zatytułowanej „Zang”, która będzie miała premierę 6-go kwietnia, nie zabrakło gości. Wiadomo, że jest wspomniany już Justin, jest Peja, jest też Kora. Czy szykujesz jeszcze jakieś niespodzianki?

Jest jeszcze Ania Patrini z zespołu Skinny Patrini. Jest też Marta Podulka. Ale z tych osób, które sprawiły, że tętno fanów szybciej bije to jest właśnie obecność tej trójki artystów, czyli Justin, Peja i Kora. I każda piosenka z tymi gośćmi będzie miła swoje video.

Jak przekonałeś tych artystów, aby wzięli udział w twoim projekcie?

Z Justinem robimy pewne rzeczy już od dłuższego czasu. Chociażby M.T.void. Jego udział był na zasadzie propozycji. Z Peją współpraca trwa też dosyć długo. Jedyną osobą, którą musiałem przekonać do współpracy konkretnymi argumentami to była Kora. Musiałem ją przekonać, dlaczego uważam, że powinna zaśpiewać to od nowa, a nie na przykład wystarczy wysamplować jej głos z piosenki Maanamu. Po prostu opowiedziałem jej dlaczego chciałbym, żeby na nowo to zinterpretowała. Uważam, że w obecnych, dość ponurych czasach, patrząc choćby na sytuację polityczno-gospodarczą w Polsce, jest duża potrzeba przekazywania nadziei. I tak naprawdę inspiracja, która płynie z jakiegokolwiek źródła, jest na wagę złota. Jeżeli tą inspiracją mają być słowa ”Czekam na wiatr, co rozgoni ciemne, skłębione zasłony”, i jeżeli będzie mogło to trafić do nowej publiczności, to wtedy będzie wspaniale. Moim argumentem dla Kory było to, że chcę to podać w wybuchowej wersji, w sensie mocnej interpretacji, nie popowej a właśnie rockowej, takiej jaką czuję. Myślę, że właśnie tym wygrałem jej uwagę i zdobyłem serce.

Może wróćmy teraz do początków twojej przygody z muzyką. Pamiętasz jak to się wszystko zaczęło? Jak to się stało, że postanowiłeś zostać muzykiem?

Postanowiłem zostać, muzykiem mając chyba 11 lat, gdy usłyszałem „Back In Black” AC/DC. Chciałem zostać gitarzystą. Jedni jako dzieci lubią jeździć na rowerze, pływać czy bawić się na dworze, podczas gdy ja najbardziej lubiłem słuchać AC/DC. „Back In Black” leciało nie raz dziennie, tylko sześć, siedem razy każdego dnia. Cały album, kaseta, Kasprzak, to była moja pasja. Gdy ktoś wyłączył kasetę ja potrafiłem dalej nucić solówkę bo dokładnie wiedziałem wszystko na temat tego albumu. W 90-tych latach jak przyjechałem do Polski z Sudanu różne koleje życia, dość ciężkie i mocno punkowo – rock'n'rollowe sprawiły, że powstał pierwszy skład Sweet Noise z Balbiną na bębnach. Rzeczy nabrały rozpędu, gdy spotkałem Magica i gdzieś go tam wyłuskałem, nie w sieci, nie w internecie, nie na Instagramie tylko w garażu. Stał przede mną i grał na gitarze. W tej chwili fajnie jest nawiązywać różne kolaboracje przez internet, ale ta magia wyłuskania muzyka w garażu jest niezastąpiona.

Piszesz niebanalne, głębokie, intymne teksty. Skąd czerpiesz inspiracje?

Tak naprawdę z przeżyć, z życia. Ale taką główną inspiracją jest próba uchwycenia w słowa uczuć i emocji. Gdy czuję, że mam do wyjawienia jakąś intymność swoich przemyśleń, swoich przeżyć i czuję, że to jest mocno na ostrzu to muszę to obudować tekstem... Bo to jest tak, że słowa to są tylko słowa ale poruszają emocje, myśli i są wyzwalaczem, natomiast to sedno znaczenia jest pomiędzy słowami. Nazywam to przetarciem świadomości, które według mnie udaje mi się uchwycić w paru punktach tekstu i to są właśnie te najważniejsze źródła tej energii. Być może komuś może się wydawać, gdy słyszy całą strukturę tekstową utworu, że gdzieś już to słyszał. Ale tam, gdzie to było nie było tych punków, które są w tym konkretnym moim numerze. A moją rolą jako Artysty jest zaszczepienie idei i krótkich konceptów, które są w danym fragmencie. Wiesz, ludzie napisali piosenki już o wszystkim, więc nie da się nic nowego już wymyślić i zaskoczyć kogoś. Nowatorstwem dla mnie jest uchwycenie tych paru punktów i uznaję tekst za dobry, jeżeli zawiera przynajmniej jeden taki wers. I jeżeli przykładowo w utworze „Człowiek” cały refren jest taki, i jeżeli miałbym powiedzieć, co z moich zwrotek jest przykładem takiego przetarcia świadomości i tym moim najważniejszym punktem, to wybrałbym fragment: „Chce wierzyć, że razem jesteśmy silniejsi, ta jedna myśl i idea zwycięży”. Dla mnie cała reszta tekstu też jest ważna, bo buduje całą opowieść, ale to właśnie ten fragment jest clue przekazu. Idea z tego płynąca jest po prostu ”RAZEM”. Obojętnie jacy jesteśmy, obojętnie w co wierzymy, jaki mamy kolor skóry czy jakiego Boga wyznajemy, jeżeli razem staniemy przeciwko złu – to ta idea zwycięży. Zawsze taką filozofię praktykowałem, przynajmniej od czasu „Godności”. Od tego numeru w pełni to poczułem. „Godność moją ceń” – i nawet, jeżeli ktoś nie znał całego tekstu, a tak było najczęściej, to przebijało się ludziom właśnie to „Godność moją ceń”.

Podczas jednego z twoich koncertów opowiadałeś, że płyta „Zang” powstawała przez 5 lat. Opowiadałeś też, że materiał na płycie jest zróżnicowany pod względem gatunkowym, jak i muzycznym. Czy zróżnicowanie to wynika z tego okresu tworzenia płyty?

Ta różnorodność bierze się też stąd, że współpracowałem z rożnymi osobami. Nie tworzę muzyki sam, podpisuję ten album solo, ale beaty docierały do mnie z różnych stron. Z Magikiem napisałem rzeczy, które były bardziej Sweet Noisowe. Gdy mnie coś zafascynowało muzycznie to nawet nie zwracałem uwagę na stylistykę i nawet gdyby to było dobrej klasy disco to pewnie bym dograł do tego wokal a potem bym się zastanawiał z czym to połączyć i to był właśnie ten klucz. Gdy mnie jakieś dźwięki pianina zainspirowały to próbowałem coś z tym zrobić, gdy dawałem radę to pracowałem nad tym, gdy z jakiegoś powodu mi nie wychodziło to odpuszczałem. Chciałem też zrobić jakieś klimaty reggae. Dostałem parę beatów w stylu reggae ale nie wyszło. Po prostu zupełnie tego nie czułem. Pomimo, że lubię reggae, przykładowo Damiana Marleya i jego reggowe manifesty i pomimo, że czułem, że mogę to zrobić to zupełnie mi to nie leżało. Miałem też koncept utworu oparty na poezji, który będzie miął piękny, wręcz subtelny podkład i taki numer jest na płycie. To wszytko zależało od tego, gdzie poczułem, że jest ta prawdziwość.

Już niebawem premiera twojej płyty. Czy są jakieś plany na trasę koncertową?

Jeszcze nie ma takich planów. Chcę zrobić jeszcze jeden clip i jak zamknę ten temat to zacznę myśleć nad trasą. Wrócę na sale prób i wejdę w etap przygotowywania się do grania. Ale zależy to na pewno od odbioru albumu. Jeśli będzie takie zapotrzebowanie, to ja nie uciekam i gram.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

*

korekta: Mateusz M. Godoń

Komentarze: