Stanisława Celińska: "Muzyka w moim życiu była pierwsza, a jak wiadomo jest uznawana za najwyższą ze wszystkich sztuk"

Stanisława Celińska: "Muzyka w moim życiu była pierwsza, a jak wiadomo jest uznawana za najwyższą ze wszystkich sztuk"

Zapraszamy na nasz wywiad z wielką postacią rodzimej sceny filmowej, teatralnej i muzycznej – Stanisławą Celińską!

Rozmowę przeprowadziliśmy tuż przed premierą jej nowego albumu "Malinowa...".

Zaczynając naszą rozmowę, chciałbym zapytać Panią o drogę, jaką Pani przebyła od sceny teatralnej, bądź planu filmowego do sceny koncertowej, muzycznej. Z punktu widzenia słuchacza wydaje mi się, że w świecie aktorskim, aktor wczuwa się w jakąś postać, zakłada maskę, natomiast w świecie muzycznym na scenie nie można się już skryć za maską. Jak odległe, jeżeli w ogóle, są to światy? Czym świat teatralny, filmowy różni się od świata muzycznego?

W związku z moim aktorskim zawodem wkładałam wiele masek, może nadszedł czas, żeby po prostu być sobą. Świat muzyki nie jest zbyt odległy od sceny teatralnej, ale wymaga odrębnych zdolności: muzykalności, poczucia rytmu, a przede wszystkim miłości do dźwięków.

Trochę w nawiązaniu do poprzedniego pytania: czy aktorstwo, a zwłaszcza role teatralne, obycie ze sceną teatralną, pomaga Pani na scenie muzycznej?

W dużym stopniu tak. Ale bardzo często scenę z widownią dzieli tak zwana czwarta ściana. Widz wtedy podgląda to, co dzieje się na scenie. Na moich koncertach jest wzajemne przenikanie, wymiana energii między ludźmi na widowni, a mną. Czasem proszę żeby zapalić światło na widowni, chcę zobaczyć ludzi, a wtedy czwarta ściana znika.

Co daje Pani muzyka, a czego nie mogło dać, albo nie dało aktorstwo? Czy można powiedzieć, że te dwie sztuki się w jakimś sensie uzupełniają w Pani życiu?

Muzyka w moim życiu była pierwsza, a jak wiadomo jest uznawana za najwyższą ze wszystkich sztuk. A dlaczego? Ponieważ najbardziej porusza wyobraźnię. Słuchając muzyki zamykamy oczy i tworzymy swój świat obrazów. Z kolei słowa podparte muzyką mogą znaczyć więcej i działać silniej na słuchacza niż samo słowo. Dlatego połączenie słowa z muzyką jest mi najbliższe.

Gdyby tak od strony technicznej podzielić muzykę na poszczególne etapy, to w skrócie dałoby się wyróżnić: proces tworzenia, nagrywanie, sama produkcja i oczywiście koncerty, kontakt z publicznością czyli konfrontacja swojej twórczości bezpośrednio z odbiorcą. Który z tych etapów uważa Pani za najbardziej fascynujący?

Wszystkie są niezwykłe, niemniej jednak zawsze zwycięży spotkanie człowieka z człowiekiem.

W pewnym wywiadzie przyznała Pani, że najbardziej chciałaby Pani zaznać spokoju. Czy muzyka, pisanie, a może śpiewania daje Pani ten upragniony spokój?

Teksty, które napisałam do płyty "Malinowa..." mają dać ludziom nadzieję, odpowiedzieć na ważne pytania i ich uspokoić. Pisząc je, uspokajam również siebie.

Chciałbym zapytać o teksty, które Pani pisze. Czy inspiracją w tworzeniu są Pani bogate doświadczenia życiowe, jak choćby choroba alkoholowa, o której Pani otwarcie mówi, czy wiara w Boga? Czy poprzez teksty chce Pani się podzielić ze słuchaczami tymi doświadczeniami?

Jakiś czas temu ukazał się wywiad ze mną w formie książki pod tytułem "Niejedno przeszłam". Tak było rzeczywiście, myślę, że wielu ludzi ma na koncie dużo trudnych przejść, ale nie każdy chce się nimi podzielić. Ja chcę.

Już 25 maja będzie miała premierę Pani kolejna studyjna płyta zatytułowana "Malinowa...". Na płycie gościnnie będzie można usłyszeć m. in. Piotra Fronczewskiego. Czy może Pani opowiedzieć jak doszło do tej współpracy?

Piotrusia znam wiele lat, był rok wyżej ode mnie w Szkole Teatralnej i zawsze zachwycałam się jego talentem. Kiedyś spotkaliśmy się w muzycznym spektaklu Helikon, gdzie śpiewaliśmy liryczny duet. Pomyślałam, że w tej rozmowie dwojga oddalonych od siebie ludzi jego głos zabrzmi najpiękniej. Piotr wyraził zgodę i dzięki niemu na płycie pojawił się piękny kolor.

Skąd pomysł na jakże smakowity tytuł płyty?

To jest część tytułu piosenki "Malinowa herbatka". Podobnie było z "Atramentową..." – tytułem wziętym z "Atramentowej rumby". Nie ukrywam, że chciałam, żeby ta płyta była, w odróżnieniu od „nocnej” "Atramentowej...", „dzienna” i słodka.

Premiera "Malinowej..." zbliża się wielkimi krokami. Czy są już plany na trasę koncertową?

Tak, mamy już kilka zaproszeń. Mam nadzieję, że będzie ich więcej i nastąpią liczne spotkania człowieka z człowiekiem.

Dziękuję za rozmowę!

***

Rozmawiał: Sebastian Griszek

Korekta: Mateusz M. Godoń

Komentarze: