Robert Janson (Varius Manx): "Myślę, że pierwsze sukcesy, które stanowiły uwieńczenie lat walki, trudu i potu, były najbardziej wzruszające"

Robert Janson (Varius Manx): "Myślę, że pierwsze sukcesy, które stanowiły uwieńczenie lat walki, trudu i potu, były najbardziej wzruszające"

Zapraszamy do lektury naszego wywiadu z muzykami formacji Varius Manx: założycielem grupy, Robertem Jansonem, oraz wokalistką Kasią Stankiewicz, która niedawno powróciła do zespołu po 15 latach przerwy.

Rozmowę przeprowadził Sebastian Griszek.


Już wkrótce Varius Manx świętować będzie 30-lecie swej działalności. W związku z tą niebanalną rocznicą chciałbym, abyśmy cofnęli się do początków istnienia grupy. Varius Manx zaczynał od muzyki instrumentalnej. Na następnej płycie pojawił się głos męski Roberta Amiriana. Później nastała już era wokali kobiecych, które stały się firmowym znakiem zespołu. Panie Robercie, co wpłynęło na to, że zespół zdecydował się postawić na kobiecy głos?

Robert: Mnie jako twórcy zawsze najbliższa sercu była i jest muzyka instrumentalna , stad nasz pierwszy album miał właśnie taki charakter. Z kolei na płycie „The New Shape” to ja byłem wokalistą – Robert zaś zaśpiewał tak naprawdę tylko jedną piosenkę. Jeśli zaś chodzi o wokal kobiecy, to mówi się, że życiem rządzi przypadek i tak też było w tej sytuacji. Do Varius Manx dołączyła Anita Lipnicka. Nikt tego nie wcześniej nie planował. Po prostu tak się to ułożyło i wyszło tak dobrze, że potem zostaliśmy już przy kobiecych wokalach.

A który z tych okresów z działalności zespołu wspomina Pan najlepiej z perspektywy czasu?

Robert: Myślę, że pierwsze sukcesy, które stanowiły uwieńczenie lat walki, trudu i potu, były najbardziej wzruszające. Ale tak naprawdę jest wiele pięknych momentów, które zachowałem we wspomnieniach i to przez cały czas działalności zespołu.

Pani po odejściu z Varius Manx rozpoczęła karierę solową. Jak teraz, gdy niejako rozpoczyna Pani nowy rozdział w swojej muzycznej karierze, postrzega swój solowy okres?

Kasia: To dla mnie kluczowa działalność. Jest to terytorium, na którym mogę dać kompletny upust moim twórczym zapędom, całkowicie uwolnić wszystkie galopujące we mnie konie i nie oglądając się na nic, robić co mi się rzewnie podoba. Dlatego nigdy z tego nie zrezygnuję. Moich płyt nie da się zaszufladkować, różnią się od siebie, jednak nadal są spójne, gdyż to ja nadaje im tę spójność. Będąc autentycznym możesz wchodzić na różne terytoria sztuki, nawet od siebie odległe a i tak, możesz poruszać emocjami. Moja solowa droga nauczyła mnie pracy i wyzbyła kompleksów.

Nieczęsto się zdarza, aby po blisko dwudziestu latach muzycznej rozłąki ścieżki muzyków się ponownie połączyły. Pani Kasiu – niedawno ponownie dołączyła Pani do grupy, z którą rozpoczynała swoją karierę muzyczną. Czy trudno było się zdecydować na ten powrót? Jak w ogóle do tego doszło?

Kasia: Rok 2015 był takim rokiem, kiedy w moim życiu zaczęły pojawiać się różne propozycje, z punktu widzenia niszy, w której wówczas działałam, można powiedzieć, że dziwne.  Ale skoro zaczęły się pojawiać, uznałam, że trzeba sprawdzić, co się za tym kryje. Dlatego odpowiedziałam na zaproszenie Variusów.  Mimo że na początku podchodziłam do tego nieufnie, emocje, wspomnienia i jakiś pozytywny flow między nami podczas rozmów spowodowały, iż zaczęłam ciepło o tym myśleć. Nie było nic do stracenia – w końcu propozycja dotyczyła świętowania 25-lecia zespołu z ilością zaledwie ośmiu koncertów. Ale to nasze połączenie okazało się kolosalne, jak 20 lat temu.

Panie Robercie, a jak wygląda powrót Kasi z Pana perspektywy? Czy trudno było zgrać się ponownie? A może zaiskrzyło od pierwszego spotkania?

Robert: Ja się czuję bardzo dobrze w Kasi towarzystwie. Dajemy sobie przestrzeń i tolerancję do bycia sobą, a nasze gusta muzyczne są bardzo podobne, więc z Kasia rozumiemy się świetnie. Nasze ponowne spotkanie po latach było wzruszające i emocjonalne.

Przejdźmy teraz może do najnowszej płyty zespołu, zatytułowanej "ENT". Czy możecie wyjaśnić naszym czytelnikom znaczenie tego tytułu?

Robert: Entowie to rasa drzewopodobnych istot, która została stworzona przez J.R.R. Tolkiena w mitologii Śródziemia. Entowie mieli chronić lasy przed zniszczeniami powodowanymi przez ludzi i krasnoludów.  Jestem fanem „Władcy Pierścieni”, więc uznałem, że w ten sposób będzie mogę oddać hołd tej wspaniałej książkowo-filmowej sadze. Zresztą, ten tytuł był bardzo inspirujący także dla innych – z Kasią i naszymi stylistami na czele! Można powiedzieć, że dzięki tym baśniowym istotom udało się stworzyć bardzo spójne dzieło.

To już dziewiąta płyta z trzyliterowym tytułem zaczynającym się na literę E. Skąd wziął się pomysł na taką serię?

Robert: Wszystko zaczęło się od „MU”, trzeciej płyty Varius Manx, a pierwszej z wokalistką. Nazwałem  ją „Emu”,  bo struś chowa głowę w piasek... a wtedy nikt nie chciał wydać tej płyty. Można rzec, że wszyscy ówcześni wydawcy chowali głowę w piasek i stąd tytuł „Emu”, zadedykowany tym ludziom. W końcu Marek Kościkiewicz w nas uwierzył (za co jesteśmy wdzięczni po dzisiejszy dzień ) i nas wydał. Tytuły dalej wymyślałem na E i 3 litery, ponieważ chciałem podkreślić w ten sposób etap z kobiecym wokalem. I tak wymyślam po dzisiejszy dzień.

Pani Kasiu, który z utworów na płycie jest Pani ulubionym i dlaczego?

Kasia: Ogólnie bardzo lubię tę płytę. Ponieważ album to żywy organizm, piosenki zmieniają często swą wartość w moich oczach, ulubione utwory też ulegają zmianie. Dziś to „Dla małych dziewczynek i małych chłopców" oraz „Ballada". Pierwszy razi treścią, do tego zespołowi udało się zagrać go w sposób, który podkreśla baśniowość i podbija efekt opowieści. Drugiego melodię kocham od pierwszego usłyszenia. Treść także jest wyjątkowa dla mnie, na czele ze sformułowaniem „przywódca much", które przyszło do mnie gdy pierwszy raz, po długiej przerwie, włączyłam radio i zrozumiałam, że na zewnątrz jest źle.

Na jesień tego roku zaplanowana jest trasa promująca to wydawnictwo. Wiem, że będą to wyjątkowe występy – można chyba powiedzieć, że wręcz spektakle. Czy możecie opowiedzieć coś więcej o tym?

Kasia: Trasa będzie wyjątkowa z wielu powodów. Po pierwsze, nie ma pewności czy kiedykolwiek jeszcze takie koncerty zagramy. Po drugie, zabieramy ze sobą kwartet smyczkowy, który pięknie zabrzmi w aranżacjach Darka Łapickiego. Ponadto do płyty powstały ilustracje narysowane do piosenek przez Julię Konieczną, ilustratorkę książek. Te ilustracje będą wprowadzone w ruch podczas koncertu na ogromnych ekranach. Będzie to piękna i bajkowa przygoda, która, jestem przekonana, zabierze nas wszystkich na chwilę do innego świata.

Nie mam wątpliwości, że „ENT” nie będzie to ostatnią płytą zespołu! Czy zespół ma już plany na dalszą przyszłość?

Kasia: Nie mam pojęcia, nie planuję, nie oczekuję, bo w tej pracy nie da się zaplanować sukcesu.  Po prostu, z jakichś tajemniczych powodów ten sukces jest dany lub nie. Obserwuję sytuacje, póki co rozwija się doskonale i tym się cieszę teraz. Szanuję to i dziękuję każdego dnia, że mam dla kogo śpiewać, bo ubóstwiam tę pracę.

Robert: Życie pokaże! Co ma być, to będzie… :-)


korekta: Mateusz M. Godoń

Komentarze: