Maciej Obara: "Jazz jest jednym z tych nielicznych aspektów, gdzie Polska może pokazać artystów, ich zamysł i oryginalne brzmienie"

Maciej Obara: "Jazz jest jednym z tych nielicznych aspektów, gdzie Polska może pokazać artystów, ich zamysł i oryginalne brzmienie"

Zwycięzcy BMW Jazz Awards 2019 w Monachium, Maciej Obara Quartet, nagrali znakomity album „Three Crowns”, którego wydawcą jest prestiżowa niemiecka wytwórnia ECM Records. Zapraszamy do naszego wywiadu z liderem formacji, Maciejem Obarą!

Rozmowę w imieniu wyspa.fm przeprowadził Sebastian Griszek.

Sebastian Griszek: Nagrywa Pan płyty dla jednej z najbardziej prestiżowych wytwórni na świecie – ECM Records. Jaki jest Pana przepis na sukces?

Maciej Obara: Wydaje mi się, że przepisem na jakikolwiek sukces jest konsekwencja, wyobraźnia, wiara i wsparcie bliskich ludzi, którzy towarzyszą temu całemu procesowi twórczemu, ale też przede wszystkim umiejętność dobierania odpowiednich ludzi. Ważne jest, aby trafić na właściwych muzyków, którzy przecież bardzo często są też silnymi osobowościami. W moim przypadku koledzy z zespołu doskonale wspierają mnie w tym, co robię. Poza tym oczywiście są wybitnymi muzykami i wspaniałymi artystami. To są świetni ludzie, którzy nie raz potrafili odnaleźć się w podobnej sytuacji do tej, w której jestem, i są wyjątkowym supportem. Dzięki temu to wszystko tak dobrze funkcjonuje, ale oczywiście jest to wypadkowa wielu czynników. Jestem obserwatorem wielu znakomitych artystów, takich jak chociażby Tomasz Stańko, którego już nie ma. Podziwiam jego zapał i determinację. Trzeba mieć umiejętność przyglądania się innym, obserwacji i wyciągania wniosków.

SG: Jest Pan trzecim Polakiem właśnie po Tomaszu Stańce i Marcinie Wasilewskim, który nagrywa dla tej wytwórni. Jakie to uczucie być w czołówce światowego jazzu?

MO: Piękną sprawą jest możliwość kontynuowania tego, co zaczął Tomasz. Stańko był pierwszym polskim artystą, który był w wytwórni od samego początku jej istnienia. To on wypromował Marcina, który w sposób naturalny została artystą ECMu wraz ze swoim zespołem. Moja droga do ECMu była zupełnie inna i nie można tego porównywać. Wielką sprawą jest bycie częścią tego dziedzictwa kulturowego, tego co zostało zapisane w tej wytwórni jako historia muzyki. To, jacy muzycy tam nagrywali i jacy nagrywają obecnie, jest naprawdę niesamowite. Bycie pomiędzy nimi jest dla mnie wielkim zaszczytem. Nie rozpatruję tego w takim znaczeniu, że to jest jakiś top artystów jazzowych. To jest po prostu wielka frajda być w tej rodzinie, w tej grupie muzyków, którzy zyskali uznanie i zostali uszanowani przez międzynarodowe środowisko jazzowe.

SG: Czy można powiedzieć, że jest Pan ambasadorem polskiej kultury na świecie?

MO: Nie wiem, czy tak można powiedzieć. Mam nadzieję, że tak, ale bardziej chciałbym tą kwestię pozostawić krytykom bądź publiczności, która przychodzi na moje koncerty. Jeżeli tak jest, to jest mi bardzo miło, że ktoś w takim kontekście mnie postrzega. Rzeczywiście wraz z moim zespołem dużo podróżuję po świecie, prezentuję moją muzykę i cały czas postrzegani jesteśmy jako polski bądź polsko-norweski zespół i siłą rzeczy na pewno tworzę jakiś wizerunek. Jestem jakimś punktem stycznym kojarzenia naszego kraju z moją muzyką i na pewno jest spora grupa ludzi w międzynarodowej branży, która rozpoznaje mnie i dzięki temu mam możliwość dotrzeć do szerszej publiczności. Jest to konsekwentna praca. Rzeczywiście ostatni okres uważam za bardzo szczególny, ponieważ stałem się artysta międzynarodowym. Z tego punktu widzenia można chyba wnioskować, że jestem jakimś ważnym ogniwem łączącym polską kulturę ze światem.

SG: Co takiego jest w polskiej muzyce jazzowej, że potrafi ona wypłynąć na szerokie, międzynarodowe wody, podczas gdy muzyka popularna już nie koniecznie? Jak Pan myśli?

MO: Bardzo chętnie odpowiem na to pytanie. Jeżeli by wziąć dla porównania poważne produkcje pop, myślę tu o rynku amerykańskim i pieniądzach, jakie się w to tam wkłada, to Polska w ogóle nie ma racji bytu w tym temacie. Pozostaje tylko wyższy level kultury. Bardzo się cieszę, że chociaż ta część naszej egzystencji kulturowej funkcjonuje międzynarodowo, ponieważ to jest jedyna rzecz, która jest inna. Duża część popu, który funkcjonuje na naszym rynku jest wtórna i ci, którzy to produkują mają spory problem, żeby być poza tym, czym się inspirują, a i tak to, co przychodzi z Zachodu, jest lepiej zrobione. Kultura wyższego lotu jest czymś dużo bardziej obiektywnym, czymś, co przykuwa uwagę ludzi mniej interesownych. Jest to rodzaj wiadomości społecznej, tworzeniem intelektu, kultury w dużo szerszym wymiarze, niż przeżucie jednego utworu, który będzie przez parę miesięcy przynosił pieniądze, a później zespół znika. Tworzenie muzyki jazzowej jest dużo dłuższą perspektywą, dużo dłuższy proces artystyczny, który jest obserwowany przez ludzi naprawdę interesujących się sztuką. Uważam, że to właśnie jazz jest jednym z tych nielicznych aspektów, gdzie Polska może pokazać artystów, ich zamysł i oryginalne brzmienie.

SG: 25 października tego roku ukazał się drugi album kwartetu zatytułowany "Three Crowns". Skąd pomysł na ten tytuł?

MO: „Three Crowns” jest to taki rodzaj odniesienia się do polskiej muzyki Południa. Sama melodia główna utworu tytułowego jest zbudowana na skali lidyjskiej. Prawdopodobnie dla przeciętnego człowieka to nic nie znaczy, ale jak słyszysz polską muzykę gór, to ona jest oparta głównie o tą skalę. I rzeczywiście ten temat jest zbudowany na tej skali z różnymi wtrąceniami harmonicznymi. Jest to odniesienie się do pejzażu i mojego zachwytu tym regionem, obrazkiem gór i w ogóle tego co możemy znaleźć na południu naszego kraju. To byłaby ta najbardziej oczywista odpowiedź na pytanie, skąd pomysł na tytuł. Ale okres tych ostatnich dwóch, trzech lat po nagraniu pierwszego albumu to był okres mojego ukierunkowania się na muzykę Góreckiego, analizowania jego partytur, słuchanie muzyki chóralnej, sakralnej czy kwartetów smyczkowych. Dzięki temu budowałem swój muzyczny język. Specjalnie kupiłem dobrze brzmiące pianino, które pomogło mi sformować nowe idee muzyczne, przelałem je na papier i stwierdziłem, że to jest w jakimś stopniu inspirowane naszą kulturą Południa. Może nie w takim dosłownym, uchwytnym odniesieniu, ale jednak zamysł był właśnie ten. Pomysł powstał bardzo naturalnie. Melodia kojarzy mi się właśnie z obrazkiem gór i mam nadzieje, że słuchacze też odnajdą w tym coś szczególnego.

SG: Wspomniał Pan o Góreckim. Na płycie, obok Pana kompozycji znajdują się też interpretacje utworów właśnie Henryka Mikołaja Góreckiego. Dlaczego Górecki?

MO: Stało się to bardzo naturalnie. Wiele lat spędziłem na Śląsku. Mam tam wielu przyjaciół, m.in. Mariana Oslislo, rektora ASP w Katowicach, który jest bardzo szczególnym człowiekiem i wybitnym artystą. To u niego w domu spędzałem dużo czasu, słuchając różnej muzyki. Puszczał mi między innymi właśnie Góreckiego. Miał bardzo dobry sprzęt audio, na który mnie jako studenta nie było wtedy stać. Przyjeżdżałem więc do niego po to, aby doświadczyć czegoś, co było nie osiągalne dla mnie w tamtych latach. W późniejszym okresie miałem okazję być zaproszony przez córkę Góreckiego na koncert. Zaprezentowała tam utwór „Pieśń o radości i rytmie”. To była jedna z kompozycji, której jeszcze wtedy nie znałem. Zdobyłem do tego utworu partytury i analizowałem je. Później słuchałem dzieła chóralne, kwartety smyczkowe. Naprawdę dość sporo tego przesłuchałem i w taki naturalny sposób stwierdziłem, że wykorzystam jeden z utworów Góreckiego. Utwór, który jest w takim stylu, że może otworzyć mój album. Bardzo lubię tą kompozycję i bardzo często gram ją na początku koncertów mojego kwartetu. Jest on dla mnie jakimś rodzajem wprowadzenia w atmosferę, prywatnym odniesieniem się do historii. Od czasu do czasu graliśmy więc go na koncertach i stało się to taką integralną częścią naszego zespołu. Stwierdziłem, że poproszę o zgodę spadkobierców Góreckiego, żeby móc zagrać ten utwór. Utwór, który otwiera nasz album.

SG: Poprzednią płytą "Unloved" podniósł Pan poprzeczkę bardzo wysoko. Czy wywierało to na Pan presję w procesie tworzenia nowego materiału?

MO: Wydaje mi się, że nie było presji. Była raczej chęć zmierzania w nową stronę. Po nagraniu albumu, po trasach koncertowych naturalnie zacząłem interesować się i słuchać innej muzyki. Więc próbowałem budować nowy język na instrumencie. Spędziłem dużo czasu oderwany od tego co dotychczas robiłem, jeżeli chodzi o materiał z pierwszego albumu. A motorem mojego działania był deadline, który sam sobie wyznaczyłem przed wejściem do studia.

SG: Jacy artyści Pana inspirują? Czego słucha Pan na co dzień?

MO: Jeżeli chodzi o artystów to pułap jest bardzo rozpięty. Tak naprawdę mało słucham jazzu, takiego stricte amerykańskiego. Zmęczony jestem tym brzmieniem. Moim zdaniem liczy się komponowanie i pomysł artysty na samego siebie. Unikam brzmienia, które nie jest tradycją. Sięgam po różne inne dźwięki. Lubię słuchać muzyki w typie szkoły wiedeńskej. To jest wielka sprawa posłuchać wielkich dzieł na duże składy. Lubię też słuchać artystów młodej generacji takich, jak Grzegorz Tarwid. Lubię iść do jakiegoś klubu i posłuchać nietypowych kompilacji duetów czy trio. Dwa dni temu byłem w jednym z klubów w Warszawie, gdzie słuchałem wspomnianego Grzegorza Tarwida, Tomka Dąbrowskie i Jana Młynarskiego. Często chodzę też do sklepu Plakaton, który mieści się w podziemiach Marriottu, i kupuję płyty muzyków, których kompletnie nie znam. To też jest jeden ze sposobów mojej muzycznej stymulacji. Są też długie okresy, kiedy nie słucham żadnej muzyki. Spędzam dużo czasu w ciszy.

SG: Jakie są najbliższe plany koncertowe? Gdzie fani będą mogli na żywo posłuchać Maciej Obara Quartet?

MO: Najważniejszy teraz dla mnie jest koncert premierowy, który odbędzie się w Katowicach w NOSPR-ze 26 listopada. Dzień później zagramy w ramach ECM 50 Warsaw Festival, wśród kilku innych artystów z katalogu wytwórni. Później będzie bardzo ważny ze względów rodzinnych koncert na zamku Centrum Kultury „Zamek” w Poznaniu. I to są trzy koncerty w Polsce dedykowane tej płycie. W grudniu zagramy w Izraelu, a styczeń i luty to miesiące poświęcone koncertom w Niemczech, Francji i Norwegii. Wszystkich bardzo serdecznie zapraszam!


korekta: Mateusz M. Godoń

Komentarze: