8 listopada 2023 Anastazja Ivahnenko, znana jako ta Ukrainka, wydała w wytwórni 2trackrecords i we współpracy z e-muzyka swój debiutancki, długo oczekiwany album „ZGRZYT". Jak mówi artystka, ten album to wyprawa do wnętrza jej głowy, celem oczyszczenia się z natarczywych myśli i lęków. Chwytająca za serce i gardło, ale zarazem taneczna i melodyjna. Rozmawiamy z autorką jednego z najbardziej ekscytujących debiutów tego roku na polskiej alternatywnej scenie. Zapraszamy do lektury naszego wywiadu z tą Ukrainką (Anastazją Ivahnenko).
Trochę naczekaliśmy się na ten album – premiera była kilka razy przesuwana. Ale w końcu jest.
Anastazja: Tak niestety czasami się dzieje. Ale bardzo jesteśmy z tej płyty zadowoleni. Ciągle doszlifowywałam ją tak, by była dokładnie taka, jak sobie zamarzyłam. I w końcu poczułam, że to jest to – że lepiej już nie będzie (śmiech).
Co chciałaś przekazać albumem „ZGRZYT"?
Przede wszystkim, nie miałam oczekiwań wobec tego albumu. Niedawno zaczęłam terapię i album ukazał się mniej więcej w tym samym momencie. Gdy powstawał, wszystkie moje osobiste przemyślenia i problemy wylewały się w piosenki. Teraz czuję się lepiej i chciałam ten etap życia zamknąć. Dlatego był już czas najwyższy na wydanie płyty. Ona jest całkowitym odzwierciedleniem tamtego okresu w moim życiu.
Zatem ten album miał dla ciebie terapeutyczny aspekt?
Miał terapeutyczny aspekt na maksa. Niektórzy prowadzą dzienniki z terapii – też próbowałam to robić, ale nie mam takiej cierpliwości, by codziennie się tym zajmować. Ale stwierdziłam, że mogę przelewać swoje myśli na piosenki. I to mi bardziej odpowiada.
Co zostawiasz tym albumem za sobą?
Chciałabym zostawić za sobą moje ciągłe rozmyślania nad światem. Chciałabym zostawić za sobą myśl, że świat jest zły, ludzie są źli i ja jestem zła. Tego typu paranoiczne przemyślenia i smutek. Czas, bym się zrelaksowała i uwierzyła w to, że da się wszystko naprawić.
Wojna w twoim rodzinnym kraju wpłynęła na te rozmyślenia?
Oczywiście, na pewno to miało wpływ na psychikę, nie tylko moją. Do tematu wojny w Ukrainie na płycie nawiązuje utwór „SPALONA ZIEMIA".
Mocno zabrzmiało to stwierdzenie, że jesteś zła. Skąd się takie myśli biorą?
To się chyba bierze z oczekiwań, które w nas całe życie wzrastają. I z mediów społecznościowych. Podziwiamy tam youtuberów, muzyków, celebrytów i oni się nam wydają perfekcyjni. Kiedy człowiek ciągle odbiera takie przekazy, zaczyna się zakopywać w swoich lękach głębiej i wmawia sobie, że wszystko robi źle. Do tego dochodzi poczucie winy, które mamy wpojone przez religię. Jak przypominam sobie nasze modlitwy, to tam dużo się mówi o poczuciu winy. Rodzina też od nas wymaga czasem zbyt dużo - kiedy jesteśmy dziećmi, to rzadko się nas chwali, albo przeciwnie, chwali za często i to też buduje nasze zbyt wysokie oczekiwania wobec siebie. Jedno małe potknięcie i jesteśmy załamani. Ale dobrze, że teraz już jesteśmy w stanie o tym w ogóle mówić. Pokolenie starsze od nas nie umie się do tego przed sobą przyznać.
Co oznacza tytułowy „ZGRZYT"?
Chodzi o wewnętrzny Zgrzyt. To słowo pada w piosence „(CHYBA) OSTATNI DZIEŃ": Mój wewnętrzny zgrzyt już zamieszkał we mnie. Puściłam tę piosenkę swojej terapeutce i ona się popłakała. Chodzi o Zgrzyt między oczekiwaniami wobec siebie i oczekiwaniami świata wobec nas a rzeczywistością. Dla mnie to było pierwsze rozczarowanie dorosłością, rozczarowanie tym, jak ciężka jest droga artysty, ale też jak wymagająca jest droga do samoakceptacji i odczuwania szczęścia.
W twoich wczesnych singlach, takich jak „POLSKI SEN – DOLORES" czy „ROCKET MAN – DORY" wcielałaś się w pewne postacie. Później zarzuciłaś ten pomysł – dlaczego?
Rzeczywiście, na początku taka była idea, ale w pewnym momencie stwierdziłam, że się nie chcę chować za tymi postaciami, chcę być po prostu sobą. Przeważyła emocjonalna potrzeba serca, by przekazać w muzyce coś ze swojego życia. Nie mogłam się temu oprzeć. Ale przyznam, że taka teatralność wciąż mi się podoba. Takie wcielanie się w różne postaci. Ale nie chcę już tego robić w muzyce – może kiedyś zrobię coś takiego na przykład w teledysku. Wciąż szukam swojego wizerunku. Ciągle się zmieniam w głowie, a za tym idzie też zmiana wizualna. U mnie zawsze to chodzi w parze. Kiedy coś się dzieje w moim życiu, to zmieniam wtedy fryzurę (śmiech).
Zastanawiam się, dlaczego zdecydowałaś się na taki, a nie inny pseudonim. Czy „ta Ukrainka" to też nie jest w jakimś stopniu wykreowana postać?
Ten pseudonim od razu odrzuca niechcianych przeze mnie słuchaczy. Wiem, kto mnie na pewno nie będzie słuchać. Ten pseudonim pomaga od razu trafić na swoich ludzi. „Nieswoi" czasami się pojawiają na horyzoncie, ale trudno, zdarza się.
Masz słuchaczy w Ukrainie?
Prawie nie mam ukraińskich słuchaczy - ani tych, którzy mieszkają w Ukrainie, ani tych, którzy mieszkają w Polsce. Zdecydowana większość moich słuchaczy to Polacy.
Czujesz się w Polsce outsiderką?
Tak. Szczególnie piosenka My i oni o tym opowiada. Wiesz, nawet moje konto na TikToku nazywa się taoutsiderka (śmiech). Jestem outsiderką, ale w pewnym wieku doszłam do tego, że to nie chodzi o to, gdzie ja mieszkam – gdybym mieszkała gdzie indziej, i tak byłabym outsiderką. Po prostu taka jestem. A jeśli chodzi o sytuację Ukraińców w Polsce, to ostatnio bardzo wiele się zmieniło w porównaniu z momentem, gdy wypuszczałam piosenkę „POLSKI SEN – DOLORES". Kiedy słyszę o jakichś atakach na Ukraińców w Polsce, to zastanawiam się, na ile jest to prawda, a na ile wroga propaganda. Gdy wychodzę na ulicę, nie czuję negatywnego nastawienia wobec Ukraińców. Aczkolwiek trzeba pamiętać, że mieszkam w Warszawie. Przez lata mieszkania tutaj nauczyłam się dobierać towarzystwo ludzi podobnych do mnie.
Jak się odnajdujesz jako ukraińska artystka działająca na polskiej scenie?
Czuję się polską artystką śpiewającą po polsku. Przyjechałam tutaj mając 22 lata, ale czułam się jeszcze jak nastolatka. Byłam totalnie naiwnym dzieckiem. Uważam, że jako osoba dorosła ukształtowałam się już tutaj. Wszystkie moje poglądy na życie tu, w Warszawie, wzrastały jak z ziarenka. Nie byłam w Ukrainie od jakichś pięciu, sześciu lat. Dlatego czuję się już polską artystką.
To może powinnaś zmienić pseudonim? Może po prostu „Anastazja" albo „Nastia"?
Nie, ten pseudonim zostanie ze mną na zawsze. Chyba, że kiedyś zmienię obywatelstwo na polskie, to będę się nazywać ta Polka (śmiech).
Czy to prawda, że na twoją decyzję o wyjeździe do Polski wpłynęło zafascynowanie polską muzyką?
To nie było tak, że, że posłuchałam polskiej muzyki i postanowiłam, że wyjeżdżam (śmiech), ale w tym akurat momencie, kiedy myślałam, co robić ze swoim życiem dalej, to słuchałam podcastu, w którym dziennikarz przedstawiał muzykę z różnych państw europejskich. Tak się złożyło, że w odcinku, którego wtedy posłuchałam była omawiana Polska. Zaprezentowano między innymi piosenki Taco Hemingwaya i Marii Peszek. Zakochałam się w tych utworach - nie do końca ogarniałam, o czym oni śpiewają, ale mega mi się podobało. I tych dwoje wykonawców towarzyszyło mi podczas przeprowadzki. Mają dla mnie wielki wymiar sentymentalny.
Dopiero w Polsce zaczęłaś pisać piosenki, prawda?
W Ukrainie skończyłam szkołę muzyczną w klasie fortepianu. Grałam na fortepianie, ale nie miałam doświadczeń wokalnych, chyba że liczyć chór w cerkwi. Ale śpiewać w dorosłym życiu to już tutaj zaczęłam. Zajęłam się muzyką dzięki... covidowi. To akurat był rok 2020, pracowałam wtedy w wegańskiej knajpce na kuchni. Zamknęli nas na dwa czy trzy tygodnie, nie pamiętam już – to był ten pierwszy gorący moment covidowy. Kacper (Kondracki, mąż Anastazji i producent muzyczny albumu – red.) akurat też był w domu, robił bity. I szczerze mówiąc nie pamiętam już dokładnie, jak to było - Kacper twierdzi, że to ja chciałam pośpiewać do tych bitów, ale mnie się wydaje, że to on zapytał, czy nie chcę porobić czegoś oprócz oglądania seriali. Wyrażałam chęć wcześniej, bardzo mnie to interesowało, ale też nie miałam odwagi i pewności siebie, żeby zaśpiewać. Ale się przełamałam.
Czy na albumie znalazły się utwory, które powstawały na tym początkowym etapie?
Na płycie są też numery bardzo stare. Jeden z pierwszych to „GOŚĆ W DOM". Jednym z najwcześniejszych był też „POLSKI SEN – DOLORES", ale ostatecznie nie wszedł na płytę.
Dlaczego tak zdecydowałaś?
Szczerze mówiąc, to z niego wyrosłam. Nie oddaje już moich przeżyć. On był pisany akurat w momencie, kiedy strasznie przeżywałam swoje zetknięcia z ksenofobią, pewne rozczarowanie społeczeństwem. Powiedziałam to, co wtedy chciałam powiedzieć, a w tym momencie już nie chcę do tego wracać.
Album jest mocno eklektyczny muzycznie, brzmieniowo. W jakim gatunku muzyki odnajdujesz się najlepiej?
To dla mnie najtrudniejsze pytanie. Nie chcemy sobie stawiać ram gatunkowych i się w nich więzić. Ta płyta waha się między alternatywnym hip-hopem a śpiewanym, alternatywnym popem. Może przyjdzie czas, że będziemy chcieli się zdecydować na jeden z tych gatunków i się go trzymać. Natomiast teraz to skakanie po gatunkach nam się bardzo podoba. Mamy nadzieję, że mimo wszystko słuchacze odbiorą album jako spójny.
Wraz z pierwszymi sukcesami przyszły też koncerty. Jak się czułaś jako debiutantka na scenie?
Stres był ogromny i myślę, że będzie jeszcze nieraz. Słyszałam, że Nosowska, mimo tak długiej kariery, po dziś dzień stresuje się graniem na żywo. I ja to rozumiem, bo za pierwszym i za dziesiątym razem denerwowałam się tak samo. Może kiedy już jesteś bardzo znaną osobą i wiesz, że ludzie przychodzą specjalnie na twój koncert, to masz więcej luzu i pewności siebie. A gdy wychodzisz na scenę i wiesz, że ludzie cię nie znają, nie wiedzą, czego od ciebie oczekiwać, nie wiedzą w ogóle, co ty będziesz grać, to nerwy są wielkie. Czuję wielki bagaż oczekiwań – nie chcę ludzi rozczarować. Jeszcze ten mój pseudonim - może ludzie pomyślą, że będziemy grać muzykę ludową po ukraińsku? Jak graliśmy na OFF Festivali Męskim Graniu, to wiele osób myślało, że to gra zespół o nazwie ta Ukraina (śmiech). Żartowaliśmy sobie, że to brzmi jak jakiś zespół metalowy (śmiech).
Jak zareagowałaś na wiadomość, że zostałaś uhonorowana nagrodą „Gazety Wyborczej" w plebiscycie Sanki 2022?
Przyjęłam to z wdzięcznością wielką, ale jeśli mówimy o emocjach, to ja niestety mam zbyt wysokie wymagania wobec siebie i nawet jeśli słyszę jakiś komplement w swoją stronę albo zostaję jakoś wyróżniona, to ciężko mi w to uwierzyć. W ogóle przyjąć do wiadomości, że ktoś mnie pochwalił albo dostałam jakaś nagrodę. Czuję wtedy, że ja nie zasługuję na to. To się nazywa w psychologii syndrom oszusta.
Opowiedz mi jeszcze o okładce. Przedstawia ciebie?
Okładka sprawiła mi trochę problemów, bo okładki do singli projektuję sama, więc chciałam na album znaleźć grafikę, która do piosenek najbardziej będzie pasować. Długo, długo szukałam i nie mogłam znaleźć, aż w końcu trafiłam na dziewczynę, która jest malarką z Białorusi. Była tam aktywistką, musiała wyemigrować jako dysydentka i zamieszkała w Polsce. To osoba bardzo mocno artystyczna, maluje, robi muzykę. Zwróciłam się do niej, opisałam swoją muzykę, opowiedziałam, o czym są piosenki i poprosiłam ją, by narysowała okładkę, a na niej wyobraziła sobie, jak widzi mnie na podstawie tych tekstów i muzyki. Kiedy dostałam tę ilustrację, to byłam zaniepokojona bardzo, w środku coś się zadziało u mnie. Nie byłam pewna, czy dawać taką okładkę. Bo ja naprawdę tak widzę siebie w swoich najgorszych momentach. Artystka uchwyciła to bardzo dobrze. Ten album to wyprawa w głąb mojej głowy, w której widzę swój inny niż w rzeczywistości, nieco karykaturalny obraz.
Rozmawiał: Maciej Koprowicz
Album „ZGRZYT" w serwisach streamingowych:
https://e-muzyka.ffm.to/taukrainkazgrzyt
ta Ukrainka - bio:
Anastazja Ivahnenko pochodzi z Ukrainy, od siedmiu lat mieszka w Polsce, od trzech - zajmuje się muzyką. O trudnych doświadczeniach bycia obcym w nowym domu nagrała pierwszą piosenkę. W utworze „POLSKI SEN - DOLORES" wypunktowała przywary Polaków: brak tolerancji i niechęć do obcych. Potem pojawiły się kolejne utwory - m.in. „PIOTRUSIA PANNA", „J*** MELANCHOLIA", „(CHYBA) OSTATNI DZIEŃ" oraz „SPALONA ZIEMIA" - zaśpiewana po polsku i po ukraińsku piosenka o wojnie, która toczy się w rodzinnym kraju Anastazji.
Na debiutanckiej płycie artystki - oprócz znanych już numerów - pojawią się premierowe piosenki. W sumie 13 utworów, napisanych i zaśpiewanych po polsku. Ta Ukrainka ma delikatny głos i hardość w języku. Bawi się słowami, ironizuje, rapuje. Pisze teksty mądre życiowo, ważne społecznie i po ludzku piękne. Dzieli się tym, co ma w głowie więc piosenki traktuje jak autoterapię. Stawia na szczerość, nawet jeśli ta bywa bolesna, a wśród inspiracji wymienia Kendricka Lamara i Nosowską.
Brzmieniowo ta Ukrainka porusza się w przestrzeni muzyki elektronicznej, ale nie ucieka od hiphopowych fraz i formalnych eksperymentów. Jak przyznaje, nie odnajduje się w gatunkowych ramach, ale pasuje jej słowo „alternatywa".
Moja muzyka jest teatralna, wije się pomiędzy rodzajami, często jest mroczna i nieoczywista - opowiada ta Ukrainka. - Wynika to z mojego dziwnego gustu i z nowatorskich ciągot producenta albumu, a prywatnie mojego męża. Poszukuję nowych brzmień dla trudnych treści.
W 2022 roku ta Ukrainka zwyciężyła w plebiscycie „Gazety Wyborczej", „Sanki". Tym samym dołączyła do zaszczytnego grona laureatek poprzednich odsłon: Rosalie., Hani Rani i Kaśki Sochackiej. Artystka wystąpiła też na najważniejszych polskich festiwalach - OFF w Katowicach, Męskim Graniu i Great September w Łodzi. Trafiła też na okładkę magazynu „Wysokie Obcasy". Jest jedną z uczestniczek prestiżowego programu promującego młodych, zdolnych artystów - Radar Polska.