Limboski: "Mogę powiedzieć, że jestem patriotą i dopiero emigracja pozwoliła mi ten patriotyzm poczuć, albo zrozumieć na poziomie emocjonalnym"

Limboski: "Mogę powiedzieć, że jestem patriotą i dopiero emigracja pozwoliła mi ten patriotyzm poczuć, albo zrozumieć na poziomie emocjonalnym"

Zapraszamy do naszej rozmowy z Michałem Limboskim. Artysta niedawno nagrał niezwykle ciekawą płytę nagraną z Rev.Rayem pt. "Duality". O emigracji, muzycznych inspiracjach i tęsknocie za Polską rozmawiał Przemek Kokot.

Na samym wstępie chciałbym Ci pogratulować nowej płyty. Powiem szczerze bardzo oryginalna jak na polski, ale myślę i niemiecki rynek muzyczny.

Dzięki. Ja oczywiście nie mam dystansu, żeby jakoś ją ocenić, ale uważam, że to jest kawał uczciwej roboty. Produkowałem płytę powoli, bez planu na wydanie czy deadline’u. To taka płyta pełna szczegółów, powstała w moim domowym studiu podczas dwóch pandemicznych zim w Berlinie. Ray przyjeżdżał, popołudnie spędzaliśmy pijąc herbatę, a wieczorem nagrywaliśmy. I tak dziesiątki razy…

Jak doszło do Twojego spotkania z Rav. Rayem?

W 2020 i 2021 roku nagrywałem podcast pt. „Nashamannah” i zapraszałem do niego różnych artystów i nie tylko, znajomych i ich znajomych. To były długie dyskusje o wszystkim, taki format trochę jak Joe Rogan czy Lex Friedman z naciskiem na duchowość i muzykę. Moja dziewczyna Marcela pracowała w takiej szkole artystycznej w Berlinie, w której Ray uczył musicalu i dobrze się znali. Więc powiedziała mi, że jest taki fajny Ray, który kiedyś był tancerzem w musicalach, ale potem został wokalistą i śpiewał z Mariah Carrey i B.B. Kingiem. Ray zgodził się być gościem mojego podcastu głównie z uwagi na sympatię do Marceli. Tak to się zaczęło. Na Youtubie i Spotify można znaleźć tę naszą rozmowę wpisując Limboski Nashamannah Ray Thompson. Rozmawialiśmy prawie 3 godziny o wszystkim. Kilka tygodni później Ray przyszedł do mojego studia i napisaliśmy piosenkę „Sweet Goodbye”.

Może jeszcze przedstaw nam Twojego gościa, bo nie każdy może znać tego wspaniałego artysty.

Rev. Ray czyli wielebny Ray to pseudonim, pod którym kryje się Raymond Thompson. Ray urodził się w Nowym Jorku, ale wychował w Teksasie w rodzinie południowych baptystów. Potem został nawet wyświęconym pastorem, stąd pseudonim. Ale porzucił ten pomysł na życie na rzecz kariery tancerza, a potem wokalisty. Śpiewał na Broadwayu, zagrał w kilku filmach, a przede wszystkim pracował jako wokalista sesyjny i śpiewał w chórkach wielu gwiazd światowego formatu, m.in. Mariah Carey, B.B.King i Whitney Houston. Od lat też występuje w zespołach gospel. Od 12 lat mieszka w Berlinie i występował przez wiele lat z Sarah Connor, tą panią od przeboju „From Sarah with love”.

Kiedy narodził się plan powstania wspólnego albumu? Jak wyglądały prace nad płytą „Duality”?

Na początku po prostu spotykaliśmy się i pisaliśmy piosenki, nagrywaliśmy jakieś szkice. Nie zastanawialiśmy się nad tym po co to robimy. Ray wspomniał, że może uda się którąś sprzedać jego znanym znajomym. Potem w miarę pracy i pisania tekstów zaczęliśmy czuć, że to bardzo osobisty materiał i będzie z tego album. Ja produkowałem płytę pomiędzy naszymi spotkaniami w czasach lockdownów, a kiedy koncerty wracały to wyjeżdżaliśmy w trasy i nasza płyta czekała aż wrócimy.  Nagrywaliśmy wokale u mnie w studiu w moim mieszkaniu w Berlinie. To nie jest jakieś wielkie wypasione studio, ale raczej pracowania z odrobiną sprzętu i paroma mikrofonami. Raz wynajęliśmy bardzo drogie studio w Berlinie, ale te wokale jakoś nie miały klimatu. Więc zdecydowaliśmy, że lepiej spędzić więcej czasu u mnie i łapaliśmy feeling w bardziej  intymnej przestrzeni. Zresztą sporo ścieżek wokalnych to nagrania z pierwszych sesji, kiedy nagrywaliśmy szkicowo jakieś pomysły. Te nagrania miały w sobie taką siłę, że nic już ich potem nie przebiło. Chórki nagrywaliśmy razem. Większość instrumentów nagrałem sam, bębny nagrał na odległość Mateusz Brzostowski w swoim studiu w Poznaniu. Raz przypadkiem wpadł mój znajomy gitarzysta Nick Morrison z banjo i nagrał partię do piosenki „Let me be your man”. A i mieliśmy jednego fantastycznego gościa, wokalistkę Dorrey Lin Lyles, która zaśpiewała klasyczną improwizację gospel do finalnej piosenki „Hey You”.

Na płycie opisane jest, że Ty i Rev odpowiadacie wspólnie za tekst i muzykę? Ale rozumiem, że razem tekstów nie pisaliście? Kto jest autorem większości tekstów?

Pisaliśmy teksty razem i to bardzo szybko. W ogóle pisaliśmy piosenki bardzo szybko, dopiero produkcja i nagrania trwały długo, bo wszystko nagrywałem sam, Ray i ja często wyjeżdżaliśmy. Dlatego mówię często, że ta płyta powstała podczas lockdownów, bo wtedy mieliśmy czas siedzieć wieczorami w moim studiu, w moim mieszkaniu na poddaszu. Teksty powstawały szybko, bo dobrze się dopełnialiśmy jako songwriterzy. Ja np. rzucałem kilka myśli o czym powinna być następna zwrotka, a Ray szybko układał w swoim ojczystym angielskim frazy i rymy, których nie dało się już potem poprawić.

Soul, jazz a nawet elementy RnB czy soulu. Czy uważasz, że takie pomieszanie stylów, pomoże dotrzeć do większej liczby odbiorców?

Nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym. Brzmienia na płycie są trochę odbiciem płyt, których słuchałem w tamtym czasie i dalej słucham. Np. produkcji Danger Mouse’a , Michaela Kiwanuki. Trochę popu, ale z mocnym ukłonem w stronę vintage soul, dużo gitar i trochę elektroniki. Na pewno odrobina eklektyzmu pomaga muzyce dotrzeć do szerszej publiczności. Ale to też zależy czy to jest rynek polski, niemiecki czy anglosaski. Wszędzie są jakieś lokalne preferencje czy trendy.

Mieszkasz na stale w Niemczech, nie myślisz o powrocie do Polski?

Tak. Mam zamiar wrócić do Polski. Stęskniłem się za naszym grajdołkiem i czuję się w nim jednak dobrze. Nawet mogę powiedzieć, że jestem patriotą i dopiero emigracja pozwoliła mi ten patriotyzm poczuć, albo zrozumieć na poziomie emocjonalnym. Wcześniej to było zagadnienie trochę dla mnie obce. Berlin jest bardzo międzynarodowy i też kontakt z ludźmi, z artystami z całego świata sprawił, że pozbyłem się kompleksów, które chyba każdy Polak z mojego pokolenia gdzieś tam w sobie nosi. W Polsce jest wiele problemów, wiadomo, ale jest też po prostu niesamowity potencjał ludzki. Wymiatamy, bo było u nas ciężko. Jesteśmy elastyczni, potrafimy grać muzykę, tworzyć AI, operować mózgi i generalnie nie ma takiej rzeczy, które nie ogarniemy jak trzeba. Lubię to.  Ale bardzo cenię sobie ten czas spędzony w Berlinie, tyle inspiracji i ten czas około pandemiczny, kiedy Berlin dziwnym trafem dał mi schronienie.

Jak równi się podejście do muzyki i produkcji porównując Polskę, w której nagrałeś kilka płyt i w Niemczech?

Ja nie mam jakiś dużych doświadczeń poza tą jedną płytą, która ukazała się w Niemczech. Rynek niemiecki jest dość podobny do polskiego. Ale podobnie jak polski jest on raczej wtórny wobec anglosaskiego. Znam ludzi w Niemczech z małych wytwórni i tych pracujących w mejdżersach i wygląda to wszystko podobnie jak w Polsce. Ale wiesz, ja jestem w Berlinie, a Berlin to nie Niemcy tylko taka wyspa, albo raczej narośl. Tutaj w ogóle jest zabawnie, bo mieszka tu mnóstwo bardzo utalentowanych, wybitnych muzyków i artystów, wolnych duchów i freaków, ale nie ma ich kto słuchać, bo wokół mieszkają głównie Niemcy, którzy po prostu chcą słuchać swoich niemieckojęzycznych artystów albo chodzą na koncerty gwiazd. Masz wrażenie, że mieszkasz w takim europejskim New Yorku, ale to też są Niemcy i jedzą kartoffelnsalad. To dziwne miejsce. Ale na pewno z uwagi na dziedzictwo Berlina Zachodniego Niemcy mają większą atencję dla muzyki amerykańskiej i dla takich gatunków jak blues, soul, rock itd. Już od lat 60 przyjeżdżali tu muzycy ze stanów i zostawali na stałe. Jest sporo takich osiadłych tutaj muzyków grających różne gatunki muzyki zza oceanu.

Czy są w planach jakieś koncerty promujące ten album?

Zagraliśmy trasę klubową w Polsce w lutym i wracamy w koncertami plenerowymi od czerwca. Wkrótce pojawią się daty koncertów na stronie www.limboskiandrevray.com i na Facebooku. Na pewno latem większość moich koncertów w Polsce to będą koncerty pod szyldem Limboski&Rev.Ray. Nasza pierwsza trasa była bardzo udana, ja się dobrze czuję w roli oprowadzacza po Polsce dla Raya więc cieszę się, że latem pogramy więcej. Mamy też trochę koncertów w Niemczech w planach.

Czego możemy Ci życzyć na 2024?

Chciałbym pozostać w dobrym zdrowiu, bo w tym roku skończę 40 lat. Poza tym pracuję nad nową płytą z moimi piosenkami, już po polsku. Więc chętnie przyjmę życzenia jej ukończenia. Ale chyba najbardziej mi zależy na tym, wracając na nutę patriotyczną, żeby nasza poharatana przez los Ojczyzna sobie poradziła i wymanewrowała jakoś z tych wzburzonych geopolitycznie wód, które na nas teraz pryskają.

Dziękujemy ślicznie za rozmowę i życzmy powodzenia!

Komentarze: