Kajetan Drozd: Mówią, że blues ma wiele twarzy

Kajetan Drozd: Mówią, że blues ma wiele twarzy

Pod koniec roku 2014 ukazała się Twoja płyta "Sześć Strun", opowiedz nam coś o tej płycie.

Jest to trzecia autorska płyta w mojej dyskografii. Tym razem wróciłem do elektrycznego, mocno „gitarowego” grania. Zresztą gitara odgrywa na tej płycie ważną rolę nie tylko w warstwie muzycznej. Jest też bohaterką tekstów a nawet znalazła się na samej okładce. W tym przypadku to mój ulubiony instrument z 1977 roku i jak widać „po przejściach”. W sumie na krążku znalazło się dziesięć utworów w tym jeden instrumentalny, którym chciałem złożyć hołd jednemu z moich ulubionych gitarzystów.

Płyta jest połączeniem rocka, bluesa, teksańskiego shuffle, funky skąd taka różnorodność gatunku?

Mówią, że blues ma wiele twarzy. To prawda. Świetnie wpasował się w inne gatunki muzyczne, czy style gry jakie wymieniłeś. To wszystko wspólnie przenikało się i mieszało wraz z upływem lat. Jako gitarzysta  przechodziłem okresy fascynacji różnymi stylami muzycznymi. Dzisiaj finał tego można usłyszeć właśnie na płycie, która okazuje się być spójną całością.

Jesteś autorem zarówno tekstów jak i muzyki, skąd czerpiesz inspiracje?

Tak jak w przypadku poprzednich płyt, pomysły przynosi samo życie, wystarczy to tylko złożyć w tekst. Wiele historii to losy ludzi, których poznałem. Czasem ktoś opowie coś, co zapala żarówkę w mojej głowie mówiąc: z tego może być niezły numer. Oczywiście piszę też o swoich przemyśleniach, ale zwykle staram się ubrać to w uniwersalną formę, z którą wielu słuchaczy może się utożsamić. Jeśli chodzi o warstwę muzyczną, to najczęściej najlepsze pomysły pojawiają się przypadkiem. Podczas ćwiczeń, albo po prostu nagle gra mi coś w głowie.

Dwukrotnie wygrałeś konkursową część Rawy Blues, czy miało to przełożenie  na Twoją karierę?

Rawa Blues to jeden z największych festiwali bluesowych w naszym kraju. Wiele osób nie bywa w skali roku na innych festiwalach, za to Rawa jest dla nich obowiązkowa. Mój udział w tak dużym i znanym wydarzeniu kulturalnym jest poważnym argumentem dla innych organizatorów koncertów. Chociaż minęło już trochę czasu od mojego ostatniego występu na tym festiwalu, to często jestem pytany o Rawę. Z pewnością była to okazja by wystąpić przed wielotysięczną publicznością w miejscu w którym grały wielkie nazwiska. Który z młodych zespołów nie chciałby zagrać w Spodku. Jest to jedno z moich muzycznych marzeń, które udało mi się spełnić.

Swoją drogą idziesz, miałeś ochotę rzucić to w diabły? jak śpiewasz w jednej z piosenek

To jest jeden ze starszych kawałków, który przeleżał kilka lat w szufladzie. Odgrzebałem go i stwierdziłem, że już przyszła na niego pora. Choć nadal w środowisku polskiego bluesa jestem zaliczany do muzyków młodego pokolenia, to jednak czas płynie i lata lecą. Wcześniej ten utwór w ustach młodego chłopaka mógłby brzmieć mało wiarygodnie, dlatego cieszę się, że wtedy nie był nagrywany i sporadycznie grany na koncertach. Przebył długą drogę muzycznych metamorfoz by w końcu powrócić do pierwotnej prostoty, która po prostu brzmi najlepiej i najprawdziwiej. Myślę że to dobry utwór, świetnie sprawdzający się na koncertach.

Reprezentujesz nasz kraj również za granicą. Jak postrzegany jest polski blues np. w USA?

Miałem przyjemność grać na FedEx International Showcase, dwukrotnie brałem udział w International Blues Challenge, występowałem też dla Polonii w Memphis. Spędzałem całe noce na jamowaniu z innymi muzykami kursując pomiędzy klubami muzycznymi. Spotkałem się z niesamowitą życzliwością i przychylnością ludzi. Tam jeśli komuś podoba się jak grasz to Ci o tym po prostu powie bez skrępowania. Podczas naszych występów publiczność reagowała bardzo żywiołowo. To dodawało nam prawdziwych skrzydeł. Pozytywnym zaskoczeniem były dla mnie relacje panujące pomiędzy muzykami. Wszyscy byli dla siebie pomocni, wspierali się wzajemnie. W żadnym momencie nie czułem kompleksów, rozmawialiśmy jak równy z równym. Oferowali nam pomoc na wielu płaszczyznach: transport, instrumenty. Dopingowali nas podczas występów. Życzę naszym muzykom, żeby choć raz zetknęli się z podobną życzliwością. Może wtedy fałsz i obłuda odejdą w zapomnienie a na koncertach i festiwalach zapanuję zwyczajna muzyczna przyjaźń.

Ciężko jest być bluesmenem w naszym kraju?

Nie będę ukrywał. Nie jest to najłatwiejszy kawałek chleba. Myślę, że podobne zdanie będą mieli przedstawiciele innych artystycznych zawodów w naszym kraju. Bycie zawodowym muzykiem to niestety szereg codziennych zmagań, których nie doświadcza człowiek zatrudniony na etacie. Prawdziwe pieniądze zarabiają nieliczni. Reszta żyje „skromnie”. To cena jaką trzeba zapłacić za oddanie się swojej pasji. I choć satysfakcja z udanego koncertu czy energia, którą przenika mnie podczas grania nie zapłacą rachunków, to jednak nie zamieniłbym swojego życia na inne.

Jakie plany na 2015 rok?

Oczywiście grać jak najwięcej koncertów. Cały czas występowanie przed publicznością sprawia mi ogromną frajdę i mam nadzieję, że nigdy to się nie zmieni. Ponieważ nadal jestem głodny gitarowej wiedzy, chciałbym w tym roku więcej czasu spędzać z instrumentem podczas ćwiczeń. Powoli zacznę też myśleć nad następną płytą.

Dziękuję za rozmowę

Komentarze: