Zapraszamy do lektury wywiadu z Maćkiem Samulem – basistą zespołu The Rookles".
Jak zaczęła się historia zespołu?
W 1957 roku, Paul McCartney zagrał Johnowi Lennonowi kawałek Eddiego Cocharane’a „Twenty Flight Rock”. Chłopaki uznali, że fajnie będzie dobrać jeszcze dwóch chłopa, zrewolucjonizować rynek muzyczny i przy okazji stać się ikoną muzyki popularnej. Jak postanowili, tak zrobili. Kilkadziesiąt lat później Hubert i ja, będąc jeszcze berbeciami owiniętymi w pieluchy, usłyszeliśmy ich muzykę i przez kilka kolejnych lat nie chcieliśmy słuchać niczego innego. Pluszowe misie zamieniliśmy na gitary, płacz na melodyjne śpiewanie, a bazgranie po wszystkich ścianach naszych domów – na komponowanie muzyki.
Skąd wzięła się nazwa „The Rookles”?
Zwierzęta od dawna pretendują do miana filarów muzyki rockowej, chociaż żadne z nich raczej nie zdobyło większej sławy. Spójrzcie sami: The Beatles, Arctic Monkeys, Noel Gallagher's High Flying Birds, The Wombats, The Animals, The Turtles, The Byrds i tak dalej, i tak dalej... W związku z tym, że nasza czwórka kocha wyżej wymienione ZOO, nie mieliśmy innego wyjścia – musieliśmy wybrać zwierzęcą nazwę. Niestety, lis, wilk, kuna, koń, wydra, ryjówka, zając – te wszystkie klawe zwierzęta zostały już zajęte przez inne kapele. „A Gawron?” – zapytał Hubert – nomen-omen – Gawroński. Gawron to po angielsku Rook. Brzmiało super. „A Szczygieł?” – zaproponował Piotrek – nomen-omen - Szczegielniak. Zapadła niezręczna cisza... W kilka sekund wróciliśmy do Gawron-Rook. Brzmiało super. Aby nazwa była unikalna, mowa tu przede wszystkim o wynikach w wyszukiwarkach internetowych, postanowiliśmy dodać jeszcze mały cwancyk językowy, taki w pełni świadomy błąd w stylu The Beetles - The Beatles. I tak zamiast Gawronami - The Rooks, zostaliśmy Gawroniarzami – The Rookles.
--> Przeczytaj także: Nasza recenzja albumu "Open Space"
Jakie są Wasze inspiracje muzyczne? Na płycie – oprócz echa Beatlesów, słychać trochę Lenny’ego Kravitza czy The Black Keys…
Podczas pracy na płytą słuchałem przede wszystkim: Oasis, Red Hot Chili Peppers, solowego Paula McCartneya i Sister Hazel. Hubert żonglował kompaktami Locksley, Fastball, wspomnianymi przez Ciebie The Black Keys czy klasyką Mersey Beatu. W odtwarzaczu Piotrka częstym i gęstym gościem byli np. Foo Fighters i Arctic Monkeys. Sendu łoił Zeppelinów i Tower Of Power. A wszyscy, jak jeden mąż, byliśmy, i nadal jesteśmy, uzależnieni od dyskografii Beatlesów. Tak naprawdę, nasze inspiracje muzyczne są bardzo liczne, tak jak muzyczny świat jest długi i szeroki. Jeśli ktoś tworzy dobrą muzykę – to z pewnością, prędzej czy później, stanie się naszą inspiracją. Oprócz gigantów scen światowych, moją osobistą inspiracją jest Hubert, dzięki któremu zacząłem pisać naprawdę ładne piosenki (moja mama je lubi).
Jaka jest Wasza recepta na dobrą muzykę? Jakie wartości chcecie przekazać w swych piosenkach?
Jeśli chcesz tworzyć dobrą muzykę, to staraj się tworzyć dobrą muzykę. I nigdy nie zapominaj, żeby być przy tym autentycznym. Po prostu. Ta maksyma, stworzona jeszcze przez Arystotelesa, to nasze motto. Przede wszystkim muzyka ma mieć wspaniałą melodię – a czy jest grana na gitarach, banjo, ukulele, marimbie lub pustych puszkach po farbie – to już ma mniejsze znaczenie. Wartości, które przekazujemy w piosenkach, to wartości, do których odnieść może się każdy, bez względu na poglądy, ideologię, miejsce urodzenia czy wiek: miłość, nienawiść, przyjaźń, pożądanie, sens życia oraz dobra zabawa!
Wzięliście udział w „Must Be The Music” - skąd w ogóle wziął się pomysł na start w tym programie? Co z udziału w programie wspominacie najlepiej?
Na próbie ktoś rzucił hasło: „Chłopaki, jesteśmy w sieci, prasie i radio, co nam jeszcze zostało?” Ktoś odpowiedział: „Deklaracja podatkowa do wypełnienia?” Ktoś znowu zaprzeczył: „Nie, telewizja!” Bo telewizja to najlepsze medium, jeśli chce się dotrzeć ze swoją twórczością do milionów widzów w bardzo szybkim tempie. „Must Be The Music” to natomiast jedyny program, który umożliwia zespołowi zagranie swojego własnego materiału na żywo – a to naprawdę rzadkość w dzisiejszych czasach. Ja osobiście najlepiej wspominam latynoskie tancerki, ćwiczące tuż przed naszą garderobą oraz najwyższy profesjonalizm ekipy technicznej.
Braliście też udział w wielu festiwalach – który z tych występów miał dla Was największe znaczenie?
Każdy był zupełnie innym doświadczeniem. Seven Festival w Węgorzewie to pierwszy wspólny wyjazd zespołu, odpoczynek na trawie i hektolitry wypitego soku pomarańczowego. Beatlemania Festival to nasz drugi dom i nieprzeżarty przez żadne układy jedyny taki festiwal w Polsce. Przystanek Woodstock to tysiące ludzi pod sceną i największy festiwal w tym kraju. Bardzo byśmy chcieli tam kiedyś zagrać :)
W sierpniu wybieracie się do Liverpoolu na International Beatleweek. Co udział w tym festiwalu znaczy dla Was jako dla muzyków i jako fanów Beatlesów?
Znaczy dla nas dokładnie to samo, co odkrycie Atlantydy dla poszukiwacza skarbów – na takie momenty czeka się całe życie. Każdy utwór Beatlesów to inny moment mojego życia – pierwsze wypadające zęby, pierwsza dziewczyna, druga dziewczyna, czwarta dziewczyna (trzecia niestety słuchała Rycha Peji), nauka gry na gitarze, przeprowadzka... czy może być coś piękniejszego dla muzyka i człowieka, wychowanego na The Beatles, niż wizyta w ich rodzinnym mieście, możliwość zwiedzenia ich domów, przejścia się ulicami, po których chodzili John, Paul, George i Ringo? Czy może być coś piękniejszego, niż zagranie na deskach klubu, w którym grała czwórka z Liverpoolu? Dla mnie jest to coś, na co podświadomie i świadomie czekałem, odkąd pierwszy raz szarpnąłem za struny starej, rosyjskiej basówki, gdy jeszcze na The Beatles mówiłem „gu-gu, bu-bu”.
Jakie są Wasze plany na przyszłość? Myślicie już nad kolejną płytą, trasami koncertowymi…?
Myśleliśmy nad kolejną płytą jeszcze zanim wydaliśmy debiut. Chyba każdy zespół, który chce nieustannie kochać to, co robi, musi równie nieustannie tworzyć. Dlatego zebrało nam się tyle materiału, który nie zmieścił się na „Open Space”, że myślimy już nawet nad trzecią płytą, którą chcielibyśmy nazwać „The Best Of The Rookles”, a także czwartą o nazwie „Rooklesi śpiewają bardzo piękne kolędy”. Koncerty to oczywiście punkt obowiązkowy dla każdego zespołu. Na pewno będzie ich dużo. Chciałbym być na wszystkich :)