Niewiele spektakularnych debiutów, za to starzy gracze wciąż z dumą i powodzeniem przesuwali swoje królowe na szachownicy. Tak można streścić 2014 rok w polskiej muzyce. Oj, działo się!
Nasi rodzimi twórcy nie zasypywali w 2014 gruszek w popiele. Przeciwnie – wielu w tym roku obudziło się z długiej „śpiączki wydawniczej” i powróciło z nowymi, długo wyczekiwanymi albumami. W większości bardzo udanymi. Do tego stopnia, że stworzenie listy najlepszych polskich płyt 2014 roku z tylko dziesięcioma pozycjami przyprawiło mnie o niejeden dylemat.
Nie każę wam się zgadzać z moimi wyborami. Może kogoś zabrakło ważnego według was. Poniższe zestawienie to wyłącznie moje odczucia po wyselekcjonowaniu z około 30 najważniejszych krążków polskich artystów/zespołów – zarówno tych dobrych, złych , jak i przeciętnych.
Oto TOP polskiej muzyki 2014:
POZA ZESTAWIENIEM:
Karolina Czarnecka – „Córka” – ta otrzymuje wyróżnienie tutaj, nie tylko dlatego że jest EPką (zamiast pełnowymiarowym albumem). Głównie za okoliczności jej powstania. Bo czy ktoś by uwierzył, że można zostać piosenkarzem opowiadającym gorzkie historie w niełatwych aranżach elektronicznych tylko przez zaśpiewanie piosenki o narkotykach na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej? I dlatego należy album Karoliny wyróżnić. Nieważne czy nam się podobał czy nie.
1. Curly Heads – „Ruby Dress Skinny Dog” – pięciu młodych chłopaków, z Dawidem Podsiadło w składzie, miała ochotę być polskimi The Strokes. I zrobili to z rewelacyjnym skutkiem, bowiem jest to najdojrzalszy debiut tego roku.
2. Julia Marcell – „Sentiments” – jedna z najlepszych artystek eksportowych, nagrała materiał brudny, szorstki i delikatny zarazem, którego nie powstydziłaby się nawet PJ Harvey
3. Artur Rojek – „Składam się z ciągłych powtórzeń” – jeśli do stworzenia tak angażującej słuchacza płyty potrzebne było Arturowi Rojkowi odejście z Myslovitz, to nic tylko się cieszyć że tak się stało.
4. Justyna Steczkowska – „Anima” – to już nie jest dłużej „dziewczyna szamana”. Zupełnie inna, trip-hopowa odmieniona na lepsze Justyna dzierży w tym roku berło królowej polskiego popu.
5. Behemoth – „The Satanist” – oto dożyliśmy czasów, kiedy największy na świecie label metalowy traktuje album polskiego zespołu jako priorytet wydawniczy. Behemoth po raz kolejny potwierdza swoją moc w światowej lidze death-metalu.
6. Stankiewicz – „Lucy and The Loop” – zdecydowanie najbardziej zaskakujący powrót tego roku. Niespodziewany i pełny obfitych, ciekawych dźwięków.
7. Gaba Kulka – „The Escapist” – artystka kompletna. Nie idzie na kompromisy ze słuchaczem, dając na najnowszej płycie upust fascynacji doom-popem, Doctorem Who i Queens Of The Stone Age. I robiąc to doskonale.
8. Organek – „Głupi” – młody zakapior z gitarą, który wszedł nagle z buciorami i manifestem „ja tu jestem w konkretnej sprawie!”. A publiczność słucha zauroczona tych riffów i gorzkiego opisywania rzeczywistości.
9. Fisz Emade Tworzywo – „Mamut” – ciągle nie wiedzą jak chcą się opisać i znowu spróbowali inaczej na „Mamucie”. I po raz kolejny pokazali że do twarzy tęż im z brzmieniami iście ejtisowymi.
10. Lunatic Soul – „Walking On A Flashlight Beam” – to już nie jest światowa liga. To istne podium. Mariusz Duda swoimi solowymi poczynaniami wspiął się na wyżyny niepokoju, mrocznego klimatu, lepiej niż z kolegami z Riverside.