Marta Bijan: "Nie chciałabym zostać doceniona za płytę, która nie jest mną"

Marta Bijan: "Nie chciałabym zostać doceniona za płytę, która nie jest mną"

Zapraszam na naszą rozmowę z niezwykle uzdolnioną i młodą artystką. Marta Bijan opowiadała nam o powstaniu płyty, udziału w programie X–Factorze i planach na przyszłość

Przede wszystkim gratuluję debiutanckiej płyty - bardzo ciekawiej, inteligentnej i wyróżniającej się z szeregu innych polskich albumów spod znaku pop-u. Czy może opowiedzieć nieco więcej o okolicznościach jej powstania?

Bardzo dziękuję za miłe słowa. Płyta nie powstawała standardowo, to zbiór najważniejszych dla mnie utworów, które napisałam od 15 roku życia do teraz.

-Muzyka towarzyszy Ci chyba całe życie... opowiedz nam o swoich początkach. Podobno zaczynałaś występować w bardzo młodym wieku. Pochodzisz z umuzykalnionej rodziny?

Moja styczność z muzyką w rodzinie ograniczała się do śpiewania mi kołysanek przez babcię, która jako jedyna śpiewała w młodości. Później poszła inną drogą. Moją miłość do śpiewania odkrywałam sama, już od przedszkola, w czasach szkolnych doszło komponowanie i pisanie tekstów.

Twój debiutancki album zabiera nas sobą, a w szczególności swoją warstwą tekstową, do świata melancholii, smutku i sentymentalnych przemyśleń nad życiem. Stąd pytanie o to, skąd taki nastrój i takie myśli u tak młodej osoby?

Myślę, że wiek nie ma tutaj znaczenia, jeśli doświadczamy w życiu przykrych wydarzeń. Ja w dodatku zawsze byłam zbyt wrażliwa i na każde reagowałam dużo silniej. To wszystko musiało w końcu znaleźć gdzieś swoje ujście, u mnie objawiło się tworzeniem takich utworów.

Z pewnością zdajesz sobie sprawę, iż świat melancholijnej ballady, to ambitny, piękny i emocjonalny muzyczny świat, ale nie koniecznie przebojowy. Czy nie obawiałaś się, że to być może nazbyt  duże ryzyko w przypadku debiutanckiej płyty?

Nie myślałam o tym wcale, bo chciałam po prostu wydać swoje kawałki, a nie wpasowywać się w oczekiwania krytyków czy radiowców. Od początku mojej przygody z publikowaniem utworów w sieci wiedziałam już, że mam grono słuchaczy, podobnych do mnie, wrażliwych i lubiących emocjonalną muzykę. Nie chcę na siłę tej grupy zwiększać, nie na tym to polega. Owszem, na pewno wspaniale jest łączyć pracę z pasją i robić dodatkowo z tego biznes, ale tylko w momencie, kiedy wszystko współgra z Tobą. Jeśli mają mnie ominąć wszelkie nagrody z powodu mojej szczerości w tym co robię, trudno. Nie chciałabym zostać doceniona za płytę, która nie jest mną.

Słuchając Melancholii - zwłaszcza w zakresie jej wokalnej - skądinąd pięknej strony, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, iż nawiązuje ona sobą do świata muzycznego musicalu. Czy to trafne spostrzeżenie,  a jeśli tak - to czy musical zajmuje ważne miejsce w twoim artystycznym sercu?

To ciekawe, bo słyszałam już wiele podobnych opinii, a zupełnie tak nie jest. Owszem, lubię musicale, jednym z moich ukochanych filmów są Nędznicy, ale nie do tego stopnia, by próbować się na tym wzorować. Myślę, że to wynika po prostu z tego, że podczas śpiewania bardzo się wczuwam, momentami chyba za bardzo. Stąd ta teatralna maniera w głosie, której nie umiem i nie chcę się pozbyć w niektórych utworach, bo czułabym, że śpiewam bez emocji. 

- Płytę promuję singiel „Lot na Marsa". Co zdecydowało o jego wyborze?

"Lot" troszkę odstaje od innych utworów na płycie, zarówno tekstowo jak i aranżacyjnie, ale jest takim smaczkiem, który bardzo chciałam na niej umieścić. A o mianowaniu go singlem przesądziło to, że chciałam, by więcej osób go usłyszało. Ma bardzo ważny dla mnie przekaz.

- Czy to prawda, że utwory na tę płytę powstawały, aż... przez siedem lat? Jak wygląda proces pisania piosenek przez Ciebie? Zasiadasz i od razu powstaje piosenka czy jednak trwa to dłuższy okres?

To prawda. Bardzo różnie, czasem piosenka powstaje godzinę, czasem dopieszczałam jakąś dosłownie latami.

Pod kątem muzycznym, płytę tę cechuje duża skromność instrumentalnego wyrazu, opartego w głównej mierze na dźwiękach fortepianu. Czy od początku taki był pomysł na tę muzykę i czy nie kusiło Cię czasami, by nie rozszerzyć tego wachlarzu muzycznych narzędzi?

Od początku taki pomysł był, ale w niektórych aranżacjach pojawia się bardzo dużo innych instrumentów czy syntezatorów, więc już się na to skusiłam.

Marta Bijan - królową melancholijnej ballady! Czy to plan na twoją dalszą muzyczną drogę, czy też kolejna płyta zaskoczy nas zupełnie innym brzmieniem?

Nie wykluczam, że kolejna płyta pójdzie w inną stronę muzyczną, bo będzie tworzona bardziej świadomie i spójnie, przez dużo krótszy czas jej powstawania. Oprócz melancholii, mam też w sobie sporo mroku i podskórnie czuję, że drugi album będzie skłaniał się bardziej w tym kierunku.

Jakie jest Twoje marzenie odnośnie tej płyty?

Żeby zajęła ważne miejsce w sercach moich słuchaczy.

- W jednym z wywiadów powiedziałaś, że nie umiesz napisać nic wesołego. Skąd się to bierze?

Jak powiedział kiedyś Kurt Cobain: ,,Dziękuję za tragedię. Potrzebuję tego dla swojej sztuki." Niektórzy po prostu tak mają.

- Jak wspominasz swoją przygodę w X-Factorze?

Chętnie bym ją powtórzyła! Poznałam wspaniałych ludzi, wiele się nauczyłam. Chociaż z perspektywy czasu uważam, że i tak byłam nieco za młoda i ,,nieopierzona".

- Czy udział w X–Factorze otworzył Ci faktycznie furtki do świata kariery? Łatwiej jest Ci się poruszać po muzycznym rynku z nazwiskiem Bijan?

Na pewno tak, przed programem żadna wytwórnia muzyczna nie odpowiadała na moje wysyłane do nich demo!

- Jaka jesteś na co dzień? Również taka smutna i melancholijna?

Sporo narzekam i mam bardzo czarny humor, ale nie powiedziałabym, że jestem smutna.

- Koncertujesz już, jak radzisz sobie ze stresem, co dla Ciebie znaczy kontakt z publicznością?

Stres na koncertach jest mobilizujący, o ile śpiewam dla ludzi, którzy wiem, że przyszli posłuchać właśnie mnie. Gorzej jest z plenerami, na których publiczność jest często dość przypadkowo. Wtedy dopada mnie lekkie przerażenie, czy chcą podczas wypadu z rodziną, słuchać piosenek o śmierci i samotności.

- A czego słuchasz w domowym zaciszu?

Najwięcej muzyki filmowej i klasycznej, bo przy tym dobrze mi się pisze, a ja ciągle coś piszę. Ale tak naprawdę słucham wszystkiego, co poruszy mnie w jakikolwiek sposób.

- Nagrałaś płytę, wyreżyserowałaś film (swój teledysk) to teraz czas na kolejne marzenie... Napisanie książki. Masz już na nią pomysł?

Teledysk to mimo wszystko nie film, więc to marzenie pozostaje wciąż bardzo odległe i wydanie książki jest z pewnością bardziej na wyciągnięcie ręki. Mam pomysł i liczę na wcielenie go w życie w najbliższej przyszłości.

- Czego Ci możemy życzyć w tym momencie Twojej kariery?

Weny. Zawsze weny! Tylko może już nie w postaci tragedii.

Komentarze: