„Ciężko przekonać ludzi, żeby kupowali muzykę, kiedy mają do niej jednocześnie darmowy dostęp i wcale za nią płacić nie muszą. To nie jest chyba problem Polski, a na pewno nie tylko, i jest to chyba zwyczajnie znak czasów w których przyszło nam żyć. Pytanie brzmi, na ile muzycy są w stanie przystosować się do tak funkcjonującej branży” – z In Hells Duty rozmawiamy o ich rewelacyjnym krążku „Deep Grey Light”.
Pamiętacie ten dzień, w którym padło sakramentalne, „ok, od teraz jesteśmy In Hells Duty”? Jak wyglądał Wasz start?
Pewnie gdybyśmy mieli wybrać taki jeden, przełomowy moment, to byłby to koncert, który zagraliśmy, w Chodzieży, wiosną 2014 roku. Wystąpiliśmy wtedy po raz pierwszy wspólnie pod tą nazwą. Jednocześnie, od tego momentu zaczęliśmy traktować projekt o wiele poważniej.
A Wasza nazwa? Dlaczego akurat taka?
Szukaliśmy nazwy, która z jednej strony będzie w jakiś sposób symbolizowała nasze gusta, inspiracje i metaforycznie odzwierciedlała nasze przekonania oraz to o czym piszemy. Dla przeciwwagi, zależało nam żeby była ona przerysowana i groteskowa, w ten sam sposób w który powstały nazwy Iron Maiden czy Black Sabbath. Nasz basista wpadł na “In Hell’s Duty”, a pozostali ochoczo przyklasnęli.
Doczekaliście się w końcu albumu zatytułowanego „Deep Grey Light”. Jak długo powstawał ten album i co przy pracy nad nim nastręczało Wam największych kłopotów?
Cały proces zajął nam około dwóch lat, więc odrobinę czasu minęło, ale wszystko działo się z jakiegoś powodu. Największym wyzwaniem było chyba znalezienie odpowiedniego brzmienia. Bardzo nam zależało żeby oddawało ono atmosferę kompozycji i nie zamierzaliśmy na tej płaszczyźnie iść na jakiekolwiek kompromisy. Na szczęście, jesteśmy bardziej niż zadowoleni z efektu końcowego.
Co w ogóle w Waszej opinii jest dziś największym problemem w rozwoju młodych czy mniej znanych zespołów?
Chyba każdy zespół widzi to trochę inaczej, natomiast naszym zdaniem, i to nieważne czy będzie to muzyka, malarstwo czy fotografia, jakimś tam punktem zaporowym mogą być pieniądze na realizację wizji, bez półśrodków i chodzenia na łatwiznę. Oczywiście, wszystko jest w jakiś sposób do przeskoczenia, jednak może to być problematyczne.
Jaki dla Was, jako debiutującej kapeli, ma dziś dziś znaczenie instytucja wytwórni płytowej?
Sami siebie o to pytamy i odpowiedź nie jest oczywista. Wszystko zależy od tego, jak współpraca z taką wytwórnią wygląda, a więc znowu - każdy będzie miał inną odpowiedź. My chyba nie mamy takich doświadczeń, które pozwoliłyby nam mieć jednoznaczne zdanie.
Na pewno umowa z wytwórnią ułatwia promować i organizować pracę zespołu, ale nie zawsze opłaca się taką współpracę podejmować i nie zawsze warunki dla obu stron są korzystne. My na ten moment nie skorzystaliśmy z żadnej oferty tego typu, co oczywiście nie oznacza, że tak zostanie. Czas pokaże.
Jak myślicie, dlaczego w tak dużym kraju, jak Polska sprzedaż muzyki jest na tak słabym poziomie?
Szczerze mówiąc, nie jesteśmy zaznajomieni z “branżowymi liczbami”, niemniej jednak powodów może być wiele. Ciężko przekonać ludzi, żeby kupowali muzykę, kiedy mają do niej jednocześnie darmowy dostęp i wcale za nią płacić nie muszą. To nie jest chyba problem Polski, a na pewno nie tylko, i jest to chyba zwyczajnie znak czasów w których przyszło nam żyć. Pytanie brzmi, na ile muzycy są w stanie przystosować się do tak funkcjonującej branży.
Czy myślicie już o następcy „Deep Grey Light”? W jakim kierunku chcecie rozwijać swoją twórczość?
Mamy parę pomysłów, ale w bardzo wczesnej fazie rozwoju, więc nie warto chyba strzępić języka. Na pewno będziemy chcieli iść w kierunku wyznaczonym na “Deep Grey Light”, ale też trochę w bok. Możliwe że sięgniemy po dodatkowe instrumentarium - zobaczymy. Obiecujemy że nie zaczniemy rapować, bo niestety nie za bardzo potrafimy.
Jak duże znaczenie mają dla Waszej twórczości teksty? Czy pisze je jedna osoba? I jaka tematyka jest w tym kontekście dla Was najbardziej inspirująca?
Teksty są nieodłączną częścią kompozycji, w pewnym wymiarze nadają jej sens. Teksty pisze nasz wokalista, Radek, ale zawsze konsultując je z Witkiem, któremu to też zdarzyło się popełnić tekst do ostatniego numeru na fizycznej kopii albumu. Choć to truizm przez duże “T”, to inspiruje nas zwyczajnie życie, to co się nam przytrafia czy to co obserwujemy. Warto mieć szeroko otwarte oczy i nie zamykać się na żaden temat. Różnica w naszym przypadku polega na tym, że refleksje zawarte w sferze lirycznej bywają bardzo gorzkie.
Co chcielibyście osiągnąć w 2020 roku?
Mamy nadzieję zagrać wiosną trasę koncertową i obskoczyć parę letnich festiwali. W międzyczasie prawdopodobnie zaczniemy mocno pracować nad nowym materiałem.