
Człowiek o wielkiej charyzmie i wyjątkowym głosie. Był na szczycie, zobaczył też z bliska samo dno. Odbierał złote i platynowe płyty, porywał wielotysięczne tłumy na koncertach. Ale kiedyś wstrzyknął sobie taką dawkę heroiny, że jego serce stanęło na około pięć minut.
Autodestrukcyjne zapędy z czasów niezapomnianej Pantery to już przeszłość dla Phila Anselmo. Wystawił swój organizm na ciężką próbę i omal nie wystawiono mu za to najwyższego możliwego rachunku. Od blisko dekady jest "czysty", ćwiczy na siłowni, dużo pracuje w swoim studiu w Luizjanie, prowadzi wytwórnię Housecore Records, koncertuje na całym świecie. Na drugiej edycji festiwalu MetalFest (20-22 czerwca 2013) Phil pojawi się z zespołem Down, z którym gościł już w Polsce parokrotnie, za każdym razem spotykając się ze świetnym przyjęciem.
Rozmowa z Philem Anselmo w dzisiejszych czasach to ciekawe przeżycie. Celowo dodaję "w dzisiejszych", bo dawniej wokaliście było raczej nie po drodze z mediami – był arogancki, niemiły, mocno zadzierał nosa. Obecnie otwarcie mówi, że lubi wywiady. Czasem ma się wrażenie, że używek Phil jednak nie odstawił i orbituje w jakimś innym świecie. Cedzi wolno słowa niskim, donośnym głosem, wplatając dość często angielskie przekleństwo na literę "f", i ma się wrażenie, że za chwilę zaśnie. Wystarczy jednak jednak trafić pytaniem w punkt, który jest dla Amerykanina z Nowego Orleanu istotny, a rozgaduje się i dość obszernie odpowiada. Choćby o boksie, którego jest wielkim fanem i komentatorem dla jednego z magazynów. Celowo pominąłem w rozmowie wątki relacji z Vinnie'em Paulem oraz reaktywacji Pantery. Zagraniczni dziennikarze pytali o to Anselmo w ostatnich kilkunastu miesiącach setki razy, więc temat został doskonale zbadany i raczej nic więcej tu dodać się nie da. Na poruszenie paru innych zabrakło, niestety, czasu.
PHIL ANSELMO: K***a, to już 47.! (źródła podają, że urodził się 30 czerwca 1968 roku, czyli skończy 45 lat – red.).
Powiem ci, co jest wymarzonym prezentem na moje zbliżające się pieprzone urodziny – to właśnie zbliżająca się trasa europejska. Będziemy latać po całym kontynencie, chyba sześć razy będziemy wsiadać do samolotu. Nie przeszkadza mi to, lubię latać. A jeśli miałbym wskazać najbardziej wyjątkowy prezent urodzinowy, to otrzymałem go na 40. urodziny. Stary, to było coś! Akurat w tamtym czasie intensywnie pracowałem, a kiedy tak się dzieje, mój umysł kompletnie się wyłącza i nie mam pojęcia o bożym świecie. W ten dzień miałem w planach pójście na koncert, żeby zobaczyć pewną kapelę. Ale kiedy wyszedłem ze studia okazało się, że moja kobieta zebrała na podwórku wszystkie bliskie mi osoby, od moich kumpli z podstawówki począwszy, na rodzicach skończywszy. Stało tam chyba ze 100 osób, a ja byłem tak zapracowany, że kompletnie niczego nie przeczuwałem. To było naprawdę wspaniałe przyjęcie-niespodzianka.
(po wahaniu) Wiesz, to zależałoby od tego, czy urodziłbym się jako ta sama osoba pod względem cech charakteru. Gdybym był taki sam, bez problemu jestem sobie w stanie wyobrazić, że wybrałbym karierę w biznesie muzycznym. Dlaczego nie?!
Na pewno mogę wskazać dwa takie spotkania, które jako pierwsze przychodzą mi na myśl. Kiedy byłem młodym chłopakiem, uwielbiałem Slayera. Ten zespół był bardzo ważną częścią mojego życia. Potem, oczywiście, miałem okazję poznać ich osobiście, Pantera grała z nimi wiele razy. Ale wcześniej nie mogłem uwierzyć w to, że oni potrafili przyjść do jakiegoś małego klubiku w Teksasie, w którym graliśmy, żeby zobaczyć nasz koncert. Mieliśmy bliskie, przyjacielskie relacje. To drugie, to spotkanie z Tonym Iommim. Możliwość jammowania z nim, nagrywania piosenki ("Time Is Mine" na album "Iommi", a także dwóch innych, które się na nim nie zmieściły – red.), było czymś wspaniałym. Tony jest fantastycznym, fajnym człowiekiem. Nigdy nie zapomnę spotkania z nim.
Stary, to takie trudne do opisania, szalone uczucie! Czasami wydaje mi się, że to nie dzieje się naprawdę. Innym razem czuję się nieprawdopodobnie zaszczycony. Nie wiem, co jeszcze mądrego mogę na to powiedzieć... Z pewnością to wielki komplement. Przede wszystkim dlatego, że ja postrzegam siebie przede wszystkim jako fana muzyki. A zdarza mi się słyszeć miłe słowa pod swoim adresem od ludzi, którzy też są muzykami i osiągnęli naprawdę wiele. Wtedy czuję się jeszcze cudowniej.
O jasny gwint! Stary! Ale mi dowaliłeś... To naprawdę trudne pytanie... Gdyby akcja tego filmu miała się skończyć na obecnych czasach, na przykład na wersji Phila Anselmo z 2013 roku, niewątpliwie byłaby to opowieść o facecie, któremu mimo wszystko udało się odnieść sukces. Aczkolwiek o tym, czy coś jest sukcesem, czy nie, najlepiej mogą powiedzieć osoby z zewnątrz. Myślę, że nie mam się czego wstydzić, ale mam też jeszcze tyle pier***j roboty do wykonania, iż więcej o mnie będzie wiadomo dopiero za jakiś czas. Jeżeli zaś chcesz się ode mnie dowiedzieć, kto mógłby zagrać mnie w takim filmie, to myślę, że byłby to... (długa chwila namysłu) Alfred Hitchcock. Bo podobnie jak ja jest łysy i gruby (śmiech).
Wiem, wiem... Ale wiesz jak to jest, dobrze jest mieć dystans do samego siebie. Trzeba umieć robić sobie z siebie jaja.
Kiedy działam w świecie boksu to wszystko wygląda trochę inaczej i ma inny kontekst. Co prawda mam całkiem sporo przyjaciół w świecie sportu, których poznałem w ciągu kilkunastu lat, lecz w tamtym świecie wciąż jestem jednak outsiderem. Nie jestem i nigdy nie byłem ani trenerem, ani zawodnikiem walczącym w ringu. Dla mnie pisanie artykułów o boksie jest okazją do pokazania trochę innej strony mojej osobowości, szczególnie mam na myśli pisanie z pewną dozą poczucia humoru. Myślę, że to jest fajne i cieszę się, iż mogę to robić. Ale lubię też przeprowadzać wywiady. Dzięki temu mogę poznawać bardzo fajnych ludzi, jak choćby ciebie.
Co więcej, nierzadko zdarza się, że mogę trochę pobyć wśród ludzi ze świata boksu. W ogóle mam okazję do poznawania ludzi z całego świata. Potem otrzymuję od nich mnóstwo linków do naprawdę zajebistej muzyki. Ona jednak jest moim głównym łącznikiem ze światem. Tak więc, jeśli miałbym ci odpowiedzieć, czy wolę pisać i pytać, czy być przepytywanym, to powiem, że obydwie sytuacje bardzo mi pasują.
Nie, nie mam nikogo takiego. Zupełnie. Tak po prawdzie, większość sportowych dziennikarzy to pier***i idioci. Aczkolwiek, to zależy... Zdarzało mi się poznawać fantastycznych dziennikarzy sportowych. Niestety, niemała część tych spośród nich, którzy są na topie, to pieprzone dupki. Które do tego nie mają zielonego pojęcia, o czym mówią.
Odpowiem w ten sposób – Housecore Records to nie jest typowa wytwórnia płytowa. Nie zależy mi na tym, żeby mieć ileś tam zespołów na kontraktach dla samego faktu, że nagrywają dla mnie. Lubię najpierw dobrze poznać zespół, chcę mieć wobec niego dalekosiężne plany, na wiele lat do przodu. Zależy mi przede wszystkim na tym, aby doskonale znać artystę, który nagrywa dla Housecore Records. Jestem bardzo, bardzo ostrożny. Wydaje mi się, że podobnie zachowywałbym się, gdybym działał w świecie boksu. Na pewno nie podpisywałbym umów z mnóstwem pięściarzy tylko dlatego, że mają talent. Musiałbym znać ich aspiracje, czy zależy im na byciu wielkimi bokserami, prawdziwymi mistrzami, którzy nie boją się włożyć ogromnego wysiłku w pracę na rzecz wielkiego sukcesu. A naprawdę bardzo, bardzo trudno jest go osiągnąć. I jeszcze trudniej utrzymać. W świecie muzyki zdarzają się przypływy i odpływy popularności. W jednym miesiącu może rządzić black metal, w kolejnym death metal, w jeszcze następnym jakiś odłam doom metalu, a potem crust punk. W boksie, jeśli jesteś zaangażowany w to, co robisz, a do tego jesteś zajebiście dobrym fighterem, będziesz rządził. Przynajmniej przez jakiś czas. Muszę jednak dodać, że podobnie jak w muzycznym biznesie, także w boksie jest wiele brudnej, zakulisowej polityki, co czasami powoduje, że wspaniały bokser przepadnie zanim tak naprawdę zdąży się sprawdzić w walce o najwyższe cele. Pomimo tego, że był lepszy od wielu przeciętniaków, którzy ostatecznie zachodzą dalej od niego. Taka jest zakulisowa polityka w świecie boksu. Moim zdaniem, są pewne różnice między muzycznym biznesem a światem boksu, ale musiałbym ci o nich opowiadać przez wiele minut, a niestety nie mamy aż tyle czasu.
Moje łagodniejsze oblicze pokazywałem już niejednokrotnie. Jak tak na spokojnie się nad tym zastanowisz, nagrywałem lżejsze piosenki już dość dawno temu. "Cemetery Gates" i "Stone The Crow" są dobrymi tego przykładami. Całkiem sporo numerów Down zawiera w sobie delikatny podkład gitary akustycznej. Tak więc, lżejsze granie nie jest mi obce. A odpowiadając dokładniej na twoje pytanie, od mniej więcej 20 lat piszę piosenki, które przeznaczone są dla projektu Body And Blood. To bardzo klimatyczne, atmosferyczne kawałki, z czystą gitarą, bardzo często całkowicie akustyczne. I z całą pewnością napisane na akustyczne instrumenty, jak gitara, pianino, rozmaite instrumenty perkusyjne. Wydaje mi się, że w końcu albo wydam wszystkie te kompozycje, które na razie są w fazie demówkowej, właśnie w postaci demo, albo wrócę do nich z moimi chłopakami z The Illegals (debiutancka płyta Phil Anselmo And The Illegals "Walk Through Exits Only" ukaże się 16 lipca 2013 – red.) i wybiorę część, która zostanie nagrana jeszcze raz, być może w nieco zmienionej wersji. Coś na pewno z nimi zrobię, bo jest tego sporo, a znajomi, którzy przewijają się przez mój dom i mieli okazję je usłyszeć, bardzo te piosenki lubią. Po mnie zawsze należy się spodziewać niespodziewanego. Jeśli tylko będzie trochę wolnego czasu, możesz oczekiwać po mnie przeróżnych gatunków muzyki. Bo kocham bardzo różną muzykę. Uwielbiam Jarboe, jest przekochaną osobą. Jestem jej niezmiernie wdzięczny za to, że mogłem być częścią płyty "Mahakali". I bardzo się cieszę, że mogliśmy pogadać o tak różnych sprawach. Świetny wywiad!
Jasne! Przyjdź za kulisy to pogadamy dłużej.
Rozmawiał: Lesław Dutkowski