WYWIAD WYSPA.FM: KAROLINA SKRZYŃSKA

WYWIAD WYSPA.FM: KAROLINA SKRZYŃSKA

Niedawno ukazała się jej debiutancka płyta "W oddali". Z Karoliną Skrzyńską rozmawiał Przemek Kokot (Wyspa.fm).

Przemek Kokot, Wyspa.fm: 20 maja miała premierę Twoja nowa płyta pt. „W oddali” czy jesteś zadowolona ze swojego debiutu? Czy wszystko wyszło tak jak sobie to wymarzyłaś?

Karolina Skrzyńska: Marzenie o wydaniu płyty towarzyszy mi odkąd pamiętam, dlatego teraz, kiedy się spełniło jestem bardzo szczęśliwa. Dla mnie jest to moment magiczny, nie dość, że moja muzyka, moja płyta zaczyna być ogólnodostępna, to jeszcze towarzyszą mi w niej muzycy, których podziwiałam od lat, a którzy włożyli swoje serca w każdy zagrany ze mną dźwięk. Przychodziłam do nich w zasadzie jako dziewczyna znikąd, z nutami, nagraniami. I nagle widziałam jak moim idolom pojawiają się uśmiechy na twarzach i błyski w oczach. To później przełożyło się na pracę w studiu i wreszcie - na samo brzmienie płyty. Tam naprawdę każdy dźwięk płynie prosto z serca.

Oczywiście nie obyło się też bez czasu niepewności, ale taki stan towarzyszy chyba każdemu, kto prezentuje coś tak osobistego. Ze względu na specyfikę muzyki jaką tworze czuję się tak, jak gdybym rozdawała teraz siebie innym po kawałeczku. Ale przez ten czas, od momentu wydania płyty do dzisiejszego dnia, czytając recenzje płyty, wiadomości od tych, którzy na moją muzykę trafili przekonałam się już, że Ci, którzy ten kawałek mnie mają w swoich rękach, dobrze się nim opiekują. Nie mogłam wymarzyć sobie cenniejszego debiutu.

Chciałbym Ci pogratulować niezwykłej płyty, emocje wyczuwa się prawie w każdym dźwięku płynącym z płyty, do tego Twój fantastyczny wokal. Płyta trudna w odbiorze ze względu na swoją rozpiętość rodzajową. Taki był zamiar? Połączenia jazzu, muzyki etnicznej, folku, a wszystko otoczone przeróżnymi instrumentami z całego świata?

Bardzo dziękuję! Trudno jest mi mówić o jakimkolwiek zamiarze. To nie jest tak, że sobie siebie wymyśliłam. Nie było tak, że usiadłam, postanowiłam wziąć trochę tego, trochę tamtego i pach! Taki jest przepis na Karolinę. Tak naprawdę wszystko to ułożyło się samo. Na pewno do głosu doszły tutaj moje fascynacje muzyczne i ludzie z którymi pracuje. Na pewno też ważne jest środowisko w jakim się wychowywałam, przywiązanie do natury, literatura jaką czytam... W zasadzie wszystko co tworzy MNIE. A przede wszystkim uczucia i przeżycia. Każdy z utworów (w tym tekstów) powstawał w odpowiedzi na coś, co w danym momencie bardzo mną poruszyło. Śpiew stawał się wtedy ucieczą i ukojeniem. Czy przez to płyta jest trudna w odbiorze? Z jednej strony tak, jeśli będziemy myśleć ogólnie przyjętymi showbiznesowymi kategoriami. Ale z drugiej strony ja przekazuję jasne, ludzkie emocje, które są bardzo czytelne i w tej płaszczyźnie wysławialnej i tej o krok dalej, którą maluje muzyka. Stąd i te instrumenty, i te połączenia, po co się ograniczać, skoro można używać tak wielu barw.

Spotkałem się z opiniami, że ciężko jednoznacznie określić rodzaj muzyki która zawarta jest na Twojej debiutanckiej płycie. Jak Ty byś określiła swoją muzykę? Da się to zrobić w jednym zdaniu?

To trudne dla mnie pytanie. Czasami mam wrażenie, że to moje wielkie szczęście, że tak właśnie jest, ale zarazem małe przekleństwo, choć czy naprawdę wszystko musi być tak jasno czarne lub białe? To wszystko jest tak głęboko zakorzenione we mnie, że zawsze przy pytaniu jaka to muzyka, nasuwa mi się jedna odpowiedź: moja. Dużo w niej natury, uczuć, odmiennych od pędzącej codzienności przestrzeni, słuchać szumy lasów i strumieni, echa dziadowskich śpiewów. Jest we mnie jakaś taka dziwna tęsknota za światem, który ginie gdzieś we współczesności.

Podobno długo szukałaś wydawcy, który zdecydowałby się „wypuścić” Twoją płytę. Dlaczego?

Nie chciałam kompromisów. Wiedziałam, że tutaj walczę o siebie. Prowadziłam rozmowy z kilkoma wytwórniami, jednak na ogół wiązało się to ze skrajaniem pod target tak, żeby produkt się lepiej sprzedał. Na szczęście trafiłam do Mystic, gdzie mogę rozwijać skrzydła i płynąć swoim własnym nurtem, taka jaka jestem. Czekać w tym moim świecie na tych, którzy chcą w nim być, a nie przysłowiowo wyskakiwać z lodówek, bo na tym nigdy mi nie zależało.

Zdecydowanie Twoja płyta nie jest płytą pod publiczkę, ciężko będzie się przebić wśród muzyki prostej w odbiorze dla przeciętnego zjadacza chleba. Nie boisz się tego?

Nie, absolutnie się nie boję, bo bardzo wierzę w polskiego słuchacza. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że przyjęto jakąś taką zasadę, że polski słuchacz to ograniczony słuchacz. A przecież w każdym drzemią ogromne pokłady wrażliwości. Rzecz której się boję, lub raczej, którą się bardzo martwię to właśnie to podejście jednostek, od których żależy dostępność takiej a nie innej muzyki. Choć i tu coś zaczyna się zmieniać.

Jesteś autorką wszystkich tekstów, skąd pomysły na treść piosenek, czy wszystkie teksty dotyczą Twoich przeżyć?

Wszystkie. Tak sobie czasami myślę, że chyba nie dało się bardziej obnażyć z tego kim się jest. I może też dlatego te teksty są takstami poetyckimi, bo mimo szczerości, daje mi ona choć odrobinę poczucia bezpieczeństwa. Gdzieś za poetycką metaforą mogę się schować zostawiając odbiorcy miejsce na wpisanie w nie jego własnej prawdy.

Ciekawa przygoda zdarzyła Ci się w podczas podróży do Turcji, kiedy spotkałaś handlarza, który zagrał Ci na 2 strunowych skrzypcach, opowiedz nam o tym.

O! Jest to jedna z moich ulubionych anegdot :). Rzeczywiście, kiedyś podczas pobytu w Turcji, niedaleko stolika, przy którym siedziałam z bliskimi, swój wózek z bibelotami pchał starszy mężczyzna. Zatrzymał się przy nas, wyciągnął swoje skrzypce i zaczął grać a ja oniemiałam. Zaraz któryś z kelnerów chwycił darabukę, inny baghlamę i zaczęli mu wtórować. Było to tak niesamowite, że do tej pory mam wrażenie, że czas wtedy zaczął inaczej płynąć. Nie byli oni zawodowymi muzykami, ale muzyka jaką grali była w nich jakby podskórnie. Tak jakby płynęła w nich od wieków, przez pokolenia, niosąc ze sobą prawdę o czasie minionym, o nich samych. Była w tym ta dziwna tęsknota, o której już mówiłam. Wzięłam od niego te skrzypce i zagrałam sama. Później takie spotkania stały się naszą regułą. Sama kupiłam sobie baghlamę, uczono mnie grać, ale głównie śpiewałam. Okazało się, że mam dużą łatwość melizmatycznego śpiewania, co było pomocne ale nie najważniejsze. Najważniejsze było to, co grało w sercu i wyrażanie tego. Bez obmyślania, zastanawiania się nad tym, czy dźwięk pójdzie za płasko, za głęboko, za tak czy owak. Równie dobrze mógłby się w ogóle nie pojawiać, jeśli za nim nie stałaby jakaś szczerość. Staram się o tym zawsze pamiętać, choć łatwo się zgubić. Wiele się tam nauczyłam. Nie tylko o muzyce.

Podróżujesz do ciekawych zakątków świata i z każdego przywozisz jakieś ciekawe instrumenty. Ile ich już masz w domu i jaki jest dla Ciebie najcenniejszy?

Rzeczywiście, gdziekolwiek uda mi się wyjechać, zawsze staram się przywieźć jakąś muzyczą zdobycz. Stąd moje mieszkanie niedługo zacznie przypominać graciarnię :). W swojej kolekcji mam różne rodzaje bębnów: djembe, kongo, mój ukochany irlandzki bodhran, mnóstwo grzechot i innych przeszkadzajek. Jest też baghlama, lutnia, cytry, okaryna, instrumenty bardziej popularne: gitary, klawisze... Choć najcenniejsze dla mnie są moje skrzypce. Bardzo długo ich szukałam. W zasadzie dostałam je od rodziców w momencie, kiedy kończyła się moja skrzypcowa edukacja. Jestem do nich bardzo przywiązana i ze względu na moich rodziców (wiem, że ich zakup wiązał się z różnymi wyrzeczeniami, bardzo im za to dziękuję), i tego jak trafiły do moich rąk. Jeździłyśmy z mamą od lutnika do lutnika. Grałam na tak wielu instrumentach, ale cały czas czegoś mi brakowało. Za każdym razem czułam, że to nie moje skrzypce. Aż w którymś momencie znudzony i lekko podłamany lutnik wyciągnął "spod lady" TE. O ciemnej barwie, trochę piaskowej. Znalazł je kiedyś na jakimś strychu. Naprawił. W ich drewnie dalej widać datę 1903 r. I już tak zostaliśmy ze sobą. Jeszcze na odchodne usłyszałam, że chyba przeżyły dwie wojny, to i mnie przeżyją.

Jesteś laureatką wielu konkursów, czy zwycięstwa w nich ułatwiają Ci karierę?

Na pewno pomagają mi w dotarciu do większej liczby odbiorców. Po każdym z festiwali jestem bogatsza o kilka, kilkanaście par czułych na muzykę i świat uszu. Festiwale są też świetną okazją do poznawania wartościowych ludzi. Ale one dużo mnie kosztują - chyba taka dola nadwrażliwca. Pojawiłam się na kilku i już dość.

Nowa płyta – i co dalej? Jakie masz najbliższe plany jeśli chodzi o swoją karierę muzyczną?

Niedługo z zespołem ruszamy w trasę koncertową, dostajemy zaproszenia zza granicy. Moje życie nabrało tempa. Chce się jak najdłużej nacieszyć tą chwilą. Cały czas piszę, więc pewnie za jakiś czas zaczę pracę nad drugą płytą. Ale bez narzucania sobie sztucznego pędu. Zostałam na studiach doktoranckich, które też wiele ode mnie wymagają (wiem, że nic nie wiem...). No i nie mogę w tym wszystkim zapominać o moich dzieciakach! Współpracuję ze stowarzyszeniem K40, prowadząc teatr dla dzieci niepełnosprawnych. One to dopiero dają mi siłę i przekonanie, że mogę przenosić góry.

Stworzyłaś swój własny, niespotykany dotąd w naszym kraju styl. Czy wzorujesz się na kimś? Masz jakiegoś idola muzycznego? Czy czerpiesz po prostu z różnych źródeł wszystko co najlepsze?

Staram się dużo słuchać. Nie potrafię wyznaczyć konkretnego stylu, którego się trzymam, bo fascynuje mnie wiele rzeczy. Jakimś takim moim ogólnym wyznacznikiem jest czucie. Jeśli jakiś utwór, artysta potrafi na mnie wpłynąć, wywołuje we mnie to dziwne uczucie w klatce piersiowej, to staje się on moją inspiracją - sama też chcę umieć tak wpływać na odbiorcę. A drogą do tego jest prawda, to takie oczywiste ale i trudne równocześnie.

Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na trasie, wszystkiego dobrego.

To ja bardzo dziękuję!

Komentarze: