Z Marią Niklińską aktorką, dziennikarką, piosenkarką - o jej debiutanckiej płycie i planach związanych z muzyką, rozmawiał Przemek Kokot.
Nie mam poczucia, ze to jest późno, ale że to jest moment, że chcę wreszcie powiedzieć coś od siebie. Byłam i jestem aktorką, i absolutnie tego nie porzucam. Muzyka nie jest szukaniem „pomysłu na siebie”. Jestem w niej sobą. Dotychczas pochłaniało mnie wiele rzeczy i cieszę się, ze wreszcie przyszedł czas na muzykę. To projekt artystycznym, który tworzę, na który mam dużo większy wpływ niż w aktorstwie – gdzie jesteśmy częścią wyobraźni reżysera. Tutaj jestem w pewnym sensie i reżyserem, i wykonawca, i autorem tekstu, decyduję o czym i w jaki sposób chcę to opowiadać muzyką. Płyta na pewno będzie autentyczna i bezkompromisowa.
Jako nastolatka grałam na fortepianie, ale głownie klasykę, zresztą do dzisiaj często słucham muzyki klasycznej, albo jazzu. Później na studiach w Akademii Teatralnej miałam kontakt z piosenką aktorską, którą cenię, ale przyznam, ze nie słucham jej w domu. To co mnie najbardziej interesuje to bezpośredni przekaz od wykonawcy do słuchacza. Emocje bardziej przykuwają moja uwagę niż forma.
Uwielbiam słuchać klasyków takich jak Frank Sinatra czy Billie Holliday, którzy wywodzą się jeszcze z ery swinga i jazzu. Z muzyków lat 60tych i 70tych słucham m.in. zmysłowej Francoise Hardy czy bulwersującego Serge’a Gainsbourga. W warstwie tekstowej uwielbiam prowokujące teksty Gainsbourga czy erotyki Grzegorza Ciechowskiego. Cenię autentyczność czy jest to rock w wykonaniu Nirwany, czy soul Jamesa Browna. Ze współczesnych młodych wykonawców namiętnie słucham np. świecacego wielkie sukcesy ostatnio Sama Smitha czy bardziej alternatywnej Banks. Lubię mieszająca wszystkie gatunki muzyczne Się, która wyróżnia się swoim oryginalnym i poruszającym sposobem śpiewania. W mojej muzyce będzie elektronika, ale „dusza” w muzyce jest dla mnie najważniejsza.
Większość płyty będzie po polsku, ale powstało również kilka piosenek po angielsku. Jeszcze nie ma ostatecznej decyzji, które wejdą na płytę.
Z Marcinem (który jest producentem mojej płyty oraz kompozytorem większości utworów) poznaliśmy się podczas nagrywania płyty charytatywnej. Zaczęliśmy rozmawiać o naszej współpracy, o tym, jak mogłaby ona wyglądać. Uważam, ze tworzenie jest podróżą i materiał, który nagraliśmy jest ostatecznie inny od tego, o czym rozmawialiśmy na początku i to dobrze. To znaczy, ze mój album to nie wymyślony produkt, tylko efekt pewnego procesu. Myślę, że w pracy cały czas siebie zaskakujemy.
Muzyka daje mi to, czego nie dawało mi aktorstwo, czyli większą niezależność i wolność. Z drugiej strony ma wiele punktów stycznych, tzn. tak jak w teatrze - wszyscy wspólnie tworzymy spektakl na scenie niezależnie czy ktoś gra główną role czy drugoplanową, tak np. na koncercie razem z muzykami wspólnie tworzymy opowieść, którą odbiera widz. Wszystkie moje dotychczasowe doświadczenia artystyczne wpływają na to jak podchodzę do tworzenia płyty, nagrywania.
Jeśli chodzi o dziennikarstwo to nie mam planów z nim związanych. ☺ Ale naprawdę myślę, ze w sztuce nie chodzi o to, co jest naszym zawodem, tylko co nas pociąga, w jaki sposób chcemy siebie wyrażać.
Chciałabym grać koncerty, to będzie dla mnie nowe doświadczenie. Tego na pewno nie mogę się doczekać.