"Tworząc teksty, czułem się tak, jakbym był Markizem De Sade"

"Tworząc teksty, czułem się tak, jakbym był Markizem De Sade"

Kilka tygodni temu ukazał się ich najnowszy album "46 minut Sodomy".  Płyta zespołu Aftokolektyw  zawiera 12 jazzowo-folkowych piosenek, uderzających rockową ekspresją, zarejestrowanych na setkę, na taśmę i mówiących o dewiacjach, nieprzystosowaniu, lękach, rozpaczy i toksynach.  Na pytania Przemka Kokota odpowiadał wokalista zespołu -  Michał "Afrojax" Hoffmann

Niedawno ukazał się Wasz nowy album "46 minut Sodomy", o czym jest ta płyta?

W największej mierze o zjawiskach perwersyjnych, o parafiliach i patologiach, których nosicielem jestem i ja, i inni.

Album jest podzielony na 2 części? przypadek czy jakiś głębszy zabieg?

Pierwsze sześć utworów z płyty jest, upraszczając, o miłości. Drugie sześć, znów upraszczając, o nieprzystosowaniu. Był jeszcze trzynasty kawałek, który nie do końca pasował tematycznie i muzycznie, był o Bogu, o wierze, a właściwie o braku wiary. Można go posłuchać w serwisach streamingowych, uwzględniliśmy go tam jako bonus.

Dlaczego tytuł płyty 46 minut Sodomy? Płyta ma 46 minut, ale czemu Sodomy?

Ponieważ tworząc teksty, czułem się tak, jakbym był Markizem De Sade, siedział w pudle i pisał o najintymniejszych kwestiach krwią na prześcieradle. Serio.

Do którego utworu z nowej płyty masz najbardziej osobisty stosunek?

Do wszystkich, ale jeśli muszę wybrać... „Najgorsza sobota w życiu”. Nie chcecie wiedzieć, o czym to jest. To znaczy oczywiście jest o spotkaniu na ulicy i fascynacji od pierwszego wejrzenia,  ale detale znam tylko ja i nigdy ich nie ujawnię. Ex aequo z „Pijanym mistrzem”, gdzie z kolei szczerze przyznaję się do alkoholizmu.

Inspiracje do tekstów czerpiecie z otaczającego Was świata, jak postrzegacie to co się dzieje obecnie z perspektywy zespołu który istnieje juz 15 lat?

Za kolegów nie mogę mówić, natomiast ja często postrzegam świat ze strachem. Przy czym nie ma to nic wspólnego z tym, w jakim kierunku on idzie, bo uważam, że globalnie w coraz lepszym. Niestety, cierpię na galopującą socjofobię i konieczność interakcji z ludźmi zwykle napawa mnie lękiem. Nawet do tego stopnia, że odebranie telefonu staje się zadaniem ponad siły.

Szykujecie coś specjalnego na 15 lecie zespołu?

Niestety, nie. Brak czasu. I tak dobrze, że jest płyta, że będą koncerty, że jeszcze nam się chce.

Przeszliście wiele zmian przez te lata z początkiem wykonywaliście "hip-hop jazz", nie tak dawno zmieniliście całkowicie styl, skąd ta zmiana? Potrzeba rynku?

Potrzeba wewnętrzna raczej. Bardzo szybko męczymy się tkwieniem w tym samym miejscu stylistycznie, artystycznie. Dla nas słowo konsekwencja jest synonimem słowa nuda.

Jak teraz jest z Waszymi koncertami? W 2013 roku odwołaliście mini trasę hip hopową ze względu na małe zainteresowani fanów, jak jest teraz?

W tym roku z uwagi na intensywną pracę nad płytą odpuściliśmy sobie koncerty z wyjątkiem jednego, takiej uroczystej premiery płyty w Warszawie. Ale na wiosnę ruszamy w trasę.

Jakie plany na koniec roku?

Teledysk do „Pijanego mistrza”, który będzie niespodzianką. I przygotowania do drugiego teledysku – jeśli tak, jak mam w planach, powstanie do utworu „Ochroniarzem być”, to przygotujcie się już nie na niespodziankę, ale na szok.

Komentarze: